Czasem – jak każdy fantasta – lubię sobie wyobrażać rzeczy, które nigdy się nie zdarzą, których nigdy nie zobaczę. Na przykład: minę Howarda Phillipsa Lovecrafta, gdyby przyjechał na duży konwent, wszedł na strefę wystawców i ujrzał... małe, słodkie, pluszowe Cthulhu’iki. Podejrzewam, że dla Samotnika z Providence byłaby to niezła próba charakteru.
Możliwe, że nawet pokręcona wyobraźnia prekursora weird fiction nie podpowiedziała mu, gdy pisał swe utwory, jak wielką popularnością będzie się cieszyć mitologia Cthulhu prawie sto lat później. Ani tym bardziej, jak licznych przeróbek i adaptacji się doczeka – od tych całkiem serio do tych całkiem na żarty. A skoro już o żartach mowa…
Cthulhu Światy to karcianka inspirowana sami-wiecie-czym, ale utrzymana w humorystycznej konwencji. Nie znajdziecie w niej niczego specjalnie bluźnierczego czy nieopisanego – za to niewielką instrukcję, 4 maty graczy, kilka żetonów i 108 kolorowych kart. Każdy z graczy zaczyna z 50 punktami zdrowia psychicznego. Jak łatwo się domyślić, celem gry jest doprowadzenie przeciwników do obłędu, zanim samemu postrada się zmysły.
Każdy z graczy ma własną talię, na początku dość ubogą, bo zawierającą 10 kart. Zagrywając je, można gromadzić coraz większą pulę mocy przywołania, a tym samym – dobierać do swojej prywatnej talii kolejne, coraz potężniejsze karty z talii ogólnej. Początkowa faza gry to zwykle właśnie budowanie możliwie najlepszej talii, późniejsza – radosne wykańczanie przeciwników.
Karty pozwalają, w pewnym uproszczeniu, gromadzić wspomnianą wyżej moc przywołania, atakować delikatną umysłowość innych graczy, bronić się oraz leczyć. Jednak przed zagraniem niektórych z nich należy spełnić określone warunki. Można też – a nawet należy – łączyć je w interesujące komba.
Brzmi skomplikowanie? Może trochę, ale z karciankami i planszówkami już tak jest – zawsze lepiej zagrać i spróbować, niż godzinami wczytywać się w instrukcję. Tym bardziej, że w przypadku Cthulhu Światów ta ostatnia pozostawia wiele do życzenia. Jest kiepsko napisana, układ zasad ma nieintuicyjny, a w dodatku część reguł okazuje się nieprecyzyjna – na tyle, że moja pierwsza rozgrywka zakończyła się fiaskiem, ponieważ wraz z innymi uczestnikami musieliśmy domyślać się paru pominiętych w instrukcji szczegółów. A na stronie wydawcy niestety próżno szukać pomocy.

Karcianka Darwin Kastle’s Cthulhu Światy
Na szczęście metodą prób i błędów udało nam się dojść do tego, jak dokładnie powinno wyglądać rozdanie. Pozostało jeszcze zapamiętanie ikonek, które piktogramicznie określają działanie kart. Znowu nie najprostsza sprawa, bo niektóre symbole z niczym konkretnym się nie kojarzą i sprawiają dość abstrakcyjne wrażenie. Wielokrotnie sięgaliśmy do instrukcji, zanim byliśmy w stanie samodzielnie rozpoznać ich działanie.
Żeby jednak nie demonizować – to wszystko kwestia wprawy, zagrania dwóch-trzech rozdań, potem można śmigać. Na przykład moi rodzice (osoby nieskalane lekturą Lovecrafta) – na początku się trochę gubili, trzeba było pewne zasady powtórzyć kilka razy, ale wkrótce podchwycili, o co chodzi, wciągnęli się… I teraz czasem sami proponują, żeby z nimi zagrać.
Według informacji na pudełku jedno rozdanie trwa 25-45 minut. Bliższa prawdy jest ta druga wartość, ale ogólnie – to nie gra, na którą trzeba by rezerwować cały dzień (nie to co na przykład Twilight Imperium). Wiele zależy od tego, jak ułożą się karty, rozdania na ogół idą jednak równym tempem, toczą się ciekawie i zabawnie.
Mocną stronę Cthulhu Światów z pewnością stanowi oprawa graficzna. Nie bez powodu twórcy, opisując w instrukcji kolejne elementy kart, użyli określenia „czadowa ilustracja”. Obrazki są naprawdę świetne, groteskowe, przykuwają wzrok i nadają rozgrywce odpowiedni ton. Mi-Go noszą tu krawaty (koniecznie ze spinką), Personel Medyczny U.M. pod maską chirurgiczną chowa małe macki, a koło Necronomiconu leży jak gdyby nigdy nic pizza z okultystycznymi symbolami. Mniam!
Cthulhu Światy to ciekawa propozycja na leniwe popołudnie, kiedy nie ma się ochoty na przekombinowane planszówki. Jeśli chodzi o inspiracje twórczością Lovecrafta, gra ta zdecydowanie stoi w opozycji do rozbudowanych i poważnych Horror w Arkham czy Eldritch Horror. Uczestnikom zabawy oferuje znacznie lżejszy klimat, grozę potraktowaną z przymrużeniem oka. Zwycięstwo zaś to wypadkowa udanego kombinowania i łutu szczęścia.