Goło i wesoło
Początki zawsze są trudne. Frozen Flame zaczynamy od krótkiego tutorialu, który uczy biegać, skakać i walczyć, aby następnie przejść do wyboru wyglądu naszej postaci. W cienkich łachach (a damska postać z biustem na wierzchu) wkraczamy do Arcany – pięknego, barwnego świata fantasy, gdzie pierwsza napotkana postać poprosi nas o pomoc w odnalezieniu skradzionego plecaka. A że plecak znajduje się w obozie Przeklętych, trzeba będzie ich wybić. Swój pierwszy zgon tłumaczyć będę koniecznością zbadania dogłębnie mechaniki gry, chociaż rzucenie się na trzy czarne postacie, mając w dłoni mały toporek i będąc prawie nagą, mogło mieć z tym więcej wspólnego… Ale w porządku, nic się nie stało. Przy drugim podejściu szturm na obóz potworów przeprowadziłam ostrożniej, zebrałam swoje truchło i wróciłam do NPC-a po kolejne zadania. Wypełnianie ich jest konieczne, jeżeli chcemy swojego bohatera wzmocnić i zwiększyć jego szanse na przeżycie.

Z prowizorycznym toporkiem i praktycznie w bieliźnie ruszam zrobić pierwszego questa
Jak nie być cienkim bolkiem
Po pierwsze: dodatkowe umiejętności. Podwyższenie punktów życia, szybsza regeneracja staminy, wyższe skakanie, mocniejsze ataki? Aby odblokować nowe atrybuty, potrzebujemy tytułowych frozen flames, które zdobywamy razem z doświadczeniem. Dodawanie umiejętności możliwe jest przy specjalnych ołtarzach, które udostępniają też opcję zresetowania wszystkich punktów i rozdania ich na nowo.
Po drugie: broń. W grze można walczyć na trzy sposoby – w zwarciu mieczem/maczugą/toporem (i innym orężem, pod warunkiem, że cię stać na przepisy) oraz dystansowo – łukiem lub magicznym kosturem. Ja w RPG-ach zawsze stawiam na styl barbarzyńcy – napaść, zabić, zapomnieć – lub cichego zabójcy w cieniu. Jednakże, dopóki nie nauczyłam się, jak robić uniki i odskakiwać od przeciwnika, walka w zwarciu była dość trudna (dodajmy do równania też słabą zbroję), a mechanika strzelania z łuku trochę mnie drażniła. Postawiłam więc na miotanie ogniem z magicznej pałki – i mam z tego niesamowitą frajdę (potwory aż się palą do walki ze mną). Cieszy też, że w każdej chwili mogę przerzucić się z ciekawości na inne bronie i na pewno jeszcze to zrobię (kościany topór, większy niż moja postać, bardzo kusi).

Selfie z panią czarodziejką
Po trzecie: lepsze odzienie. Na początku do dyspozycji mamy tylko materiałowe elementy uzbrojenia, ale wraz z odkrywaniem kolejnych krain i odblokowywaniem lepszych warsztatów, będzie można szyć zbroję z dobrej jakościowo skóry, strugać z kości lub wykuwać z żelaza.
Po czwarte: szama! Nie ma to jak szaszłyk z dzika schrupany w trakcie walki, żeby podbić sobie HP. Gra jest obfita w faunę i florę, którą można dowolnie miksować w kociołku, tworząc wymyślne dania. Warto mieć w zanadrzu zupę rybną lub tort owocowy, jeżeli brakuje nam potionów.
Po piąte: schronienie. Świat Frozen Flame jest jaskrawy i kolorowy, i taki przyjemny, prawda? Tak, tak, dopóki nie zajdzie słońce… Z nastaniem zmroku nie tylko paleta kolorów staje się bardziej mroczna, ale przede wszystkim ziemię zaczyna skuwać śmiertelny lód. Chodzenie po świecie bez pochodni grozi odmrożeniem sobie kończyn, więc lepiej na noc pozostać w domku, który oczywiście musimy wybudować sobie sami.

W końcu się ubrałam i znalazłam fajny hełm
Biegiem, teleportem, ptakiem
Świat Arcany jest ogromny – tak jak obiecuje producent, mamy w końcu do czynienia z gatunkiem open world. Drogę od jednego potwora do drugiego damy radę pokonać biegiem, nie paląc przy tym nawet tak dużo staminy, ale na większe odległości przydają się zaufane i znane z każdego RPG portale. Co wyróżnia Frozen Flame na tym tle, to możliwość zamieniania się w wielkiego ptaka. Jest to umiejętność konieczna, aby podróżować pomiędzy lewitującymi wyspami, które tworzą drugi ze światów, który odblokowujemy stosunkowo szybko. Latanie pomiędzy zawieszonymi w przestrzeni obszarami jest sporą łamigłówką – ptak ma ograniczoną staminę, więc trasę na docelową wysepkę trzeba rozplanować, albo robiąc przystanki, albo kierując się w regenerujące siłę wiry powietrzne. Brzmi skomplikowanie? Niewątpliwie jest to ciekawy element gry i wciąż się zastanawiam, czy bardziej mnie drażni, że nie mogę ot tak znaleźć się tam, gdzie akurat potrzebuję, czy fascynuje konieczność główkowania i kombinowania na kilka sposobów, jak dotrzeć do celu.

Dolecę, czy nie dolecę?
Głodno, chłodno i do domu daleko
W ciągu 15 godzin grania we Frozen Flame, zrobiłam dwa razy rage quit – właśnie z powodu wielkości Arcany, niedostępności teleportów i dystansu między powietrznymi wysepkami. Kostur mi się popsuł, pochodnia wypaliła, portki porwały, a z jedzenia została tylko owsianka z insektów. O ile brak posiłków i źródła ognia nie są problemem na końcu świata (owoców i elementów potrzebnych do rozpalenia ogniska na każdym kroku jest bez liku), to w przypadku całkowitego zniszczenia głównej broni, bez specjalnego warsztatu niewiele wskórasz. Zostaje rzucić się z rozpaczy w przepaść, wyruszyć w żmudną drogę do bazy lub zacząć budować dom w nowym miejscu. Ja wybrałam ALT+F4, ale długo nie usiedziałam na miejscu i po prostu musiałam wrócić do grania. Dotarłam do swojej bazy i stwierdziłam, że czas na budowanie. I tak odkryłam, że mogę sobie scraftować specjalny kryształ, który pozwoli mi teleportować się z KAŻDEGO miejsca świata. Później natomiast znalazłam sposób na zrobienie sobie w końcu potionów życia i staminy – nareszcie koniec z uciekaniem z pola bitwy i szybkim jedzeniem potrawki z dzika w krzakach. W grze jest tyle do odkrycia, że nie mogę się doczekać kolejnych questów, NPC-ów, miejscówek i irytująco mocnych bossów.
Gra jest tak rozbudowana, że nie zdążyłam jeszcze wspomnieć o oprawie audiowizualnej. Szata graficzna oparta o silnik Unreal Engine (za którą gra dostała nagrodę „Innovative Use of the Tech”) jest bardziej kolorowa, niż bym preferowała (z zasady wybieram mroczniejsze klimaty), ale od strony animacji i dogrania detali nie mam jej nic do zarzucenia. Oprawa audio jest znakomita – dźwięki otoczenia budują świat Arcany, a muzyka tworzy piękny klimat fantasy – gitara, harfa, fleciki, skrzypce raz energiczne, raz smutne, raz podniosłe.
Solo czy z innymi?
Aktualnie we Frozen Flame można grać, wybierając jedną z dwóch opcji na ekranie startowym – lokalnie i na prywatnych serwerach. Serwery publiczne nie są jeszcze dostępne w ramach Early Access i deweloperom mocno się za to obrywa w pierwszych publikowanych recenzjach.
„Lokalnie” nie oznacza LAN-u, jest to po prostu odpalenie na swoim koncie Steam kampanii, do której można zapraszać znajomych z platformy. Z prywatnymi serwerami mamy do wyboru: założyć swój (deweloper udostępnia instrukcję, jak to zrobić) lub wykupić na jednym z płatnych serwisów (np. GPortal). Należy też dodać, że gra jest ciągle rozwijana, a deweloperzy uważnie słuchają narzekań i uwag graczy i co chwilę wypuszczają aktualizacje i hot-fixy, m.in. naprawili swój błąd udostępnienia możliwości założenia prywatnego serwera tylko przez płatne platformy.