W imię pokoju zabiję wszystko, co się rusza!
Film opowiada o ponownym zjednoczeniu się grupy dowodzonej przez Waller. Tym razem grupa z początku jest naprawdę duża, by zostać wraz z finałem filmu dość mocno uszczuplona. Film ukazuje, że największym wrogiem współczesnego świata jest kraj, który obiecuje nieść pokój i sprawiedliwość.
Chaos jest tutaj kluczowym wyborem estetycznym, ale kierowanie tego rodzaju zmysłowym atakiem i nie gubienie się w hałasie jest znacznie trudniejsze, niż się wydaje, i jest to największe osiągnięcie Gunna. Nigdy nie traci postaci w akcji, jak to robi wiele biednych współczesnych hitów kinowych. Choć wydaje się, że sam film to kolejka górska bez hamulców, w rzeczywistości jest to bardzo dobrze skalibrowana komedia akcji, na przemian z humorystycznymi momentami oraz wybuchami intensywnej przemocy. W tym kontekście jest to najbardziej szalenie brutalny przebój superbohaterów, dzięki któremu Deadpool wygląda trochę tak jakbyśmy porównywali pierwszą część Harry’ego Pottera do ostatniej. Gunn nie tylko wkracza na terytorium dorosłych ze swoją przemocą, ale przyjmuje ocenę R, której Marvel nigdy by mu nie przyznał, pozwalając, by kończyny zostały wyrwane z ciał zwykle z lepkim dźwiękiem. To film, który jest zabawny w swojej akcji w sposób, w jaki większość współczesnych hitów jest zabroniona. Można powiedzieć, że Gunn i jego zespół świetnie się bawią, a tego typu rzeczy mogą być zaraźliwe.
Dodatkowe aspekty
Największą zaletą filmu jest to, że nie został przedłużony na siłę i trwa trochę dłużej niż dwie godziny zegarowe. Nietuzinkowy humor wprowadzony przez James Gunna świetnie zgrywa się z dziwną grupą zamieszkującą Belle Reve. Dobrze, że tym razem żartów nie poddano cenzurze, bo inaczej ten film nie śmieszyłby wcale, a tak John Cena wyciska co się da ze swojej postaci, aby rozśmieszyć okrucieństwem potencjalnego widza. Ponadto ścieżka dźwiękowa, tak jak w przypadku Strażników Galaktyki (innego filmu Jamesa Gunna), nadaje niezwykły klimat tej komiksowej adaptacji. Kolejna rzecz, która mnie zachwyciła, to fakt, że postacie posługują się swoimi oryginalnymi językami. Wiadomo, że dobrzy mówią po angielsku (albo prawie wszyscy dobrzy bohaterowie tego filmu), a źli w głównej mierze po hiszpańsku. Może wydawać się, że język hiszpański stanowi prawie 30% filmu, jednakże w ten sposób reżyser uzyskał naprawdę ciekawą iluzję walki USA z opresyjnym, małym, latynoskim dyktatorskim państwem.
Fantastyczne wydanie
Tym razem muszę przyznać, że mamy naprawdę ciekawe wydanie Blu-ray. Poza standardowymi scenami niewykorzystanymi oraz gagami, mamy całkiem obszerny dokument o początkach komiksowych postaci granej przez Sylvestra Stallone – czyli Kinga Sharka w Legionie Samobójców. Postać ta znana jest już w Polsce od jakiegoś czasu, ale jednak mało kto wie o jego powiązaniach z drużyną superłotrów. Ciekawy jest też kolejny dokument o tym, jak James Gunn widzi Starro – czyli wielkiego kaiju. Wisienką na torcie są trzy zwiastuny filmu w stylu retro. Ponadto muszę przyznać, że dobrym posunięciem było zrezygnowanie z dubbingu i wprowadzenie lektora w wersji polskiej. Sam film na dodatek dysponuje wersją hiszpańską, angielską, węgierską, hindi oraz czeską.
Zapoznaj się z eksperymentem
Wersja 2.0 Legionu Samobócjów zdecydowanie podkreśla słabości pierwszego filmu (który notabene zdobył Oscara), a jednocześnie ma sens. Wersja Gunna sprawiła, że spojrzałem wstecz na oryginał i pomyślałem, że to właśnie próbowali zrobić, ale przeszkodziła im wytwórnia. Tym razem jednak Warner Bros. sięgnął po rozum do głowy i wykorzystał to, co DC ma najlepsze, a Marvel wzniósł ponad wyżyny – połączył mrok z dowcipem. Brawo! Tym bardziej zachęcam wszystkich do sięgnięcia po nowy tytuł na nośniku Blu-ray i uzupełnienia swojej biblioteczki o tę filmową perełkę.