Przyznam, że coraz bardziej wciągają mnie historie z nowego kanonu DC, są naprawdę wyraziste i mroczne. Wśród nich zaś taką najbardziej trzymającą w napięciu okazuje się seria poświęcona Aquamanowi. Utonięcie stanowiło strzał w dziesiątkę, ale część druga wgniotła poprzedniczkę w dno oceanu i jeszcze po niej poskakała. Nadpływa Czarna Manta zrobiła na mnie ogromne, jeśli nie monstrualne, wrażenie. Zapraszam was do lektury.
Król Rybak – arturiański opiekun Graala?
Drugi tom Aquamana zaczyna się dokładnie w momencie zakończenia pierwszego. Arthur Curry staje przed nie lada wyzwaniem. Musi udowodnić, że jego Atlantyda nie zagraża ani Stanom Zjednoczonym, ani światu. Niestety, tajemnicza organizacja NEMO, której szefuje nienawidzący króla Atlantów Czarna Manta, doprowadza do konfliktu z USA podszywając się pod jedną, jak i drugą stronę. Padają trupy, a Liga Sprawiedliwości zmuszona zostaje do interwencji. Arthurowi nie pomaga też fakt, iż jego narzeczona Mera nie jest za bardzo lubiana przez społeczeństwo. Żeby wejść do rodziny królewskiej zostaje zmuszona do przejścia przez szereg prób i rytuałów. Władca Atlantydy musi jak najszybciej zapobiec konfliktowi, inaczej zarówno jego morski, jak i lądowy dom czeka zagłada. Czy mu się uda? I co się stanie z Mantą, który ewidentnie stąpa po bardzo kruchym lodzie i raczej nic nie uratuje go od śmierci z rąk Aquamana?
Graficzny i emocjonalny sztorm
Po lekturze emocje sięgnęły u mnie zenitu. Nie dość, że fabuła okazała się naprawdę dojrzała, to jeszcze bohaterów nakreślono wręcz niesamowicie. Kogo tu nie mamy? Aquaman, Mera, Superman, Batman, Wonder Woman, Latarnicy, Manta, a nawet Barack Obama. I każda postać okazuje się naprawdę wyrazista. Klimat jest zawiesisty i mroczny. Niektóre sceny zapadają naprawdę na długo w pamięci. No po prostu brak słów. Ciężko mi jednoznacznie określić, co tak naprawdę było najlepsze w tym komiksie. Czy fabuła, postaci, grafika? Bo i ona tutaj zakrawa o arcydzieło. Kreska jest naprawdę dynamiczna, a kolorystyka żywa i przyjemna. Widać, że rysownicy stanęli na wysokości zadania. Każda plansza ma swoje miejsce i naprawdę brak jakiejkolwiek zaburzyłby idealną całość. Czapki z głów. Podobnie dobrze sprawili się tłumacze od Egmontu. Język doskonale oddaje powagę historii i jej przesłanie. Należy się za to medal.
Kontynuacja przygód Aquamana okazuje się jeszcze lepsza od części pierwszej. Wgniata i to totalnie. Okazuje się, że nawet dziesięciostopniowa skala to za mało. Polecam z całego serca.
Batman albo Obama to wyraziste postacie? Zapłacili Ci za tą recenzję czy nie czytałeś komiksu?