Londyn Nad i Londyn Pod. To samo miasto, a jednak dwa różne światy, które łączy wszystko, a jednocześnie różni wiele. Ten pierwszy jest nam doskonale znany, w końcu w jego rzeczywistości funkcjonujemy. Gdy Richard Mayhew udziela pomocy wywodzącej się z Londynu Pod dziewczynie, jego życie zmienia się na zawsze. Kobieta ma na imię Drzwi i ucieka przed dwoma zabójcami w czarnych garniturach.
Nic mnie tak jeszcze nie przeraziło, jak opis polowania Panów Vandemara i Croupa na protagonistkę Nigdziebądź. Neil Gaiman ma prawdziwy talent do pisania realistycznych scen pościgów. Czytelnik wręcz czuje się jak zwierzyna łowna próbująca uniknąć niechybnego końca. Uczucie zapędzenia w pułapkę towarzyszy zresztą odbiorcy w tej książce bardzo często. Do tego wszystkiego autor wplata w swoją opowieść historię pewnego anioła, Markiza, Łowczyni i bestii z labiryntu. Książka z taką ilością atrakcji po drodze może być albo arcydziełem, albo totalnym gniotem. Jak nie trudno się domyślić, w przypadku Gaimana jest to ta pierwsza opcja.
/Kolega i koleżanka z redakcji pisali już o dwóch najsłynniejszych ekranizacjach prozy brytyjskiego pisarza. Osti porównał książkową wersję Amerykańskich bogów z jeszcze świeżutkim serialem o tym samym tytule, zaś Pabottyro skonfrontowała odsłonę książkową i filmową Gwiezdnego pyłu. Wychodzi na to, że Gaiman ma szczęście do ekranizacji, co wbrew pozorom bardzo rzadko się zdarza. Oceny tytułów zarówno na Filmwebie, jak i Lubimy Czytać (do polskich stron odwołuję się celowo, bo, jak wiadomo, rodzimy odbiorca ma inne wymagania niż amerykański czy brytyjski) są do siebie zbliżone. W przypadku Nigdziebądź jest podobnie (LC równe 7,48/10, FW 7/10).
Serial w 1996 roku wyprodukowała i wyemitowała stacja BBC. Choć nieco się postarzał (zwłaszcza wizualnie), jest to pozycja zasługująca na uwagę. Podkreślam jednak, że wbrew pozorom najpierw powstał serial, a potem książka. Jednakże publikacja różni się od pierwowzoru, a sam autor poprawiał ją już dwukrotnie (wersja preferowana przez Gaimana została wydana w zeszłym roku przez Wydawnictwo Mag).
Największym plusem serialu jest to, że doskonale oddaje specyficzną gaimanową wizję. Widać, że stacja miała do autora dużo zaufania i pozostawiła mu wolną rękę. Całość jest mroczna i owiana aurą tajemniczości. Przyznam szczerze, że gdy pierwszy raz oglądałam serial, oczywiście po lekturze książki, niejednokrotnie przyłapałam się na myśleniu, że właśnie tak to sobie wyobrażałam.
Niestety, ku mojemu ubolewaniu, Pan Vandemar i Pan Croup w wersji telewizyjnej nie są tak przerażający, jak w mojej głowie. Za to sportretowanie przez Petera Capaldi anioła Islingtona to istny majstersztyk! Reszta obsady nieco gaśnie w jego blasku, co nie oznacza, że brak im talentu czy charyzmy. Capaldi, choć gra tu niewiele, skupia na sobie całą uwagę.
A skoro już jesteśmy przy aktorach, pomówmy o znakomitym słuchowisku BBC Radio 4, przy którym pracowały takie gwiazdy, jak James McAvoy w roli Richarda, Natalie Dormer jako Drzwi czy Benedict Cumberbatch podkładający głos aniołowi Islingtonowi. Trailer możecie zobaczyć poniżej:
Dla niewtajemniczonych zaznaczam, że słuchowiska od audiobooków różnią się tym, że poza narratorem pojawiają się w nich również aktorzy podkładający głosy postaciom z książki oraz podłożono w nich dźwięki tła. To trochę tak, jakby słuchać filmu bez obrazu. Bardzo przyjemne doświadczenie, zwłaszcza gdy jest dobrze zrobione technicznie!
Muszę przyznać, że do polskiego audiobooka nijak nie mogę się przyzwyczaić. Pewnie dlatego, że czyta go Jacek Rozenek, a jak dla mnie jego głos już zawsze będzie powiązany z Geraltem z Rivii (drogi Netflixie, miej to na uwadze!). Aczkolwiek technicznie, jak na książki do słuchania wykonane we współpracy z Biblioteką Akustyczną, nie mam nic do zarzucenia. Polecam słuchanie zamiennie z czytaniem wersji papierowej, na przykład po rozdziale. Wnosi to nową perspektywę, urozmaica proces odbioru, a nawet zaoszczędza czas. W końcu słuchać można na przykład sprzątając czy stojąc w korku. Co ciekawe, w wydaniu anglojęzycznym audiobooka czyta sam Neil Gaiman. Pisarz jest rewelacyjnym mówcą, co tylko dowodzi jego niesamowitego talentu. W końcu niewielu autorów decyduje się na to, by udzielić własnego głosu do wersji audio swoich książek.
Gdyby ktoś kazał mi wybrać jeden nośnik, na którym mogłabym od tej pory doświadczać Nigdziebądź, zostałabym postawiona przed bardzo trudnym zadaniem! Każdy z nich jest unikatowy i ma własny urok. Teoretycznie jako mól książkowy powinnam bez wahania zdecydować się na książkę. Aczkolwiek jak tu powiedzieć „nie” Natalie Dormer, której głos wywoływał u mnie ciarki już podczas oglądania serialu Dynastia Tudorów? Niewiele jest książek z możliwością poznawania ich na tak wiele sposobów. Warto sprawdzić każdy z nich, albo jeszcze lepiej, przeplatać je wzajemnie. Kto wie, może dzięki temu odkryjecie w sobie pociąg do słuchowisk czy miniseriali?