Przez cały okres prowadziłem listę ukończonych gier, bardzo polecam robić sobie takie notatki, można się zdziwić jak dużo (lub mało) ukończono produkcji w ciągu dwunastu miesięcy. W moim przypadku napisy końcowe ujrzałem w osiemnastu tytułach, zarówno z tego roku, jak i starszych pozycji. Czy to dużo? Patrząc po moim aktualnym czasie wolnym i innych zajawkach odpowiem, że tak, dużo. Warto też podkreślić, że nie liczyłem gier, które kiedyś już ukończyłem, np. Resident Evil 2 Remake (ukończone na streamie dla Ostatniej Tawerny) albo Devil May Cry 4. Więc wynik uważam za bardzo dobry, ale czy gry były udane? Jak najbardziej! Każda ukończona przeze mnie produkcja w tym roku, była w mojej opinii co najmniej dobra. Dlatego moje podsumowanie będzie topką pięciu gier, które spowodowały u mnie siedzenie na fotelu w pełnym skupieniu.
Miejsce 5 – My Friendly Neighborhood
O tym, jak uwielbiam gatunek survival horrorów, mógłbym napisać rozprawkę godną rozszerzonej matury z języka polskiego, ale teraz nie o tym. My Friendly Neighborhood zainteresował mnie przede wszystkim staro szkolnym podejściem do gatunku oraz internetowymi opisami, które sugerowały klasycznego Resident Evil, ale zamiast zombie, walczymy z kukiełkami wyjętymi z podróbki Ulicy Sezamkowej, a akcje gry obserwujemy z perspektywy pierwszoosobowej. Rezultat? Wciągający tytuł, pełen lekkiego humoru, moralnych banałów oraz z nietypowym settingiem. Ograniczona liczba zapisów gry, kruchy bohater (który umiera od silnych przytulasów maskotek) oraz pilnowanie się z amunicją, to jest coś, co uwielbiam i w przyjaznym sąsiedztwie wyszło dobrze. Może gra byłaby wyżej, gdyby nie liczne błędy, jak np. niedziałające przeładowanie strzelby czy nieczytelny hitbox pacynek. Nie zmienia to jednak faktu, że gra przykuła moją uwagę i polecam ją mocno.
Miejsce 4 – Warhammer 40,000 Space Marine 2
Wszedłem kompletnie zielony w ten tytuł. Nie znam się na lore Warhammera 40k i nigdy się nim nie interesowałem. W pierwszą część grałem dosłownie chwilę u znajomego, wtedy jakoś mi nie podeszła, ale druga część była tym, czego oczekiwałem po grze, w której dostępny jest miecz łańcuchowy. Animacje przecinania kosmitów to cudo najwyższej klasy, ale oprócz tego mamy ciekawą historię głównego bohatera, ogromnie satysfakcjonujący model strzelania oraz dodatkowe tryby poza kampanią fabularną (PVP oraz PVE). Jednak główna zaleta gry, która znacznie umiliła ogrywanie tytułu, to projekt rozgrywki stylizowany na gry sprzed 10 lat. Idziesz, chwila dialogu, wchodzisz do areny, w której na pewno zaraz wyskoczy ogromny rój, ubijasz bestie i znowu idziesz. Naprawdę zapomniałem, jak prosty i satysfakcjonujący (chociaż w tamtych czasach za bardzo nadużywany) jest to typ rozgrywki. To po prostu świetnie wykonana gra, która pozwala się odmóżdżyć, przeżyć epickie bitwy z chmarami przeciwników i faktycznie poczuć się niczym ten słynny Space Marine. A brak znajomości lore nie przeszkadza w odbiorze produkcji, nawet powiem, że jest to sposób na zainteresowanie się światem Warhammera 40,000. Za Imperatora!
Miejsce 3 – Marvel’s Midnight Suns
Ogromnie potrzebowałem takiej gry. Połączenia karcianki oraz gry turowej w otoczeniu superbohaterów. Lubię Marvela, a ogrywanie tytułu zbiegło się z moim powtórzeniem filmowej trylogii Blade’a, która jest majstersztykiem, więc możecie się domyślić, którego bohatera brałem na misję najczęściej. Uwielbiam też gry turowe, które faktycznie wymagają myślenia i odpowiedniej strategii, a nie szczęścia, gdzie stoisz przy przeciwniku, wręcz go całujesz w czółko, a masz zaledwie 40% szans na trafienie. Oczywiście Midnight Suns też posiada mechanikę losowości w postaci kart, ale są one zdecydowanie przyjemniejsze niż procenty na trafienie. Dodajmy do tego tworzenie więzi z wieloma bohaterami znanego uniwersum, małą, ale satysfakcjonującą eksplorację otoczenia oraz tworzenie swojego bohatera/bohaterki, poprzez podejmowane decyzje czy aktywności dodatkowe. Tytuł nie tylko jest przeznaczony dla fanów, bo umożliwia poznanie historii danych postaci Marvela od samego początku. Problem tej pozycji leży głównie w oczekiwaniach graczy, gdyż została uznana za rozczarowanie, a wcale na taki tytuł nie zasługuje. Mnie ogromnie zaskoczyła i zagrałbym w grę z identycznymi mechanikami oraz rozwiązaniami, ale w innym uniwersum, np. Wampira: Maskarady. A jak już tak o nim wspomniałem…
Miejsce 2 – Vampire: The Masquearade – Bloodlines
Obudź się samuraju, jest 2004 rok. Właśnie wyszedł Vampire: The Masquerade – Bloodlines, który jest tak wypełniony błędami, że ledwo da się w niego grać. Na szczęście po latach stworzono mnóstwo fanowskich aktualizacji, które naprawiły tytuł. Nigdy nie miałem okazji sięgnąć po Bloodlines, grałem jednak w mniej popularnego Redemption. Odsłonę z 2004 roku ukończyłem z pewnym bólem, bo możliwości, która gra daje, robią wrażenie nawet w obecnych czasach, co jest z jednej strony niesamowite dla samej produkcji, ale przykre z perspektywy branży. Półotwarta struktura, która nie przytłacza gracza, różne style rozgrywki w zależności od naszych decyzji i wybranego klanu. Największą robotę robi jednak fabuła, która z jednej strony przedstawia mroczny świat, wypełniony korupcją oraz świadomymi potworami, a z drugiej ma mnóstwo humoru, który wyśmiewa znane motywy krwiopijców. Próba utrzymania człowieczeństwa i powstrzymanie się od złamania Maskarady działają na samego gracza, więc pomimo bycia wampirem silniejszym od zwykłych ludzi, wciąż się powstrzymujemy oraz pilnujemy, by nie obudzić w sobie bestii. Chciałbym szczerze wierzyć, że Bloodlines 2 będzie chociaż w połowie tak dobre, jak pierwowzór. Pozostaje jedynie czekać. Jeśli jeszcze nie zagraliście w ten tytuł, to ogromnie polecam. To pozytywne cofnięcie się w czasie.
Miejsce 1 – Silent Hill 2 Remake
Gra roku 2024 według plebiscytu Mario 2024, poprowadzonego przez Mario i sponsorowanego przez Mario. Wielu nie wierzyło w Bloober Team, ale od powstania pierwszego Layers of Fear wierzę w polską ekipę i nigdy mnie nie zawiedli. A to, co udało im się osiągnąć przy remake’u Silent Hill 2, to przerośnięcie wszelkich oczekiwań. Niesamowicie odnowili Ciche Wzgórze z ogromnym szacunkiem i starannością. To wręcz magiczne przeżycie poczuć ponownie strach oraz niepokój odwiedzając miasteczko Silent Hill. Walka, o którą było najwięcej obaw (no i o wygląd Angeli, ale ludzie zdecydowanie z tym przesadzili), była dostatecznie toporna, by mimo posiadania 30 apteczek w kieszeni, dalej czuć się jak słabiutki człowiek w środku piekła, ale równocześnie nie denerwowała. Muzyka i udźwiękowienie tła to pokaz, jak ważne dla horrorów jest to, co gra w słuchawkach. Wszystko, co słyszymy, wżera się w nas, nawet cisza. Rok temu dostaliśmy remake Resident Evil 4, czyli mojej ulubionej gry. Oryginalne RE4 było dla mnie zawsze pięknym diamentem, a remake dokonał niemożliwego – ulepszył doskonałość do granic możliwości, przez co diament stał się jeszcze piękniejszy i bardziej lśniący. W przypadku Silent Hill 2 i jego remake’u stwierdziłbym, że mamy do czynienia ze szmaragdem i diamentem. Oba tytuły równie piękne, równie angażujące, równie przerażające. Pewne rzeczy rozwiązują inaczej, ale każdy ma swój urok. Pewnie pytacie: „która gra jest szmaragdem, a która diamentem?” odpowiedź musicie znaleźć sami. Zagrać w oba tytuły (jeśli będziecie mieli taką okazję z oryginalnym SH2) i przydzielić do nich kamienie szlachetne. Z tego miejsca chcę też podziękować i pogratulować Bloober Team za ten remake. Zrobiliście kawał genialnej roboty! Szkoda, że The Game Awards było zbyt ślepe, by to dostrzec…