Stephen King, którego fani okrzyknęli mistrzem grozy, jest w moim mniemaniu (z tego, co zauważyłam we własnym też) literackim rzemieślnikiem. Przyznaje się otwarcie do czerpania inspiracji z różnego rodzaju dzieł kultury i wykorzystywania znanych konwencji. Spod jego ręki wyszły kultowe już pozycje, które wielbiciele gatunku po prostu muszą znać. Wiele z jego powieści i opowiadań zostało zekranizowanych, w związku z czym, jeśli ktoś nie czytał książek Kinga, z pewnością widział jakiś film na ich podstawie.
Co ciekawe, King nazywany jest często mistrzem suspensu (chwyt polegający na wstrzymaniu biegu akcji, stosowany w celu wzmożenia napięcia albo zaskoczenia widza lub czytelnika niespodziewanym zwrotem). Nie zgadzam się z tym, ponieważ człowiekiem, który najlepiej stosował ten zabieg był moim zdaniem Alfred Hitchcock. Jednakże King niewątpliwie często wstrzymuje akcje swoich powieści (pewnie dlatego większość z nich jest tak długa). Muszę przyznać, że nie przepadam za tym mam wrażenie, że przekłada się on na nużące dłużyzny. Rozumiem raz, drugi też przejdzie ale trzeci i kolejne? Proszę o litość.
Jak nietrudno się domyślić, nie należę do dużego grona fanów Stephena Kinga. Jednakże nie znaczy to, że uważam go za literackie beztalencie. Wręcz przeciwnie, doceniam jego warsztat i styl. Zanim w moje ręce wpadła Misery, czytałam takie dzieła autora jak słynna Carrie, zaczęłam cykl o Mrocznej Wieży (poddałam się w połowie trzeciego tomu) i przejrzałam kilka opowiadań. Niestety żadne z nich nie zaparło mi tchu w piersi, może przez powszechne zachwyty fanów miałam zbyt wysokie oczekiwania? Aczkolwiek muszę przyznać, że Roland to rewelacyjna książka, czyżby wyjątek potwierdzający regułę?
Styl autora jest poprawny, widać, że to błyskotliwy i inteligentny mężczyzna. Choć podobają mi się poszczególne wątki i pomysły przedstawione w powieściach Kinga, całość jakoś do mnie nie przemawia… Podobne odczucia mam wobec Misery. Choć nigdy wcześniej nie czytałam książki ani nie widziałam filmu, wiedziałam, kim są Annie i Paul oraz jaka relacja ich łączy, co tylko dowodzi popularności pisarza.
Główny bohater Misery jest pisarzem, który wpada z deszczu pod rynnę, gdy po wypadku samochodowym (nigdy nie prowadźcie po alkoholu!) odzyskuje przytomność w domu nieznanej kobiety. Annie Wilkes to była pielęgniarka, która poza psychozą skrywa mroczny sekret.
Opisując Paula Sheldona, King korzystał z własnych doświadczeń autora bestsellerów. Mężczyzn łączy nie tylko zawód, ale też uzależnienie od alkoholu i narkotyków (w przypadku Paula są to tabletki przeciwbólowe) oraz podejście do fanów. Gdy protagonista narzekał na wielbicielki, które dosłownie zawalały go listami z wyrazami uwielbienia, nie mogłam przestać śmiać się pod nosem. Przypomniały mi się wówczas komentarze na temat wszystkich tych, którzy błagali Kinga w listach, by zdradził im zakończenie Mrocznej Wieży.
Jeżeli chodzi o fabułę Misery jest ona dość prosta. Annie Wilkes odnajduje podczas śnieżycy rozbite na poboczu auto, w którym znajduje się nieprzytomny mężczyzna. Okazuje się, że jest to autor jej ulubionej serii książek o Misery Chastain, Paul Sheldon. Kobieta zabiera go do własnego domu, by udzielić mu pomocy. W związku z wypadkiem bohatera miałam wobec realizmu książki pewne zarzuty, które to autor obalił w późniejszej części książki. Im dłużej czytałam, tym bardziej logiczna stawała się cała historia Paula i Annie, swoją drogą postaci świetnie skonstruowanych pod względem psychologicznym. Zatem muszę grzecznie odszczekać wszystko to, co przed przeczytaniem Misery na temat prozy Kinga powiedziałam.
Jak już wcześniej wspomniałam, King chętnie sięga po suspens, co dla jednych stanowi zaletę, a dla innych wadę. Ja zdecydowanie należę do drugiej grupy, ponieważ nieźle namęczyłam się podczas lektury. Kilkukrotnie miałam nadzieję, że to już koniec, a tu guzik – trzeba czytać dalej. Bo uwierzcie mi, mimo swoich drobnych wad w postaci dłużyzn, Misery uzależnia. Nie spodziewałam się tak dobrej książki. No i muszę przyznać, że w trakcie czytania niejednokrotnie mnie zemdliło przez plastyczne opisy okrucieństwa Annie.
Jednakże nie polecam tej książki, jeśli jeszcze nie znacie prozy Kinga. Misery to powieść grozy, a nie fantastyka, o czym koniecznie należy pamiętać. To właściwie klasyka gatunku, lektura obowiązkowa dla czytelników, którzy lubią się bać (albo czuć obrzydzenie). Znakomite kreacje bohaterów oraz realistyczne i plastyczne opisy powodują, że naprawdę warto przeczytać Misery.