Jako konwentowego weterana, który samych Pyrkonów ma za sobą już dziesięć, trudno mnie zaskoczyć. Tym bardziej, że ostatnimi laty orgowie poznańskiego festiwalu zawieszali poprzeczkę bardzo wysoko i można było przypuszczać, że to, co mogli, już zrobili, a pewne niedociągnięcia i niedogodności po prostu trzeba zacząć tolerować. A okazuje się, że fantaści przesuwają granice niemożliwego w przygotowaniu konwentów. Ale po kolei…
Długi weekend
Pyrkon, jak co roku od kilku lat, zaczął się dla mnie już w czwartek, ponieważ wtedy otwierane są kasy biletowe i można odebrać identyfikatory bez ryzyka długiego wyczekiwania w kolejce. Dzięki relacjom z pierwszej ręki oraz z autopsji wiem, że odbiór plakietek, gazetek z programem i pamiątkowych kostek przebiegał sprawnie i zajmował maksymalnie kilka minut, niezależnie od tego, czy chodziło o okienko dla mediów, twórców programu czy uczestników. Po „kolejkonach” sprzed kilku lat pozostało mgliste wspomnienie. Podobnie zresztą jak po grubej książeczce z opisami punktów programu. Jeszcze kilka edycji temu było mi jej żal, ale biorąc pod uwagę liczbę atrakcji, trudno się dziwić, że została zastąpiona wygodną i przejrzystą aplikacją (pozwalającą również na ocenienie danego punktu) oraz tabelką stanowiącą część wspomnianej gazetki. Ta z kolei wzbudziła mój ogromny podziw. Profesjonalnie przygotowana, z klarownymi i zwięzłymi informacjami (również w języku angielskim), oznaczonymi odpowiednimi ikonami oraz kolorami – cudo. Wszystko, co niezbędne na kilkunastu stronach formatu A3, na gazetowym papierze, który zapewniał niewielką wagę i sporą elastyczność. Sama tabela z punktami programu ułożonymi chronologicznie, bez podziału na bloki lub sale również była strzałem w dziesiątkę, podobnie jak elegancka mapka z opisami budynków oraz, co istotne, godzinami ich otwarcia.

Główne skrzyżowanie w tzw. „czteropaku” z opisem bloków
W ogóle pod kątem komunikacji wizualnej i uporządkowania tegoroczny Pyrkon wypadał niesamowicie. Spójne grafiki, konkretne opisy sal, kierunkowskazy, afisze reklamujące koncerty i przedstawienia oraz mój ulubiony akcent – baloniki oznaczające miejsce, w którym kończy się kolejka na daną prelekcję. Do drzwi prowadziły ślimaki z taśm, które ułatwiały kontrolę nad ogonkiem, a gżdacze czuwali nad tym, żeby osoby chcące dostać się na dany punkt programu kulturalnie się ustawiały. Oczywiście nie zawsze się to udawało, szczególnie, że na przykład w bloku konkursowym nie było ani taśm, ani baloników, co w połączeniu z wąskim przejściem na antresoli powodowało, że przed wiedzówką dotyczącą MCU rozgrywały się dantejskie sceny. Trzeba jednak przyznać, że ekipa w pomarańczowych koszulkach robiła, co mogła i bardzo dobrze obsługiwała uczestników i prowadzących. Jeśli miałbym wskazać jeden mankament w zachowaniu gżdaczy, to byłoby zwracanie się do konwentowiczów per „Pan(i)”, wbrew wieloletniej tradycji mówienia sobie na „Ty” (uwzględnionej nawet w „Kodeksie Pyrkonu” zaraz obok zasad dotyczących kwestii noszenia identyfikatora, spożycia alkoholu czy nękania i molestowania).

Coś dla fanów „Gwiezdnych wojen” – kantyna z Mos Eisley
Klęska urodzaju
Jak wspomniałem wcześniej, program obfitował w niezwykłą ilość atrakcji. Naprawdę nie ubarwiam i nie przesadzam, mówiąc, że dziesięć osób może spędzić Pyrkon zupełnie inaczej i nawet się nie minąć. W samej hali targowej można zgubić się na długie godziny, kolejne zaś spędzić, oglądając liczne wystawy i pokazy. Są tacy, którzy trzy dni grają w planszówki, gry wideo, rysują na tabletach graficznych, biorą udział w sesjach RPG albo larpują. Inni korzystają z warsztatów tańca, walki, cosplayu et cetera. Kolejni poświęcają czas na sesjach zdjęciowych, maskaradzie lub po prostu przechadzaniu się w swoich kostiumach. A przecież są jeszcze prelekcje, konkursy, panele dyskusyjne, spotkania autorskie, dyżury autografowe, maratony anime, pokazy filmowe, koncerty i cała masa dodatkowych wydarzeń. Przy tej okazji muszę pochwalić organizatorów za przygotowanie imponującej liczby bardziej nietypowych atrakcji. Możliwość zobaczenia spektaklu Arka Teatru Ósmego Dnia była czymś naprawdę niezwykłym (szczególnie, że pogoda dopisała idealnie), kolejny występ grupy Percival (tym razem w wersji metalowej) oraz koncert piosenek z musicalu Rodzina Addamsów również zasługują na pochwałę. A tego typu wydarzeń było więcej. Oby ta chlubna tradycja była kontynuowana.
Nie można narzekać też na obecność rozmaitych gości. Zdaje się, że mniej niż w poprzednich latach było polskich pisarek i pisarzy, ale fani książek, komiksów, filmów i seriali mogli cieszyć się obecnością takich osobistości, jak Angus Watson, Christopher Judge czy Stan Sakai. Najbardziej obfity pod względem zaproszonych osób był jednak blok gier fabularnych. Nie bez znaczenia jest też fakt, że wszelkie zdjęcia i autografy były darmowe, a kolejki do nich – wyśmienicie zorganizowane.

Nox i Stan Sakai podczas dyżuru autografowego. Czekanie się opłaciło.
Mnie Pyrkon upłynął głównie pod znakiem prelekcji popularnonaukowych (w większości świetnie przygotowanych) oraz konkursów (w większości przygotowanych znacznie słabiej). Niestety, przyjeżdżając na imprezę, w której bierze udział ponad czterdzieści tysięcy osób, trzeba być przygotowanym na sale pękające w szwach, szczególnie w sobotę. Dlatego nie ma co się zżymać na kolejki do pomieszczeń prelekcyjnych, szczególnie, że poruszały się one całkiem sprawnie i zwykle wystarczyło pojawić się pół godziny przed prelekcją (lub mieć rezerwację), by bez problemu na nią wejść. Bardzo dobrym rozwiązaniem jest również opróżnianie sal po każdym punkcie programu. Dzięki temu nie tylko była szansa, by nieco odświeżyć powietrze wewnątrz, ale również dać większej liczbie osób możliwość dostania się na jakiś punkt programu, uniemożliwiając „okupowanie” miejsc. Więcej pretensji mam do osób, które przygotowywały dwa konkursy wiedzy o Marvel Cinematic Universe. Sorry, ale jak przyjeżdżacie na Pyrkon i podejmujecie się tak popularnego tematu, to musicie liczyć się z dużą liczbą uczestników i być perfekcyjnie zorganizowani. Wymyślanie zasad na bieżąco, nieodpowiednie przygotowanie merytoryczne oraz brak jakiejś formy eliminacji powodują, że przez większość czasu kilkadziesiąt osób zwyczajnie się nudzi, czekając na swoją kolej albo frustruje niesprawiedliwymi kryteriami.
Pokaż mi swoje towary
Nie da się ukryć, że poza rozmaitymi rozrywkami intelektualnymi i „duchowymi” Pyrkon oferuje ogromne wręcz bogactwo dóbr materialnych, budzących pożądanie wszystkich geeków (i agonalny krzyk ich portfeli). Wielka hala wystawców robiła wrażenie proporcjonalne do swych rozmiarów. Na stoiskach swoją ofertę prezentowały wydawnictwa książkowe, komiksowe i growe oraz sklepy z popkulturowymi koszulkami i gadżetami. Sporą część zajmował kącik Bandai Polska poświęcony modelom Gundamów oraz postaci z Dragon Balla, z kolei Black Monk Games przygotowało garaż żywcem wyciągnięty z kreskówki Rick i Morty. Osobna alejka (choć chyba mniejsza niż w poprzednich latach) została przydzielona rozmaitym artystom, sprzedającym swoją twórczość. Oczywiście nie zabrakło również Pyrsklepiku z konwentowymi pamiątkami oraz nagrodami, które można było kupić za zdobyte w konkursach Pyrfunty.

Krasnolud ArcziN wśród swoich ziomków ze Śródziemia
Bardzo ucieszyłem się również z faktu, że strefa gastronomiczna rozwinęła się o food trucki. Po latach jedzenia tych samych podpłomyków albo spożywania na podłodze zamówionego żarcia, nareszcie można było nieco zróżnicować pyrkonową dietę. Szczególną radość wzbudził we mnie podany w piątek czas oczekiwania na posiłek – równe pięć minut. Nie zabrakło także pysznego festiwalowego piwa, do którego można było również dokupić sobie okazjonalny kufel.
Pyrkon, Pyrkon i po Pyrkonie
Chociaż trzy dni festiwalu były dość intensywne i wyczerpujące, po raz kolejny odniosłem wrażenie, że minęły wyjątkowo szybko i konwent trwał po prostu za krótko. Niestety, przyszłoroczna edycja także ma być „jedynie” trzydniowa, ale może już czas pomyśleć nad wydłużeniem imprezy? Co, Druga Ero?
Musi być tam świetnie.. Ostatnio kolega opowiadal mi przy naszej ulubionej Perle jak tam jest… Chetnie się wybiorę. Słuchać takich rzeczy przy ulubionym piwie 😀
Było cudownie. Wrócimy za rok!