Pierwszy tom Phillipa Kennedy’ego Johnsona Sagi Świata Wojny był dynamiczny i ekscytujący, z kolei drugi wprowadził trochę wyjaśnień odnośnie tego, co działo się naokoło głównego bohatera. Z kolei trzeci tom, to domknięcie wybitnej historii, na miarę tej o śmierci Superman z ostatnich lat ubiegłego wieku.
Chcemy więcej takiego herosa
Problem, jaki pojawiał się z Supermanem, dotyczył przede wszystkim tego, że ciężko było go dopasować do współczesnych czasów. Poczciwy chłopak z kosmosu, wychowany na protestanckiej farmie. Super, ale dzisiejsze czasy się zmieniają, a nawet sama Ameryka się zmienia, dlatego też zasługuje na uznanie lekka modyfikacja tego bohatera.
Główną otoczką jest jednak wciąż zachowanie trzonu Supermana i jego dobroci wynikającej z wychowania przez państwa Kent. Przez większą część historii można zauważyć, że Superman jest czymś na kształt „Bezkrwawego Miecza”. Daje on przykład swoim przeciwnikom, którzy chcą go zabić, że można walczyć bez agresji, a już zwłaszcza bez zabijania (Batman by go za to nagrodził). Największy problem pozostaje jednak z kompanami Clarka Kenta. Okazuje się, że niektórzy z nich jak Midnighter zabiją i przekraczają zakazaną granicę. Sądziłem, że twórca pod koniec coś z tym zrobi, na przykład ukaże konfrontację Supermana z Midnighterem, ale tak się nie stało. To chyba największa wada fabularna tej sagi. Da się jednak na nią przymknąć oko, zwłaszcza że cieszy też fakt, że dostaliśmy krótkie tie-in o pochodzeniu Mongula, co lepiej potrafiło nam zrozumieć jego intencje, oraz historię o nowotworze Marthy Kent – której niezłomna postawa w walce z historią dała inspirację Supermanowi do walki z niemożliwym.
Miłe suplementy
Interesujące jest też to, że mamy naprawdę zróżnicowane style graficzne. Historie malowane jak przedstawienia barokowych obrazów o walce dobra ze złem, im bliżej Ziemi, tym częstszy kreskówkowy styl, oraz współczesną szybką kreskę, charakterystyczną dla przedstawienia zróżnicowanego sprzętu kosmicznego.
Kennedy Johnson chyba właśnie to chciał zrobić, czyli pomieszać fabułę space opery z czymś na wzór przygód Conana Barbarzyńcy, by osiągnąć nieziemski efekt wybitnego Ostatniego Syna Kryptonu. Chciałbym jeszcze nadmienić, że nie tylko mamy tutaj starcie z wielkim Mongulem, który wydaje się najokrutniejszym przeciwnikiem Supermana, gorszym nawet od Brainiaka czy Lexa Luthora, ale przedstawiony po raz kolejny świat bez Supermana, gdzie inni członkowie superrodzinki próbują ratować naszą planetę, w tym chiński Superman – Kong Kenan. To wszystko sprawia, że naprawdę ciekawie czyta Sagę Świata Wojny. Ponadto Johnson przywraca Kenny’ego Bravermana — Conduita ! Postać ostatnio widzianą w 1995 roku w Śmierci Clarka Kenta. Braverman był melodramatycznym złoczyńcą swoich czasów, ale stał się dla mnie czymś w rodzaju klasyka, biorąc pod uwagę, że żaden pisarz nie podjął się go ponownie od prawie 30 lat. Mam nadzieję, że autor dalej będzie kontynuował historię z Supermanem dla DC.