Monopolizacja rynku nigdy nie jest dobra. A tu nie dość, że Marvel jest potęgą na rynku komiksów o superbohaterach, to co rusz pozyskuje prawa do kolejnych licencji, jak choćby Gwiezdnych wojen czy nadchodzących pozycji z Obcym i Predatorem. Tylko jak tu się w pełni złościć, jak z takich sytuacji potrafią wyjść naprawdę dobre tytuły? Najlepszym tego przykładem jest Życie i śmierć Conana.
„Barbarzyńca” to według Wikipedii „człowiek dziki, pierwotny, niecywilizowany, okrutny, o prymitywnych odruchach, nie znający kultury europejskiej”. A jednak bezsprzecznie najbardziej znany barbarzyńca popkultury – Conan – wcale taki nie jest. Cymeryjczyk to nie tylko góra mięśni, lecz także inteligencja, spryt, znakomite zdolności taktyczne i dowódcze. Wszystkie te elementy pozwoliły mu na zdobycie tronu Aquilloni. Główna oś fabularna Życia i śmierci Conana toczy się właśnie w tym okresie, gdy bohater ma już awanturniczy okres za sobą.
Post mortem
Pod koniec poprzedniego tomu, Conan leżał umierający na kamiennym ołtarzu. Szkarłatna Wiedźma spotkana w pierwszym zeszycie, a także będąca klamrą dla pozostałych epizodów (często toczących się na przestrzeni dziesiątek lat i tysięcy kilometrów od siebie), postanowiła wykorzystać krew bohatera do przebudzenia boga Razazela. Tom drugi opowiada finał tej historii, lecz zanim do tego dojdzie, scenarzysta Jason Aaron ponownie zaprezentuje kilka wcześniejszych przygód. W pierwszej barbarzyńca wykupuje z niewoli kurtyzany, które pomóc mu mają w zemście za śmierć jego dawnej ukochanej. W innej Conan wraca po latach do rodzimej Cymerii, lecz to, w jaki sposób zostaje przywitany, jest dalekie od oczekiwań. Oprócz tego, będąc w trzewiach potwora, przyjdzie mu zmierzyć się z – całkiem dosłownie – demonami przeszłości. Lecz wszystko to jest tylko przystawką do wspomnianego głównego wątku, w którym m.in. wojownik staje oko w oko z Cromem. Ten pojedynek z bogiem, którego imię barbarzyńca przyzywał w trudnych sytuacjach, to zdecydowanie mój ulubiony epizod. W końcu rzadko kiedy można zobaczyć sytuację, w której bóstwo dostaje tak spektakularnego łupnia.
Conanowe komiksy pierwotnie wydawane były przez Marvela, następnie w latach 2003-2017 prawa do marki przeszły do Dark Horse, by ostatecznie ponownie trafić do Domu Pomysłów.
W tym czasie powstało kilkaset zeszytów o przygodach Cymeryjczyka. A jednak to dopiero powrót do oryginalnego wydawnictwa sprawił, że sięgnąłem po komiks z tym bohaterem. I jeśli jest chociaż cień szansy, że dziesięć procent wcześniejszych przygód jest równie dobra, co Życie i śmierć, to wiem, że popełniłem duży błąd. Scenariusz Aarona to heroic fantasy w świetnym wydaniu. Conan, gdy trzeba, potrafi wykorzystać każdy centymetr swoich mięśni – epickich scen walki jest tu co niemiara, przy czym w każdym zeszycie znajduje się miejsce na lepsze poznanie bohatera, w tym na ukazanie jego uczuciowości i romantyzmu. Bardzo pomysłowo został rozegrany także sam motyw śmierci protagonisty, aczkolwiek tutaj nie zdradzę już nic więcej.
Języczek u trupa
Za stronę graficzną ponownie odpowiada przede wszystkim Mahmud Asrar. Artysta nie posiada może szczególnie charakterystycznego stylu, aczkolwiek wykonuje swoją robotę niezwykle rzetelnie. Conan jest odpowiednio napakowany, wszystkie kobiety ponętne, a potwory i bóstwa odpowiednio przerażające. Powraca tutaj też specyficzny „fetysz” Asrara, o którym wspominałem w poprzedniej recenzji – otóż ten twórca ma dziwną tendencję do rysowania postaci z wystawionym językiem. Dla ożywionego truchła Szkarłatnej Wiedźmy jest to wręcz stały element wyglądu. Zeszyt ósmy, gościnnie narysowany przez Gerardo Zaffino, to ponownie poziom mistrzowski. Uwielbiam styl tego rysownika i mam nadzieję, że przyjdzie mu jeszcze pracować nad przygodami barbarzyńcy. Równie świetną robotę wykonał kolorysta Matthew Wilsona, który nie boi się stosować w pełni nasyconych barw. Cymeria jest odpowiednio niebiesko chłodna, a ostateczny pojedynek z Razazelem skąpany w głębokich czerwieniach.
Tak bóg Conanowi
Oba tomy Życia i śmierci Conana są równie znakomite i powinny zadowolić zarówno wieloletnich fanów bohatera, jak i czytelników, którzy dopiero poznają jego komiksowe przygody. Jason Aaron ma świetne wyczucie muskularnego protagonisty i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś przyjdzie mi czytać inne przygody Cymeryjczyka spod jego ręki. Marvel doczekał się kolejnego świetnego tytułu.