Po Draculi wydawnictwo KBOOM postanowiło kontynuować swój cykl horrorów. Tym razem do naszych rąk trafił komiks Frankenstein żyje, żyje! stworzony przez Steve’a Nilesa i Berniego Wrightsona.
Dalsze losy potwora
Komiks Frankenstein żyje, żyje! opowiada historię znanego niemal wszystkim potwora Frankensteina. Nie jest to jednak przedstawienie dziejów znanych z powieści Mary Shelley czy adaptacji filmowych. Mamy do czynienia z kontynuacją przygód bohatera już po śmierci jego stwórcy i ucieczce z wioski. Potwór nękany jest przez wizje przeszłości oraz wyrzuty sumienia. Nie może pogodzić się z tym, że zabił człowieka. Stara się więc umrzeć, ale szybko okazuje się, że jest nieśmiertelny. Zrządzeniem losu trafia do domu doktora Simona Inglesa. Jest to jedna z nielicznych osób, która nie widzi w bohaterze potwora, pozwala mu mieszkać pod swoim dachem, rozmawia z nim bez uprzedzeń i dzieli się swoją wiedzą. Jednak Ingles skrywa pewną mroczną tajemnicę. Przed potworem Frankensteina pojawia się dylemat – być wiernym przyjacielem czy jednak pomóc osobie w potrzebie.
Łabędzi śpiew
Frankenstein żyje, żyje! to zdecydowanie więcej niż tylko komiks. Jest to przede wszystkim pożegnanie z niezwykłym rysownikiem Berniem Wrightsonem. Przez wiele lat twórca współpracował z największymi wydawnictwami komiksowymi, w tym z DC Comics oraz Marvelem. To właśnie on jest pomysłodawcą i twórcą postaci znanej jako Swamp Thing. Artysta zmarł 18 marca 2017 roku, a jego ostatnim dziełem był omawiany zeszyt. Już na początku możemy przeczytać bardzo osobisty wstęp napisany przez scenarzystę Frankensteina, Steve’a Nilesa, w którym żegna on swego przyjaciela. Dowiadujemy się także, że Wrightson był świadom swej śmiertelnej choroby oraz tego, że nie uda mu się dokończyć Frankensteina. Dlatego osobiście namaścił jako swego następcę Kelleya Jonesa, którego rysunki również znajdziemy w komiksie.
Jeśli chodzi o warstwę wizualną, to jest ona zachwycająca. Wrightson chciał, aby jego ostatnie dzieło było doskonałe i takim je uczynił. Ilość detali w każdym kadrze powoduje, że trudno oderwać od nich wzrok. Dopracowane do perfekcji tła sprawiają, że każdej stronie poświęcamy kilka minut, a później wracamy do niej, by jeszcze raz sprawdzić, czy czegoś nie przeoczyliśmy. Niestety w pewnym momencie te szczegóły kończą się i rozpoczynają się ilustracje stworzone przez Jonesa. I choć rysownikowi znanemu najbardziej z tworzenia komiksów z Batmanem w roli głównej talentu również nie brakuje, to jego styl jest zdecydowanie inny od stylu poprzednika i czytelnik może odczuć pewien niedosyt.
Historia pełna dramatyzmu
Frankenstein żyje, żyje! to nie tylko piękne ilustracje, ale także kapitalny scenariusz. I choć rysunki można oglądać w nieskończoność, to w komiksie nie brakuje także akcji, a czytelnik chętnie poznaje dalsze losy potwora Frankensteina. Steve’owi Nilesowi również należą się najwyższe słowa uznania. Ani przez chwilę nie pozwala on nudzić się odbiorcy, a co więcej, zmusza go do przemyśleń. Bohater, który jest odrzucany przez społeczeństwo i zmaga się z własnymi problemami, wreszcie odnajduje przyjaciela, który naprawdę go ceni. Jednak i on ma swoje mroczne sekrety. Co w takim wypadku należy wybrać? Czy prawdziwa przyjaźń jest najważniejsza i należy być wiernym bez względu na wszystko? Jak pomóc komuś, kogo kochamy? Są to z pewnością pytania, na które będziemy musieli sami znaleźć odpowiedź. Autor da nam bowiem zupełnie inne i nie do końca oczywiste rozwiązanie.
Ukłon w stronę fanów
O zwieńczenia dzieła Nilesa i Wrightsona zadbało także wydawnictwo KBOOM. Podobnie jak w przypadku Draculi, tak i tu dostajemy do rąk przepięknie wydany komiks. Jego format został powiększony i wydany w twardej, lakierowanej oprawie. Może przy czytaniu jest nieco nieporęczny, ale prezentuje się wyśmienicie. Nie zapomniano też dodać wspomnianego już przeze mnie listu autorstwa Steve’a Nilesa. Co więcej, na ostatnich stronach czeka prawdziwa gratka dla fanów. Dołączono bowiem niepublikowane dotychczas szkice autorstwa Wrightsona. Rysownik nie zdążył ich już własnoręcznie dokończyć i to na nich bazował następnie Jones. Taka forma wydania powinna usatysfakcjonować każdego miłośnika komiksów. Jeśli ktoś jest jeszcze bardziej wymagający, to na rynku dostępna jest także wariant z okładką autorstwa Przemysława Truścińskiego. Ta wersja jest jednak limitowana, więc trzeba się spieszyć, aby ją dostać.
Każdy powinien go mieć
Frankenstein żyje, żyje! to prawdziwa gratka dla wszystkich miłośników powieści Mary Shelley, twórczości Wrightsona, ale i wszystkich miłośników komiksów. Dostajemy tu wszystko, czego moglibyśmy sobie życzyć. Wciągająca fabułą zmusi nas do kilku refleksji, rysunki przykują nasz wzrok na długie minuty, a dodatki sprawią, że jeszcze bardziej docenimy pracę twórców. W przyszłości będziemy chcieli wracać do tego komiksu, a i chętnie pochwalimy się nim przed znajomymi. Dlatego warto zaopatrzyć się w swój własny egzemplarz.