Marvel uśmiercał już swoich bohaterów. Tym razem padło na jednego z najsłynniejszych, czyli Steve’a Rogersa, znanego bardziej jako Kapitan Ameryka. Czy świat jest gotowy na jego odejście? I kto teraz stanie w obronie prawa i porządku? O tym opowiada nam Ed Brubaker w komiksie Śmierć Kapitana Ameryki.
Uwaga, spoiler?
Śmierć Kapitana Ameryki rozpoczyna się w momencie, gdy trwa jeszcze Wojna Bohaterów. Steve Rogers stoi na czele superbohaterów, którzy są przeciwni rejestracji zamaskowanych herosów. W tym samym czasie Bucky Barnes przenika do S.H.I.E.L.D., aby przy wsparciu Nicka Fury’ego przedostać się do systemów organizacji i móc kontrolować jej ruchy. Najwyraźniej ochrona instytucji nie funkcjonuje zbyt dobrze, ponieważ działa w niej także człowiek Red Skulla. Gdy Kapitan Ameryka poddaje się i ma stanąć przed sądem, ktoś oddaje do niego strzał, a nasz bohater ginie. Jak w tej sytuacji poradzą sobie jego przyjaciele? Kto przejmie tarczę? I co na to złoczyńcy? Jedno jest pewne – świat nie jest gotowy na utratę jednego ze swoich obrońców.
Dwa w jednym
Śmierć Kapitana Ameryki to trzeci tom przygód Steve’a Rogersa. Jest oczywiście związany z wydarzeniami, które miały miejsce w Zimowym Żołnierzu i Czerwonym Łajdaku, ale mamy tu także do czynienia ze sporym przeskokiem czasowym. Tom II kończył się atakiem na siedzibę Kronasu. Ten z kolei wrzuca nas w wydarzenia związane z Wojną Bohaterów. Kapitan jest teraz ścigany przez S.H.I.E.L.D. i nie ma czasu zajmować się generałem Lukinem. W tę sprawę natomiast mocno angażuje się Bucky. W tym momencie należy podziękować polskiemu wydawcy, Egmontowi, że zamieścił w zeszycie fragmenty innego komiksu, jakim jest Zimowy Żołnierz: Zimowe zabójstwa. To uzupełnienie całości, bez którego czytelnik nie do końca wiedziałby, jaki związek ma ze sprawą nie tylko Barnes, ale także Nick Fury. Wszystko pozostawałoby w sferze domysłów, a tak dostajemy pełną historię.
Brubaker w formie
Za scenariusz do Śmierci Kapitana Ameryki odpowiada Ed Brubaker, człowiek znany wszystkim fanom komiksu. Po raz kolejny nie zawodzi czytelników. Dostajemy bowiem do ręki pełen napięcia kryminał, który znacznie różni się od standardowych opowieści w stylu superheroes. Choć występuje w nim mnóstwo trykociarzy, z takimi gwiazdami jak Zimowy Żołnierz, Czarna Wdowa czy Iron Man na czele, to fabuła wcale nie wiążę się ze scenami akcji i ratowaniem świata. Owszem, kilka osób zostaje obitych, ale to jedynie wątki, wiążące wszystko w całość. Wszystko kręci się jednak wokół śmierci głównego bohatera. Spodziewałem się, że ten moment nastąpi dopiero gdzieś pod koniec zeszytu, a tymczasem Rogers ginie już po kilkunastu stronach. Reszta to już niezwykła intryga, w której wychodzi na jaw, kto pociągnął za spust i jaki związek ze wszystkim ma Red Skull. Jego plan jest naprawdę mistrzowski i można być pełnym uznania dla tego bad guya. Od tego momentu naszym głównym bohaterem staje się natomiast Bucky Barnes, pragnący zemsty za śmierć przyjaciela. O wszystko obwinia Tony’ego Starka, który musi mieć się na baczności. Sporo miejsca autor poświęca także Falconowi oraz Sharon Carter, śledzącym sprawców zamachu. I choć odbiorca dużo wcześniej wie, kto pociągnął za spust, nie zmienia to faktu, że sytuacja jest napięta aż do samego końca. W dodatku nie wszystko zostaje wyjaśnione. Śmierć Kapitana Ameryki kończy się w takim momencie, że z niecierpliwością będę czekał na ciąg dalszy.
Uchwycić klimat
Głównym rysownikami komiksu są Steve Epting i Mike Perkins. Obaj panowie odpowiadali także za obrazy w dwóch poprzednich tomach. I to widać już na pierwszych stronach. Tak jak uprzednio, tak i teraz panowie najwięcej uwagi poświęcają twarzom bohaterów, ich mimice i okazywaniu emocji. To najbardziej przeszkadzało mi zwłaszcza w Czerwonym łajdaku i obawiałem się, że teraz będzie podobnie. Na szczęście z czasem artyści muszą skupić się na całych sylwetkach, a także otoczeniu. I trzeba przyznać, że wychodzi im to nieźle. Sceny pościgów, skradania się czy też strzelaniny i wybuchy może nie wychodzą spektakularnie, ale z pewnością dobrze. Największym mankamentem są tu bijatyki. Gdy pięści idą w ruch, a wokoło lecą zęby, wszystko wygląda jakoś nienaturalnie. Jakby rysownicy nie do końca wiedzieli, jak podejść do tematu. Na szczęście takich momentów jest niewiele i można szybko przez nie przebrnąć.
Jak już wspomniałem, w komiksie znaleźć można także fragmenty innego, uzupełniającego całą historię. Za obrazy w tomie Zimowy Żołnierz: Zimowe zabójstwa odpowiadają Lee Weeks i Stefano Gaudiano. Osobiście ich prace podobają mi się bardziej niż te stworzone przez Eptinga i Perkinsa. Więcej w nich ekspresji i bardziej przyciągają uwagę. Lepiej wypadają tu nie tylko sceny walk, ale też życie codzienne postaci. Świetnie uchwycono wspomnienia Bucky’ego z II wojny światowej, kiedy to wraz z Rogersem, Namorem i Thomasem Raymondem udaje się na świąteczną imprezę. Aż szkoda, że ich rysunków jest w zeszycie tak mało.
Śmierć to jeszcze nie koniec!
Śmierć Kapitana Ameryki to komiks, który miał bardzo duży wpływ na całe uniwersum Marvela. Cieszę się, że opowieść o tak ważnym wydarzeniu opowiedział nam Ed Brubaker. Nie wiem, czy którykolwiek scenarzysta zrobiłby to lepiej. Mamy do czynienia z mrocznym kryminałem, trzymającym w napięciu nawet w momencie, gdy tytułowy bohater jest już martwy, a my wiemy, kto za tym stoi. Tym samym pisarz dorównał swojemu innemu – jakże ważnemu – tytułowi czyli Zimowemu Żołnierzowi. Trochę słabiej wypadają natomiast rysunki zawarte w zeszycie. Artyści może i oddali wszystkie emocje bohaterów, ale nie do końca udało im się uchwycić momenty, gdy akcja przyspiesza, a śledztwo zamienia się w walkę. Mimo wszystko jest to nadal zeszyt, który w swojej kolekcji trzeba mieć. Są tu nie tylko historyczne momenty, mające wpływ na losy innych bohaterów stworzonych przez Dom Pomysłów, ale także niepowtarzalny klimat. Wcześniej jednak należy zapoznać się z dwoma poprzednimi tomami, aby zrozumieć całą sytuację, a także mieć chociaż ogólne pojęcie o tym, czym była Wojna Bohaterów. Bez tego niektóre fragmenty mogą nie mieć dla nas sensu. Kiedy jednak uporamy się z przeszłością Steve’a Rogersa i przeczytamy najnowszą część jego przygód, poczujemy niedosyt. Na szczęście Egmont już zapowiedział kolejną część, którą będzie Kapitan Ameryka: Człowiek, który kupił Amerykę. Myślę, że warto będzie czekać.