Kiedy J. K. Rowling wymyśliła grę Quidditch, pewnie nie spodziewała się, że kiedyś ktoś zagra w nią w realnym świecie. A jednak! Fani Harry’ego Pottera są zdolni do wszystkiego i stworzyli własną odmianę tego sportu.
Szczypta historii
Każdy fan świata magii przedstawionego w serii o Harrym Potterze pewnie marzył, aby samemu dostać list z Hogwartu i zostać czarodziejem. Aby choć trochę poczuć klimat z książek J. K. Rowling stworzono już mnóstwo rzeczy znanych z powieści i filmów. Można kupić sobie różdżkę, szatę ulubionego domu, fasolki wszystkich smaków czy replikę miotły. Tworzone są także liczne konwenty, larpy, gry, a nawet szkoły magii i czarodziejstwa. Fani prześcigają się w pomysłach, robiąc wszystko, aby tylko poczuć się jak Harry Potter i jego znajomi. Do świata rzeczywistego postanowiono także przenieść Quidditcha! W roku 2007, w Stanach Zjednoczonych powstała Intercollegiate Quidditch Association, która następnie zmieniła nazwę na International Quidditch Association. Od roku 2014 istnieje także oficjalna międzynarodowa federacja sportowa, zajmująca się organizacją turniejów i popularyzacją tej gry. Co dwa lata odbywają się nawet Mistrzostwa Świata w tej dyscyplinie. Takie zawody ostatnio miały miejsce w roku 2018 we Florencji. Wzięło w nich udział 29 drużyn z różnych krajów, a zwycięzcą zostało USA przed Belgią i Turcją. Nie zabrakło także reprezentacji Polski, która ostatecznie uplasowała się na trzynastej pozycji. Kolejny mistrzostwa już w przyszłym roku, w Richmond. A o co w ogóle w tej grze chodzi? Przejdźmy do zasad.

Mistrzostwa Świata w Quidditchu. Ten sport nie należy do najłatwiejszych!
Jak grać w Quidditcha?
Choć technologia wciąż się rozwija, to na razie nie stworzono jeszcze latających mioteł, tłuczków oraz złotego znicza. Dlatego też mugolski quidditch musi być bardziej przyziemny. Wciąż jednak ma bardzo wiele wspólnego ze swoim książkowym pierwowzorem. Na boisku mierzą się ze sobą dwie siedmioosobowe drużyny. Co ciekawe, sport jest koedukacyjny i dlatego w każdym teamie może znajdować się maksymalnie czterech przedstawicieli tej samej płci. Cały zespół liczy natomiast dwadzieścia jeden osób i w każdej chwili można dokonać zmiany. Należy jednak cały czas pamiętać o zachowaniu odpowiednich proporcji.
W grze znajdują się cztery piłki. Jedna z nich, zwana kaflem, to piłka do siatkówki, którą gracze podają do siebie niczym w piłce ręcznej i starają się przerzucić przez jedną z trzech obręczy przeciwnika. Za każde takie trafienie dostają dziesięć punktów. Trzy pozostałe piłki to tłuczki. Nimi operują tzw. pałkarze (po dwóch w każdej drużynie). Każdy trafiony przeciwnik zostaje na moment wyeliminowany z gry. Musi on wrócić do własnych obręczy, dotknąć jednej z nich i dopiero wówczas może kontynuować grę. Przez cały czas wszyscy zawodnicy trzymają między nogami miotły, czyli rury PCV. Jeśli któryś z nich zapomni się i wyjmie swoją miotłę spomiędzy nóg, oznaczać to będzie, że spadł i również musi przerwać grę i się „odklepać”. Quidditch jest także grą kontaktową. Przez cały czas możemy starać się odebrać przeciwnikom piłki, czy to przez zablokowanie, złapanie w locie czy nawet wybicie ich z rąk. Nie wolno jednak wyrywać sobie mioteł czy podcinać przeciwników.
Po 18 minutach na placu gry pojawia się złoty znicz. Jest nim bezstronna osoba, ubrana na żółto i z przyczepioną w okolicach kości ogonowej piłką do tenisa. To właśnie tę piłeczkę mają złapać i zabrać szukający (po jednym w każdej drużynie). Znicza nie wolno zbijać, popychać czy przewracać. On sam z kolei ma prawo wyrwać atakującej go osobie miotłę czy przytrzymywać rękoma. Może zrobić niemal wszystko, aby tylko nie oddać piłki. Kiedy jednak ktoś zabierze trofeum, wówczas jego drużyna zyskuje trzydzieści punktów i gra kończy się. Sędziowie podliczają punkty i wyłaniany jest zwycięzca. Nie zawsze jest to team, który akurat zdobył znicz. Strategia okazuje się więc tu bardzo ważna.

A tak prezentuje się boisko do Mugolskiego Quidditcha.
Mecz, w którym wziąłem udział
Zasady mogą wydawać się nieco skomplikowane, ale kiedy już wyjdzie się na boisko, okazuje się, że wcale trudno nie jest. Każdy zawodnik ma określoną rolę i wystarczy, że skupi się na niej. Osobiście miałem przyjemność rozegrać jedno takie spotkanie. Podczas tegorocznej edycji Łódzkiego Kapitularza, do zabawy wciągnęła mnie drużyna Łódź Pirates. Po wyjaśnieniu zasad i małym treningu zostałem mianowany pałkarzem. Jak się okazało, sztuka zbijania innych w biegu, pilnowanie piłki i uważanie, aby samemu nie zostać strąconym, wcale łatwe nie jest. Już po kilku minutach ledwo dyszałem, a mecz trwał w najlepsze. Na szczęście profesjonaliści byli wyrozumiali względem takiego laika jak ja i zamiast reprymendy usłyszałem, że całkiem nieźle mi idzie, a nawet zebrałem kilka pochwał za wyeliminowanie przeciwnika czy odebranie piłki. Choć wiem, że wszystko było na wyrost, to i tak było mi miło i tym bardziej chciałem dać z siebie wszystko.
Pierwszą część gry wygraliśmy, a następnie zostałem rozgrywającym. Na boisku z kolei pojawił się znicz. Nowa rola była już zupełnie nie dla mnie i nie zdobyłem nawet dziesięciu punktów. Ucieszyło mnie natomiast to, że znicz został złapany, choć w ten sposób mój team przegrał. Wreszcie jednak mogłem odpocząć. Zakwasy czułem jeszcze kolejnego dnia, ale niczego nie żałuję. Quidditch okazał się świetnym sportem, który chętnie będę śledził przy każdej nadarzającej się okazji. Dziękuję natomiast drużynom Łódź Pirates, SkyWeavers Łódź i przede wszystkim pilnującej mnie Kamie, która wraz z resztą znajomych wprowadziła mnie w świat tej niezwykłej dyscypliny.

Zawodnicy Łódź Pirates w obronie
Daj się skusić
Jeśli kiedykolwiek natkniecie się na mugolski quidditch, to nie wahajcie się ani chwili, tylko od razu spróbujcie w nim swoich sił. To wspaniała zabawa, bardzo ciekawy sport, a także sposób, by choć na chwilę samemu przenieść się w pewien sposób do świata czarodziejów. Kto wie, być może macie talent i wkrótce ruszycie wspierać naszą reprezentację na Mistrzostwach Świata? Tym bardziej że od 2016 roku działa także Polska Liga Quidditcha. Aktualnie występuje w niej osiem drużyn z takich miast jak Warszawa, Poznań, Kraków, Olsztyn, Wrocław czy wspomniana już Łódź. Jeśli jesteście z tej ostatniej, wspomnianej przeze mnie miejscowości, to na treningi możecie przyjść w każdy czwartek i niedzielę. Więcej informacji pod tym linkiem. Ja chyba jestem już nieco za stary, aby zostać profesjonalnym zawodnikiem, ale jak jeszcze trochę poobserwuję, to może kiedyś pójdę w ślady Lee Jordana i zostanę komentatorem Quidditcha?

Było ciężko, ale dałem radę! Pozdrawiam wszystkich graczy.