Ultimates! Assemble!
Przypomnijmy, że w poprzednim tomie Ultimate X-Men wyszło na jaw, że poczciwy Charles Xavier nie zabił swojego przyjaciela Erika, a jedynie wyczyścił mu pamięć i „wgrał” nową, w której ten był dobrym człowiekiem, bez mocy mutanckich. Jednak Bractwo Mutantów sprawiło, że ich lider ponownie stał się Magneto i teraz staje na czele grupy, aby zgładzić gatunek Homo sapiens i zastąpić go Homo superior. X-Meni muszą więc ich powstrzymać, ale to nie jest ich jedyny problem. Rząd USA stwierdza, ze występek profesora był występkiem przeciw ludzkości i wydaje wyrok więzienia na wszystkich członków obu zwaśnionych grup. Aby mieć szanse na ich pojmanie, generał Nick Fury wysyła ich tropem Ultimates, tutejszy odpowiednik Avengers, z Kapitanem Ameryką, Thorem i Iron Manem na czele. Na domiar złego okazuje się, że Cyclops zginął podczas akcji na Savage Lands. Jak w takiej sytuacji poradzą sobie bohaterowie?
Kryjcie się, to X-Meni!
Uwaga, akapit zawiera spoilery dotyczące zakończenia. Bez nich trudno byłoby wyjaśnić, dlaczego zeszyt nie jest idealny.
Komiks Ultimate X-Men pamiętam jeszcze z czasów, gdy kilka zeszytów ukazało się na naszym rynku dzięki wydawnictwu TM-Semic. Już wtedy ich przygody bardzo przypadły mi do gustu. Ich powrót za pośrednictwem Egmontu ucieszył mnie i z przyjemnością sięgnąłem po kolejne tomy. Dwa pierwsze z pewnością nie zawiodły i śmiało mogą konkurować z najlepszymi historiami o mutantach rozgrywanych na Ziemi-616. Trzeci tom, za którego scenariusz w całości odpowiada Mark Millar – jeden z najsłynniejszych komiksowych pisarzy, również rozpoczyna się z przytupem. Wojna, jaka wybucha pomiędzy X-Men a Ultimates, jest porywająca i prowadzona z superbohaterskim rozmachem. Starcia pomiędzy członkami obu grup sprawiają, że czytelnikowi szczęka może opaść. W dalszej części zeszytu przenosimy się do wydarzeń, w trakcie których nasi Homo superior starają się powstrzymać swoich pobratymców z Magneto na czele. I tu należy oddać hołd głównemu antagoniście komiksu. Jego plan jest nie tylko zuchwały, ale także dopracowany i przemyślany. Za pomocą maszyny stworzonej przez Forge’a zamierza on usunąć z Ziemi wszystkie żyjące istoty. Przy życiu pozostaną jedynie te osoby posiadające gen X, które postanowią przyłączyć się do niego. Ponadto zamierza oszczędzić jedynie po kilka par każdego gatunku zwierząt, aby te z czasem ponownie mogły się rozmnożyć. Jest też na tyle „wspaniałomyślny”, że zabezpiecza nawet kilku Homo sapiens, aby mogli oni mu służyć i by móc pokazywać przyszłym pokoleniom przedstawicieli „gorszego gatunku”. Ten diaboliczny plan zostaje niemal zrealizowany. Niestety, zakończenie przygody psuje wszystko, co Millar dla nas przygotował. Jest ono niedopracowane, proste, a nawet dość irracjonalne. Jak można się domyśleć, X-Meni powstrzymują go, ale robią to w zbyt łatwy sposób. Ponadto ponad dwutysięczna armia zgromadzona przez mistrza magnetyzmu ucieka, widząc zaledwie siódemkę głównych bohaterów. Nikt, poza Sabertoothem, nawet nie próbuje podjąć z nimi walki. Cała sytuacja jest jeszcze nieco ratowana poprzez wcielenie do składu Rogue, szkolną imprezę czy rozmowę pomiędzy Charlesem i Erikiem w więzieniu, ale niedosyt pozostaje i ciężko wytłumaczyć, dlaczego tak dobry scenarzysta popusł zakończenie kapitalnej historii. Chyba zwyczajnie zabrakło mu pomysłów. Jest to bowiem ostatni tom przygód X-Menów z Ziemi-1610 tworzony przez tego autora.
Nie wszystko tu wyszło
Podobnie jak ze scenariuszem, tak i ze stroną graficzną są pewne problemy. Jak już wspominałem, trzeci tom Ultimate X-Men to starcia tytułowych bohaterów z dwiema różnymi grupami. Za ilustracje do wojny z tutejszymi Avengers odpowiada Chris Bachalo. I to właśnie jego prace stanowią problem zeszytu. Są one niewyraźne i robione albo na siłę, albo od niechcenia. O ile pomysły na scenariusz i sama przygoda są świetne, tak grafiki psują cały efekt. Niedbały wygląd postaci, brak tła i pomijanie niektórych fragmentów mogą zniechęcić. W wielu przypadkach, kiedy poszczególni herosi tłuką się między sobą, zamiast scen walki widzimy rozciągnięte na cały kadr wybuchy czy sterty lecących przedmiotów. Są nawet i takie momenty, w których nawet nie jesteśmy do końca pewni, na co patrzymy, i tylko dialogi w chmurkach nieco rozjaśniają sytuację. Mogliśmy tu dostać naprawdę epicki pojedynek pomiędzy Wolverinem a Iron Manem czy między Thorem i Storm, a tymczasem musimy go sobie sami wyobrazić, bo artysta chyba nie miał pomysłu, jak je przedstawić. Szkoda.
Na szczęście walka z Ultimates to tylko jakaś 1/3 zeszytu. Za dalszy ciąg odpowiadają David Finch i Adam Kubert. I tu już wszystko wraca do normy, kreska jest wyraźna i dokładnie wiemy, co właśnie dzieje się w historii. Nadal może nie ma tu jakiegoś „efektu wow” i wyjścia poza pewne komiksowe ramy, ale przygoda przedstawiona w standardowy sposób w zupełności daje radę i nie można mieć tu większych uwag. Przy okazji plusik należy się dla drugiego z artystów, który na ostatniej stronie umieścił całkiem zabawny easter-egg. Jaki? Sprawdźcie sami!
Warto jeszcze dodać, że na końcu albumu znajdziemy także szkice wykonane przez poszczególnych artystów. W ten sposób możemy zobaczyć, jak przebiega proces powstawania albumu. Jest to z pewnością ciekawa rzecz zwłaszcza dla tych, którzy sami chcieliby kiedyś tworzyć komiksy.
Mogło być lepiej…
Trzeci tom Ultimate X-Men to przede wszystkim bardzo ciekawe starcie grup kontrolowanych przez Nicka Fury’ego i Charlesa Xaviera, a także diaboliczny plan Magneto, który nieźle namieszał na Ziemi-1610. Niestety twórcy zabrakło chyba weny twórczej i samo zakończenie pozostawia sporo do życzenia. Ponarzekać można także na stronę graficzną pierwszej części zeszytu, która jest niechlujna i mało czytelna. Ostatecznie tragedii nie ma i historia powinna przypaść do gustu fanom X-Men. Zwłaszcza relacje pomiędzy profesorem a Erikiem, a także sam charakter drugiego z nich zostały tu przedstawione w bardzo ciekawy sposób. Dodatkowo otwiera ona wątek dla kolejnego tomu, za który odpowiada nowy scenarzysta, a mianowicie Brian Michael Bendis. Miejmy więc nadzieję, że po jego lekturze żadnych uwag nie będzie!