Jestem dość prostym człowiekiem – gdy słyszę, że w jakiejś produkcji można stać się krasnoludem, od razu znajduje się ona w centrum mojego zainteresowania. Tak też w moje niecne łapska trafił HammerHelm – tworzony przez SuperSixStudios miks gry cRPG oraz city buildera. Jakie wrażenie wywarło na mnie to dzieło, znajdujące się obecnie w fazie wczesnego dostępu? Jak by to powiedzieć…
Krasnoludem się nie rzuca!
W grze wcielamy się w krasnoluda, który zostaje wygnany ze swego macierzystego, podziemnego miasta, rzucony na pastwę wszelakich niebezpieczeństw. Nasz dziarski protagonista jednak nie załamuje się, tworząc na powierzchni osadę, do której z czasem zaczną ściągać jemu podobni. Niestety wstęp ten w zasadzie nie ma jakiegokolwiek wpływu na dalszą rozgrywkę, a krasnoludy mogłyby być zastąpione kimkolwiek. Nie zaznamy tu w ogóle klimatu lubujących się w trunkach brodaczy. BA! W ogóle możemy zapomnieć o jakimkolwiek wczuciu się w świat przedstawiony, gdyż ten jest do bólu prosty, nieoryginalny i zwyczajnie nudny.

Lokacje świeca przerażającymi pustkami
We wstępie wspomniałem, iż gra łączy ze sobą dwa różne gatunki, dając dość intrygujące i posiadające olbrzymi potencjał połączenie. Ciekawość i nadzieje jednak pryskają bardzo szybko, już po pierwszych minutach z produkcją. Nie przepadam za krytykowaniem i zawsze staram się wyłapać z czyjejś pracy to, co najlepsze, ale muszę jednoznacznie stwierdzić, że w tym tytule zasadniczo nie działa nic. Segment cRPG prezentuje sie marnie, oferując nam trywialnie prosty system walki, w praktyce ograniczający się do bezmyślnego klikania lewym przyciskiem myszki, kilka niewiele wnoszących do zabawy ulepszeń wymagających zdobywania kolejnych poziomów oraz do bólu powtarzalne misje polegające na zbieractwie, zabijaniu, zbieractwie, zabijaniu, zabijaniu, zabijaniu, zbieractwie i okazjonalnym zabijaniu. W tej przypominającej wyjątkowo słaby symulator MMO rozgrywce dochodzi nawet do takich absurdów, jak przydzielanie do dosłownie każdego wybudowanego domostwa zadania, w którym zbadawszy dziwne odgłosy nie dające spać domownikom spotykamy ducha proszącego nas o zlikwidowanie plagi zombie (w liczbie dwóch sztuk) panoszącej się po jego znajdujących sie nieopodal ruinach. Dorzućmy do tego jeszcze niezwykle uciążliwy i koszmarnie częsty backtracking oraz tworzenie nowego ekwipunku, który nijak nie wpływa na szybkość pokonywania przeciwników i mamy idealny obraz tego, jak nie powinno się robić cRPGów.
Nie lepiej jest z budowaniem miasta. Prócz ograniczonego obszaru wyspy, na którym możemy tworzyć podwaliny naszej metropolii oraz drobiazgów wpływających na nawodnienie, czystość i urodę domostw, rozmieszczenie budowli nie ma najmniejszego znaczenia. Jedzenie od kucharza pojawia się w brzuchach mieszkańców automatycznie, ubrania wydają się być tylko statystyką, staranność o optymalizację ciągu komunikacyjnego nie ma jakiegokolwiek znaczenia, a mury zajmują jedynie miejsce, nie posiadając żadnej przydatności. Nawet jeśli źle zarządzamy doborem konstrukcji i naszym podwładnym brakuje podstawowych środków do życia, prócz ich smutku nie zaznamy choćby drobnych konsekwencji, które wpływałyby na rozgrywkę. Czy będziemy dobrym przywódcą dbającym o swój lud, czy też bezmyślnym nieudacznikiem, rozwój zasadniczo będzie taki sam.
Warto również wspomnieć o tym, że po zapoznaniu sie z opisywanym tu tytułem można stwierdzić, iż SuperSixStudios lubuje się w dziwacznych rozwiązaniach. Byłem naprawdę zdziwiony, gdy siedząc przed komputerem w czasie, gdy maj zbliżał się ku swemu końcowi, nagle na głowach mieszkańców pojawiły się dynie zwiastujące wydarzenie halloweenowe. Podobne zaskoczenie ukazało się na mojej twarzy, gdy okazało się, że po wejściu do lokacji specjalnej opcje dokonania zapisu oraz wyjścia do menu (czy w ogóle z gry) są wyłączone! Choć i tak największym absurdem jest stworzenie klawisza pozwalającego na nieustanny sprint, gdy ten faktycznie wpływa na szybkość poruszania się bez jakichkolwiek obostrzeń czy wymagań. Po co więc możliwość wolniejszego biegania?

Przy uruchamianiu młot potrafi kręcić się naprawdę długo
Na moją splecioną w warkocz brodę!
W obliczu dziwnych mechanik i żenująco słabej grywalności przydałoby się przejść do tego, co mogę ocenić pozytywnie. Tu jednak wkracza kolejne rozczarowanie, gdyż grafika również nie powala. Gra już po uruchomieniu głównego menu pokazuje, że jest zwykłym, paskudnym brzydactwem. Oczywiście nie oczekiwałem wodotrysków godnych zbliżającej sie generacji konsol oraz pełnego wykorzystania ray tracingu, jednak wiele produkcji (jak choćby Stardew Valley, Hollow Knight czy nawet Minecraft) pokazuje, że nawet bez zżerania całych zasobów pamięci można wyglądać nie tylko poprawnie czy oryginalnie, ale również na swój sposób pięknie. HammerHelm zdaje sie mieć to wszystko w poważaniu, serwując nam maszkarona, który technologicznie spóźnił się o jakieś dwadzieścia lat. Co prawda wyraźnie widać, że twórcy celują swoją produkcją również w bardzo młodych odbiorców, jednak o ile może to usprawiedliwić pewną cukierkowość i grzeczność oprawy, o tyle nadal nie tłumaczy wyjątkowo brzydkiej prostoty. Dość też wspomnieć, że chociaż wyspa stara się być choć odrobinę różnorodna, tak lochy i jaskinie są albo niemal identyczne, albo się najzwyczajniej w świecie powtarzają.
To może chociaż audio pochwalę? Nic z tych rzeczy, gdyż ta produkcja nie daje nam zapomnieć o tym, że potrafi schrzanić wszystko. Zarówno w menu, jak i podczas samej rozgrywki jesteśmy raczeni zapętlonymi w nieskończoność melodiami dość miernymi i kompletnie niewpadającymi w ucho, a jedyną ich zaletą jest to, że bardzo łatwo się je ignoruje, oszczędzając sobie nerwów, które mogłaby wywołać ich monotonia i kompletny brak reakcji na nasze poczynania.
Skoro już jakaś lekka pochwała się jednak pojawiła, to wróćmy do narzekania, gdyż w przypadku wszelakich innych odgłosów już nie jest tak sielankowo. O ile jeszcze ścinanie drzew brzmi tak sobie, a łupaniu kamieni i minerałów towarzyszy dziwaczne stukanie, tak ryki oraz jęki wszelakich maszkaronów są najzwyklejszą pomyłką, zwłaszcza w przypadku cudacznie syczących szkieletów. Specjalne zdolności oponentów mają również nieprzyjemną tendencję do uruchamiania się w niemal losowej głośności, przez co nie raz, pomimo dość znacznego wyciszenia, byłem traktowany niespodziewanie głośnymi, niezaplanowanymi jumpscare’ami.

Po horyzont widać, że wizualnie jest naprawdę źle
Niesamowicie brzydka, niezbyt przyjemnie brzmiąca i przede wszystkim nudna jak ekranizacja S@motności w sieci gra – tak właśnie jawi się HammerHelm, produkcja wybitnie zepsuta, której nie tylko nie mogę polecić, ale uczciwość nakazuje mi ostrzec Was przed choćby zbliżeniem się do niej. Potencjał bardzo ciekawego miksu gatunkowego został zmarnowany w dosłownie każdym aspekcie i jedynym uzasadnieniem jej istnienia byłoby to, że jest to projekt zaliczeniowy na studiach. Choć pierwsze wrażenie podpowiadało, że jeszcze można ten twór uratować, tak dłuższa sesja przekonała mnie całkowicie, iż jeżeli ta produkcja ma wyjść, to powinna to zrobić ze Steama. Dosłownie jedyną rzeczą, jaką mogę określić mianem zalety, jest możliwość pogłaskania pieska, jednak biorąc pod uwagę, że nie wiadomo, skąd w ogóle zwierzaczek się w mieście pojawia i po co istnieje, plusik ten jest naprawdę niewielki.