To wszystko prawda
Grady Hendrix świetnie pisze, potrafi kreować sugestywny nastrój, a jego horrory to nieprzesadnie zakamuflowana analiza, czy wręcz krytyka społeczna. Widzieliśmy to najwyraźniej w Sprzedaliśmy dusze, ale także Poradniku zabójców wampirów. Final Girls na pewno skojarzą wam się z tym drugim tytułem, bo zaczyna się znowu od grupy kobiet wspólnie radzących sobie z typowo amerykańskimi problemami. Przecież slasher narodził się w USA i to w tym kraju najczęściej dochodzi do wybuchów śmiertelnej przemocy między nastolatkami, nawet jeśli zwykle wybierają niezbyt lubianą w gatunku broń palną. Więc teraz wyobraźcie sobie, że wszystkie te masakry, polowania na dzieciaki zgromadzone na oddalonych od cywilizacji kempingach, w ośrodkach kolonijnych lub szkołach faktycznie miały miejsce. A słynne filmy generujące sequele i spin offy to kino (para)dokumentalne. W książce znajdziecie nawet podziękowania dla osób odpowiedzialnych za stworzenie Letniej masakry czy Mordercy opiekunki — dzieł odtwarzających tragedie tych kilku (już dorosłych i znerwicowanych) „ostatnich ocalałych”. Ta książka jest najbardziej immersyjną z dostępnych u nas powieści Hendrixa — zaczniecie googlować na potęgę, żeby upewnić się, czy przypadkiem sama nie jest fabularyzowanym reportażem. Ostrzegam, autor zrobił to dobrze, będziecie sprawdzać kilkukrotnie, prawda jest tu zręcznie przemieszana z easter eggami z historii horroru oraz życia Hendrixa, jego rodziny i przyjaciół.
Czyli to wszystko prawda, a „finałowe dziewczyny” spotykają się co jakiś czas na terapii grupowej. Nie obywa się bez konfliktów, bo każda z nich radzi sobie z traumą nieco inaczej — na przykład organizując obozy dla osób z podobnymi problemami… Brzmi jak przepis na problem? Nie ubiegajmy wypadków, jednak zasada pistoletu Czechowa działa w Final Girls bez zarzutu, bo jak Krzyk książka gra z konwencjami, korzystając z nich pełną garścią. Także bohaterki i bohaterowie są świadomi pewnych reguł rządzących slasherowym polowaniem, jednak w przeciwieństwie do pokazanego na Splat! FilmFeście 2022 filmu I ty możesz być mordercą tutaj nie jest zbyt zabawnie. Immersja, pamiętacie?
Zawsze przygotowana
Hendrix skupia się na perspektywie Lynn Tarkington, jednej z ocalałych, przez całe posttraumatyczne życie męczącej się nie tylko z lękiem, ale i syndromem oszusta. Niby jest jedyną, która przeżyła „jej” masakrę, miała swój sequel po przepisowych dwóch latach, dziewczyny przyjęły ją do grupy, ale… Stopniowo dowiecie się, jakie ma wątpliwości i dlaczego sprawiły, że dla niej slasher nigdy się nie skończył.
Spora część Final Girls to typowy akcyjniak z ucieczkami i ukrywaniem się oraz efektownym wykorzystywaniem przygotowanych lub przygodnych środków do obrony koniecznej. Lynn jest niemal prepperką, lecz zamiast schronu zawsze ma przy sobie torbę ucieczkową. Dziewczyna wie wszystko o walce z psychopatycznym mordercą, nikomu nie ufa, wciąż kalkuluje w głowie, kto mógł zorganizować nową nagonkę na jej przyjaciółki. Najwyraźniej ten ktoś ma potężną ambicję i poczucie wyższości, skoro postanowił wykończyć wszystkie słynne ocalałe.
Czytajcie i gryźcie paznokcie
Wspomniałam, że to naprawdę immersyjna książka? Wciąga, a do tego naprawdę przekonuje czytelnika, że opisany w niej świat jest prawdziwy. Oprócz wspomnianych przeze mnie podziękowań znajdziecie tu też dodatki w postaci dokumentacji – wywiadów, rozmów z terapeutami, fragmentów opracowań fenomenu ostatnich ocalałych i ich świadectw, które rozwinęły się w świetnie prosperujące franczyzy filmowe.
Dotąd przyzwyczailiśmy się, że Hendrixa wydaje Vesper — i trochę mi szkoda, że tym razem trafił do Zysku. Nie zostawiono nam oryginalnej okładki, dano za to „coś w podobie”. Polskie tłumaczenie tytułu pomija „grupę wsparcia”, a przecież wierny autorskiej wersji „klub książki z południa” jakoś nie zepsuł odbioru powieści o wampirach. Co więcej, tłumaczenie Agnieszki Brodzik wcale nie jest złe, jedynie tytuł zgrzyta. Final Girls. Ostatnie ocalałe zgubią się na półce pomiędzy mnóstwem kryminałów i thrillerów, od których nie da się ich w tej wersji odróżnić. Mam nadzieję, że Vesper nie rozczarowało się tym autorem po Horrorstör i Hendrix wróci do domu.