Nie łatwo zrobić dobry horror. Twórcy gier doskonale o tym wiedzą. Potrzebny jest odpowiedni klimat i napięcie sprawiający, by gracz z trwogą brnął wciąż przed siebie i bał się spojrzeć w tył. Firma Interactive Stone, twórcy Gray Dawn łatwego zadania więc nie miała.

A to ja z chłopakami, tuż przed epidemią cholery
Poznaj historię ojca Abrahama
Gray Dawn przenosi nas do odciętej od świata angielskiej wioski. Cała akcja rozgrywa się w roku 1920. Wcielamy się tutaj w postać księdza Abrahama Markusa, który został oskarżony o zabójstwo chłopca imieniem David. Kapłan jest pewien swej niewinności i zamierza tego dowieść. Niestety, nie jest to takie łatwe. Przez cały czas wokół niego dzieją się nienaturalne rzeczy. Nasz bohater przenosi się do innych rzeczywistości, widzi duchy i demony, w głowie słyszy głosy i nękają go wspomnienia z przeszłości. Czy w tych okolicznościach uda mu się odsłonić prawdę?

Chodzi o to by gonić króliczka
Przy historii pojawia się od razu pewien problem gry. Mamy tu główny wątek zaginionego chłopca. Po drodze pojawia się jeszcze romans naszego bohatera z Aleksandrą, brat Davida, opętana lalka i dzieci z sierocińca chore na cholerę. Wszyscy przeplatają się ze sobą, ale bardzo słabo łączą. Nawet czytając i słuchając wszystkich dialogów, trudno jest zrozumieć o co w nich chodzi. Raz mamy szatana, raz samobójstwo, to znów cytaty z Małego Księcia. Brakuje w nich spójności, przez co gracz może czuć się momentami zagubiony.

Jeszcze tylko pięć minut…
Jest klimat!
Gray Dawn jest określany mianem horroru religijnego. I nie można mieć wątpliwości, co do tego drugiego pojęcia. Nawiązania do religii, głównie chrześcijańskiej, ale i wielu innych widać wszędzie. Jak już wspomniałem nasz bohater jest księdzem. Odwiedzamy po drodze różne kościoły i cerkwie, oglądamy liczne ołtarze i krzyże, zbieramy obrazy ze świętymi. Spotykamy też liczne demony. Pojawia się nawet postać, która prawdopodobnie jest samym Bogiem. Co do horroru – cóż, bardziej użyłbym tu określenia thriller. Owszem, jest niesamowity klimat, idealnie pasująca ścieżka dźwiękowa, przerażające wizje, obrazy, rzeźby, napisy, a cała historia budzi trwogę. Fabuła wciąga, chce się za nią podążyć i czuć dreszcze na plecach. Ale nie ma tu praktycznie żadnych „jump-scare’ów”, atakujących nas wrogów czy czających się w ciemnym kącie potworów. Co nie znaczy, że nie będziemy się bać. Twórcy naprawdę zadbali o zbudowanie wokół gry otoczki grozy i tajemnicy, przez co granie w nią w środku nocy wywołuje pożądane efekty.

Jedni mają serca na dłoni inni na talerzu
Iść, ciągle iść
Gray Dawn nie jest grą skomplikowaną. W sumie mamy w niej tylko trzy rzeczy do zrobienia – rozwiązywać łamigłówki i iść lub biec. Zagadki też są w większości bardzo proste. Wystarczy układać puzzle, znajdować potrzebne przedmioty i odkładać je na miejsce lub odpowiednio ustawić tajemnicze znaki. Co do poruszania się to wciąż przemieszczamy się po różnych lokacjach. Czasem wracamy do poprzednich, to znów odkrywamy nowe i choć wydaje się to nudne, to trzeba przyznać, że producenci zadbali o to, byśmy się nie zniechęcali. Lasy, kościoły, cmentarze, domy – wszystko wygląda pięknie. Jest tu kolorowo lub odpowiednio mrocznie, nie brakuje szczegółów i nawet sufity w katedrach mają odpowiednie malowidła. Ponieważ jesteśmy w roku 1920 to i przedmioty dopasowano do epoki. A nasz świat jest duży i zwiedzania mamy sporo, a podczas niego możemy znaleźć kilka ukrytych rzeczy. Warto więc chodzić i podziwiać. Dobrze wyglądają też zwierzęta i ludzie. W większości. Niestety, muszę też ponarzekać na postaci dzieci, które wyglądają na niedopracowane. Dorośli wyglądają dobrze, ale nieletni są bardziej jak kukły, a i efekty biegania pozostawiają sporo do życzenia. Ze zwierząt ładnie wyglądają owce, kury, motyle czy sarny, ale już machanie skrzydłami sowy jest okropne. Na szczęście przez większość czasu w grze jesteśmy sami, więc nie będziemy musieli zbyt często oglądać tych złych szczegółów, a będziemy mogli się skupić na lepszych.

A cerkwie wyrastaja jak grzyby po deszczu
Jeszcze jednym wielkim plusem gry – o którym już wspomniałem, ale pragnę go podkreślić – jest muzyka. I nie chodzi mi o samą ścieżkę dźwiękową, która pasuje idealnie do gry, ale o piosenki. Akcja rozgrywa się w okolicach świąt Bożego Narodzenia. Nasz bohater posiada radio, które można włączyć i posłuchać piosenek. A ponieważ to początek XX wieku, to nie usłyszymy tu Last Christmas ale posłuchamy sobie chociażby pięknej, chóralnej wersji Carol of the Bells.

Nie ma czasu na wyjaśnienia, wsiadaj
Perfekcji nie ma, ale też jest bardzo fajnie
Interactive Stone nie stworzył gry idealnej. Są tu niedociągnięcia w grafice, dziury w fabule, brak elementów zaskoczenia i za mało straszenia. Również łamigłówki są łatwe, a całą grę można przejść w cztery godziny. Wydawałoby się więc, że nie warto grać w Gray Dawn. Tymczasem nie jest to prawda. Na wszystkie te błędy da się przymknąć oko. Mimo wszystko otaczający nas świat jest piękny i chce się go zwiedzać, główny wątek wciąga, a klimat niepokoju utrzymuje się przez cały czas. Do tego mamy wspaniałą ścieżkę dźwiękową. Dużym plusem jest też fakt, że gra ma co najmniej dwa różne zakończenia, więc warto usiąść do niej ponownie. Jeśli komuś bardziej niż Outlast podobało się Layers of Fear to musi usiąść też do Gray Dawn. Warto przenieść się w czasie, zwiedzić Anglię i Rumunię oraz rozwiązać sprawę zaginionego chłopca.

Grę kupicie tanio na Kinguinie