Midnight Gospel (2020) to dzieło twórcy serialu animowanego Pora na przygodę Pendletona Warda i komika Duncana Trussella. Tytuł bardzo pozytywnie mnie zaskoczył.
Główny bohater, Clancy, jest właścicielem pewnego nietypowego urządzenia, zwanego symulatorem wieloświatowym. Nie, to nie jest drugi Flash. Zamysłem twórców było ukazanie holistyczności wszechświata, ale nie chodzi tutaj wyłącznie o teatralność ani przeładowanie akcją. Tytułowa postać nosi sporych rozmiarów kapelusz, przywodzący na myśl Tiarę Przydziału z Harry’ego Pottera i prowadzi podcast, w którym wraz z gośćmi z rozmaitych planet dywaguje na temat norm obyczajowych zachodnich społeczeństw i ogólnie o istocie naszej egzystencji. Serial nie nadaje się na binge-watching, dużo lepiej się nim delektować. Czy gdyby neurotyczni komicy zaakceptowali śmierć, potrafiliby być śmieszni? Czy wszystkie związki chemiczne to zło, a może złe są tylko okoliczności ich używania? Czy miłość można traktować tylko w kategoriach romansu? Na czym polega moc przekazów ustnych? Co to jest chi? Jak kształtować w sobie sztukę słuchania innych ludzi? Czym jest sieć Indry? Co jest esencją buddyzmu tybetańskiego? Odpowiedzi na te pytania udziela animacja od Warda i Trussellla. Mam nadzieję, że panowie jeszcze się spotkają, bo efekty ich pracy są więcej niż zadowalające.

Źródło: Netflix
Na pierwszy sezon składa się osiem epizodów, a wśród poruszanych w nich wątków znajdują się: postrzeganie przez ludzi rozmaitych związków chemicznych (Clancy zastanawia się, dlaczego zolpidem i diazepam są spoko, a marihuana niekoniecznie), znaczenie emocji w naszym życiu (z perspektywy głównego bohatera po psychodelikach można zobaczyć złość z zewnątrz, oswoić się z nią), nasz związek z Naturą, medytacja oraz relacja z obiektem. Brzmi dziwnie? Nic bardziej mylnego. Tytułowi, mimo obecności nasyconych kolorów, hordy zombiaków czy różowych bohaterów, daleko do zabierania widza w krainę absurdu. Jest barwnie, ale i bardzo rzeczowo! Razem zastanawiamy się, w jaki sposób zachodnie społeczeństwa postrzegają świat i dlaczego owo postrzeganie jest tak bardzo uproszczone. To tak w skrócie. Moim zdaniem to, co w serialu próbują przekazać widzom goście Clancy’ego, to w dużej mierze filozofia zawarta w filmach studia Ghibli. Istotność akceptacji śmierci w naszym życiu (Opowieści z Ziemiomorza, główną bolączką i źródłem nieszczęścia nemesis protagonisty w tym filmie jest niemożność zaakceptowania swojej śmiertelności), wpływ na nasz dobrostan psychiczny efektu satori (polega nie tylko na obserwowaniu danego obiektu: rośliny, drzewa, mebla, ale także wczuciu się w niego, niejako nawiązania z nim więzi; Ponyo), mistyczny charakter Natury (Księżniczka Mononoke) – to tylko kilka tematów poruszanych w serialu.

Źródło: Netflix
Jest też sporo konkluzji. Dowiadujemy się na przykład, że istota egzystencji to zależność od miłości (ale nie romansu, tylko uszczęśliwiania drugiej osoby). Nawiązań do buddyzmu (zwłaszcza tybetańskiego) czy shintō (tradycyjnej religii japońskiej w dużej mierze opartej na animizmie i szamanizmie) jest tu bez liku. Nie są to jednak jałowe rozważania o tym, czy najpierw było jajko czy kura, wywody bohaterów mają solidne podstawy (czy to w nauce czy filozofii Wschodu). Dam Wam kilka przykładów.
Weźmy na tapetę epizod trzeci Bezdomni myśliwi. Clancy odwiedza w nim pewną antropomorficzną rybę, która lubuje się w magiji (termin ukuty przez Aleistera Crowleya, oznacza powodowanie zmiany siłą własnej woli). Owa ryba dubbingowana jest przez Damiena Echolsa, mężczyznę skazanego za zabójstwo trójki chłopców na karę śmierci. Z zakładu karnego wyszedł on w 2012 roku, po 18 latach odsiadki, w wyniku ukazania się nowych dowodów sądowych. Echols opowiada o tym, jak magija pomogła mu przetrwać i czym różni się ona od okultyzmu. Wyjaśnia też, dlaczego uważa pokolenie milenialsów za zagubione. Serialowi daleko do nihilizmu bijącego z Ricka i Morty’ego. Mamy tu niemalże recepty na życie uduchowione, z nadanym mu kierunkiem. Jeśli nawet ich nie kupujemy, to z pewnością są punktem wyjścia do wielu przemyśleń nad otaczającym nas światem. Pod tym względem tytuł dostarcza wiele dobrego.

Źródło: inverse.com
W odcinku czwartym Oślepieni moim końcem gościnnie występuje Trudy Goodman, pierwsza osoba nauczająca buddyjskiej techniki medytacji opartej na wglądzie połączonej z mindfulness. Jej praca daje efekty. W średniowiecznej scenerii Goodman zwraca uwagę na to, jak ważne jest budowanie wspólnoty (chociażby bezdomnych) i uważne słuchanie siebie wzajemnie. Odnotowuje ona także fakt, że ludzie ciężko chorzy dużo bardziej doceniają życie. Oczywiście dzieli się z Clancy’m również wieloma innymi spostrzeżeniami (żeby nie było, że nadto spojleruję!) Chcę Was po prostu zachęcić do sięgnięcia po Midnight Gospel, bo naprawdę warto. Jest to projekt odważny, ale udany.
W każdym z epizodów gościnnie pojawia się inspirująca postać ze świata rzeczywistego. Przekazuje widzom swój pogląd na życie, który nabyła w efekcie wieloletniej medytacji, pracy naukowej czy innej działalności. Powtarzam, nie jest to jałowe.
Serial można by właściwie odsłuchać, oglądanie nie jest niezbędne. Mam wrażenie, że wizualna dziwność wykreowanego świata ma co poniektórych ludzi przyciągnąć do odbiorników, tak jak wrzucenie zdjęcia z napisem SEX przy jakimś społecznym apelu zachęca do jego odczytania. Polecam każdemu, kto lubi myśleć i docenia zabawę formą. Jest soczyście!