Site icon Ostatnia Tawerna

Migawki z wielkiej bitwy – recenzja komiksu „Diuna. Opowieści z Arrakin”

Jedna bitwa to tysiące splątanych, dramatycznych losów. W tym komiksie usłyszycie o dwóch, do tego zupełnie od siebie różnych: sardaukara i wiernego żołnierza Atrydów. Brzmi przewidywalnie?

Atrydzi i Harkonennowie

Punkt wyjścia wydaje się tu oczywisty, w końcu Diuna tak zasadniczo opowiada historię dwóch szczerze się nienawidzących rodów, a konflikt ten wybucha z pełną mocą, kiedy zmienia się układ sił i zwierzchnictwo nad jedynym w kosmosie źródłem przyprawy, ropy naftowej i maku tej epoki.

Zamieszczone w tym tomie opowiadania nie mają punktu styku, choć dzieją się mniej więcej w tym samym czasie. Trwa bitwa, którą wygrają Harkonennowie i która skaże Atrydów na pustynne wygnanie. Zwycięstwo to w całości zasługa najemników, sardaukarów, czyli elitarnych wojsk samego Imperatora. Jak dobrze wiecie z książki czy ekranizacji, to efekt skomplikowanych intryg, które będą się toczyć jeszcze długo. Polityka, imperialne sympatie i ambicje, kwestia zapewnienia stałego dopływu najważniejszego zasobu na świecie do Nawigatorów Gildii, wielki plan genetycznych modyfikacji ludzkości… Oto właśnie epicka wizja Franka Herberta. Tymczasem należący do tak zwanej Rozszerzonej Diuny komiks Herberta i Andersona idzie w stronę kameralnych opowieści.

Sardaukar nie myli się nigdy

Elitarne wojsko Imperatora formowane jest tą samą metodą, co zastępy imperialnych szturmowców: najpierw łapanka lub czyszczenie więzień, potem mordercze treningi, na koniec może lepiej kupimy trochę klonów… OK, o klonach jeszcze nie ma tu mowy, na razie tylko coś w rodzaju powszechnego naboru pechowców i wyrzutków. A także tych, których rody wypadły z łask, jak to było w przypadku narratora pierwszego opowiadania, Jopati Klony.

Nie mogę powiedzieć, żeby ta nowela grzeszyła wielką oryginalnością. Może jestem uprzedzona, jak mogliście się zorientować po mojej poprzedniej recenzji komiksu z tego uniwersum, nie widzę potrzeby rozpychania dzieła Herberta szczególikami i rozmieniania go na łzawe, ani nawet pełne akcji, wątki poboczne. Diuna ma wyraźną, niemal filozoficzną oś „problemową” i dobrze zarysowaną fabułę krążącą wokół idei powołania do życia kwisatz haderach, widzącego przyszłość, ulepszonego człowieka – plus mnóstwo fascynujących tematów mniej czy bardziej pobocznych.

Krew sardaukara mogłaby wydarzyć się w świecie Gwiezdnych Wojen, na planecie Syndykatu z cyklu Jacka Campbella lub dowolnym innym militaryzującym science fiction. A nawet fantasy. Oprócz nazw własnych nic w niej nie jest typowe dla Arrakis czy Diuny w ogóle. Poza tym to rzetelnie narysowany (Adam Gorham) komiks ze świetnymi kolorami Patricio Delpeche. Znajdziecie tu nagłe zwroty akcji, poznacie szczegół z życia księcia Leto, ale spokojnie mogliście żyć bez tej wiedzy.

Rebelka na Imperatora!

Przyznaję się bez bicia — chciałam mieć ten komiks ze względu na Szept kaladańskich mórz rysowany i kolorowany przez Rebelkę. Stwierdziłam, że nawet gdyby scenariusz był tak generyczny, jak w Genezie, dam radę. Ostatecznie tamtą historię wspominam z czułością, chociaż plik (pozdrawiam czytelnię Scribd) zamknęłam w poczuciu grubej frustracji — na szczęście dzisiaj kojarzy mi się prawie wyłącznie z przepięknymi kadrami. Takie ilustracje potrafią uratować przeciętny scenariusz.

Druga nowelka z Opowieści z Arrakin jest ciekawsza od otwierającej tom. Główny bohater jest obdarzony czymś w rodzaju Głosu — to jongleur, artysta umiejący zahipnotyzować publiczność, opowiadać w sposób tak immersyjny, że słuchacze razem z nim przenoszą się do świata fikcji. Znowu, ta umiejętność nie pochodzi z oryginalnej trylogii ani nawet sześcioksięgu Franka Herberta i pewnie można by zmitrężyć noce na dyskutowaniu, jak dalece ma sens w kontekście pierwotnej Diuny. Scenarzyści zapewniają, że ma, ale nie wspominano o niej, gdyż jest objęta zakazem i czymś w rodzaju tabu. Stąd też bierze się główna oś dramatyczna Szeptu — utalentowany sierżant Vitt nie jest pewien, czy ma prawo używać swojego daru nawet w dramatycznych okolicznościach.

Fragmenty kaladańskie, więc opowiadane przez jongleura, nie są może zbyt wciągające, ale cały komiks Rebelki już tak. Melancholijny nastrój potęgują po bizantyjsku smutne twarze postaci i ich szaty układające się na nich jak u El Greco, odnajdziecie tu nastrój Judasza. Zmiany kolorów, przejścia od dramatycznych czerwieni i pomarańczy (bitwa i dawne heroiczne opowieści), przez szarość po błękity Kaladanu, dużo ciekawiej pokazują zmiany napięcia następujące w narracji niż to zakładał scenariusz oparty na wątpliwościach Vitta. Rebelka zrobił z nowelki przepiękny, straszny i smutny sen.

Dwa opowiadania, oba dobrze zilustrowane, ale tylko jedno zostanie mi w głowie na dłużej, a to dzięki dodatkowym znaczeniom niesionym przez ilustracje. Diuna. Opowieści z Arrakin to na pewno pozycja dla fanów: obu Herbertów lub Jakuba Rebelki. I pewnie tylko tacy będą z komiksu naprawdę zadowoleni.



Nasza ocena: 6,7/10

Jeszcze trochę rozszerzonej Diuny, która przeszłaby bez echa, gdyby nie ilustracje Jakuba Rebelki.



Fabuła: 5/10
Bohaterowie: 5/10
Oprawa graficzna: 9/10
Wydanie i korekta: 8/10
Exit mobile version