Odpowiem od razu: jest lepiej, ale daleko do początkowego poziomu. Pierwszy rok dał zarzewie konfliktu, drugi wprowadził Zielone Latarnie, trzeci magię, a czwarty greckich bogów. Na szczęście w roku piątym nie ma już dalszego poszukiwania nowych zagrożeń, tylko powrót do korzeni. Swoistym novum jest tutaj bowiem udział złoli.
I’m bad
Angaż superzłoczyńców wypełnia lukę, która była pomiędzy grą a komiksami. Bo w tytule Netherrealm gracz do wyboru miał nie tylko zwaśnionych herosów, ale też takie postaci, jak Solomon Grundy, Doomsday czy Joker – przy czym w komiksie Batman i jego ruch oporu rekrutują tych, którzy mają skrupuły (Łotrzy od Flasha), a Superman angażuje w konflikt morderców bez kręgosłupa moralnego.
SuperHomelanderMan
Mało? W pewnym momencie Supek odstawia taką akcję, że zyskałaby nią szacunek samego Ojczyznosława z Chłopaków. Tym samym po raz kolejny scenarzyści pokazują, która strona konfliktu jest tą słuszną. I takie ich prawo, ale obywa się to kosztem większego zniuansowania historii oraz podaje w wątpliwość, dlaczego pozostali bohaterowie wciąż trwają przy Człowieku ze stali, gdy dopuszcza się on zbrodni.
Game over?
Problemem jest tu także bardzo liche zakończenie. Choć w tym przypadku ciężko w pełni winić twórców. Injustice startowało jako gra wideo, a komiks był li jedynie tie-inem, który chwycił i (aż nazbyt) się rozrósł. Stąd fabuła tego prequela musiała doprowadzić do wydarzeń z gry. Obywa się to jednak kosztem historii obrazkowej, bo ta po prostu urywa się bez żadnej konkluzji. Jest to bardzo niesatysfakcjonujące rozwiązanie. W takiej sytuacji przydałoby się przynajmniej jakieś posłowie, w którym opisane byłyby wydarzenia z gry od Netherrealm, ale czegoś takiego tu nie zawarto.
Średniawka
O ile fabuła miała swoje wzloty i upadki, upadki i upadki, tak jedna rzecz pozostała niezmienna przez całą serię. Niezbyt urodziwa warstwa graficzna. Injustice wystartowało jako komiks digitalowy, a przez to, że DC traktowało to jako działalność poboczną, to nigdy nie zostali do projektu zaangażowani bardziej utalentowani artyści. Jest to mocno odczuwalne, bo kadry pełnią jedynie funkcję nośnika treści – nie warto na nich się zatrzymywać i dogłębnie analizować.
Upadek
Lubiłem ten komiks. Wprawdzie historii o konfliktach wewnętrznych superbohaterów jest bez liku, ale jakoś w przypadku pierwszego tomu Injustice zagrało to wyjątkowo dobrze. Za scenariusz odpowiadał wtedy Tom Taylor, który status gwiazdy DC zyskał dopiero później – jednak jego talent lśnił już i w tym przypadku. W drugiej połowie pałeczkę przejął jednak Brian Buccatello i seria na tym wiele straciła. Zniknęła błyskotliwość, dowcip i cięte dialogi. Pozostała smutna nawalanka. Seria Injustice ma jeszcze serię komiksów związanych z drugą częścią gry, a nawet crossover z… He-Manem. Te przygody już mnie jednak ominą.