Toma Kinga nikomu nie trzeba raczej przedstawiać, fani superbohaterów, a zwłaszcza Gacka na pewno o nim słyszeli. Czy Człowiek Cel to kolejny typowy komiks o superherosach, czy może jest w nim coś zaskakującego?
Czy superbohater może być mordercą?
Komiksy superbohaterskie, często koncentrują się na walce herosa z jakimś superłotrem. W pewnym momencie zaczyna się to robić trochę nudne. I właśnie w takich chwilach znienacka przychodzą komiksy nienależące do głównego nurtu, jak Człowiek Cel Toma Kinga z linii DC Black Label. Powieść graficzna, w której nie ma typowych superbohaterskich akcji, raptem kilka krótkich scen zobaczymy w jednym rozdziale. Poza tym fabuła idzie w niespodziewanym kierunku. Bo stawia pytanie, czy superbohater może być mordercą? Otóż protagonista, tytułowy Człowiek cel przyjmuje zlecenie od Lexa Luthora, aby wcielić się w niego i przyjąć za niego kulkę. Tymczasem zostaje otruty tytułowy protagonista, a co najlepsze wszystkie dowody wskazują, że zrobił to ktoś z Międzynarodowej Ligi Sprawiedliwości. Czy jest możliwe, że jakiś bohater odważył się podjąć próbę zabicia Lexa?! Według mnie już punkt wyjścia jest fascynujący. A sama historia zmierza w nieprawdopodobnym kierunku.
Człowiek Cel kontra Międzynarodowa Liga Sprawiedliwości
Zdawałoby się, że najważniejszy będzie tutaj wątek kryminalny, ale w rzeczywistości wcale nie o to chodzi. Prawdę powiedziawszy, już po pierwszych rozdziałach byłem pewien, kto chciał zabić Lexa. I wydaje mi się, że wcale zagadka nie jest najważniejsza, a raczej droga głównego bohatera. Otóż Człowiekowi Celowi zostało raptem dwanaście dni, więc obserwujemy, go jak radzi sobie ze świadomością nadchodzącej śmierci, a jednocześnie, jak wchodzi w relacje z poszczególnymi członkami Ligi Sprawiedliwości. I tutaj przechodzimy do sedna, może to drobny spojler, ale warto wiedzieć, że wbrew pozorom omawiany komiks, jest według mnie przede wszystkim ciekawa, poruszająca opowieść o miłości! Tom King zaskoczył mnie, prowadząc całą historię w zupełnie niespodziewanym dla mnie kierunku. I głównie za to tak bardzo sobie cenię ten komiks!
Wychodzisz za linię!
Każdy inaczej postrzega piękno, gusta są różne i nie wątpię, że ów komiks zachwyci wielu oprawą graficzną. Ja za to, choć doceniam styl artysty i też dostrzegam piękno w jego kresce, to muszę powiedzieć, że bardzo mnie ona drażniła. A konkretnie maniera wychodzenia poza linie – kolory za każdym razem wychodzą poza kontur kształtu. Najbardziej przez to nie podobają mi się włosy bohaterek tego komiksu. Są po prostu brzydkie. Ale żeby nie było, jak wkręciłem się w fabułę, to nie byłem w stanie się wkurzać na kreskę, bo chłonąłem dzieło Toma Kinga. Zatem, o ile bardzo niechętnie będę przeglądał ten komiks, aby podziwiać oprawę graficzną, o tyle chętnie go jeszcze raz przeczytam. Do wydania nie mam wielkich zastrzeżeń. Rzucił mi się w oczy jedynie błąd przy rozdziale jedenastym. Każda część zaczyna się od kalendarza, w którym wykreślone są dni, odliczające nadchodzący koniec bohatera. Tymczasem w jedenastej, zamiast jedenastki skreślono dziewiątkę. Nie jest to zabieg celowy, bo fabuła tego rozdziału rozgrywa się w jedenastym dniu od zatrucia. Na szczęście to jedyny błąd, a na osłodę na końcu zamieszczono galerię klimatycznych okładek.
Czy warto zostać Człowiekiem Celem?
Człowiek Cel zaskoczył mnie niektórymi scenami. Zwłaszcza starcie protagonisty z Guy’em Gardnerem. Po prostu rozwarłem szczękę i nie dowierzałem temu, co widziałem. Podobnie rozdział poświęcony konfrontacji Człowieka Cela z Batmanem i te wątpliwości, jakie nagle pojawiły się w głowie głównego bohatera. Muszę przyznać, że Tom King potrafi pisać bardzo dobre scenariusze. Oprawa graficzna, nie do końca do mnie przemówiła, ale fabuła jest po prostu genialna. Jeśli ktoś chce się oderwać od typowej superbohaterskiej jatki, to ten komiks będzie idealnym wyborem!