Tutaj nie ma gry! Nie ma słabej gry, jest tylko dobra zabawa
Dla sprostowania – „niegra” wydana została przez Draw Me A Pixel w 2020 roku na komputery osobiste i telefony, a w 2021 roku – na Nintendo Switch. Jest to jednocześnie plus i minus, bo chociaż każdy ma smartfona, a Switch nadaje się do gier indie, to nadal typowi gracze Xboxów i Playstation mogą nigdy o niej nie usłyszeć. Przyznaję się, sam bym się o niej nie dowiedział, gdyby nie youtuber, który zajmuje się game designem – Adam Millard. To on polecił mi tę grę i bardzo mu za to dziękuję. Ukończenie tytułu zajęło mi około 6 godzin, a prawda jest taka, że jak ktoś jest bystry, to będzie w stanie przejść tę pozycję w jakieś 4–5 godzin. Nie jest to aż tak duża ilość czasu w porównaniu do nowych otwartych gier AAA (AC: Valhalla, na ciebie patrzę!).
W naszym rodzimym kraju gra popularna nigdy jakoś bardzo nie była, żadnej kampanii marketingowej, tylko kilku influencerów nagrało coś o niej i to z małymi wyświetleniami. Nie ma co się dziwić, produkcja ta nie ma nawet polskiej wersji językowej czy nieoficjalnego spolszczenia. A szkoda, bo moim skromnym zdaniem każdy powinien zagrać lub przynajmniej obejrzeć tę „niegrę”. Wszechobecny humor, interesująca fabuła, żarty z ukochanej przez graczy branży przypominają potencjalnemu użytkownikowi, że gry indie mogą być tak samo dobre jak Triple-A. A w dzisiejszych czasach z natłokiem premier w eShopie i Steamie można o tym zapomnieć.

Każdy marzy o takim systemie
Gameplayu niby brakuje, ale jest go aż nadto
Z podstawowego punktu widzenia jest to zwykła gra logiczna typu point-and-click. Cały czas się tam tylko i wyłącznie klika lub przeciąga myszką różne sprite’y i piksele. Jednak im głębiej, tym więcej pomysłów pojawia się przed graczem. Gdy na początku tylko przesuwamy rzeczy z dołu naszego ekranu, który symbolizuje płynny ekwipunek, w połowie będziemy już odnajdywać wskazówki w HUDzie gry, albo nawet w napisach końcowych. Nie mam serca pisać tutaj o rozwiązywaniu zagadek, lepiej samemu to wszystko wymyślić. Większa satysfakcja gwarantowana.
Nie znajdziemy tutaj łączenia przedmiotów godnego starych point-and-clicków, ale gra radzi sobie z tym problemem lepiej.
W produkcji tej rozwiążemy zagadki na różne sposoby: przez odwrócenie telewizora, by zobaczyć, co jest z tyłu planszy, lub otwierając lootboxy. Dokładnie tak, otworzymy tutaj również i lootboxy, tylko spokojnie, to chyba pierwszy raz od dawna, kiedy skrzynki będą pomocne (nie na pierwszy rzut oka), a nie są tu tylko po to, by zdobyć skórkę zbroi dla konia. Zresztą znajdzie się tutaj też żart z typowych RPGów zeldopodobnych. Ilość tego typu pomysłów jest ogromna i wszystko trzyma się całości.
Jak na point-and-clicka przystało, pojawia się tutaj także system podpowiedzi. Niestety muszę się przyznać, że skorzystałem z niego kilka razy. Gdy pierwszy raz to zrobiłem, była to najzabawniejsza rzecz, jaką od dawna słyszałem. Przy pierwszym naciśnięciu na wskazówkę w tle zaczął buczeć negatywnie tłum! Tytuł jest świadomy tego, że nie chcemy używać podpowiedzi, by przejść dalej. Przezabawna sytuacja.
Denerwowała mnie w sumie jedna rzecz, a mianowicie za szybkie albo za wolne podpowiedzi ze strony narratora (a o nim więcej w podrozdziale niżej). Czasami mówił coś, co miało nam pomóc kilka sekund po rozpoczęciu poziomu, a często też nie powiedział nic aż do wykonania pierwszej aktywności, którą trzeba zrobić, by przejść dalej. Bardzo wybija to z rytmu gry. Momenty, w których sami odnajdujemy rozwiązania, myśląc out of the box, są najlepsze i często nie chcemy, by ktoś jakkolwiek nam podpowiadał.
W całej mojej rozgrywce napotkałem jeden błąd, ale z okazji tego, że był on pod koniec zabawy i wystarczyło tylko zresetować aplikację, by go naprawić, nie ma co go opisywać.

Myślenie poza pudełkiem jest tutaj powszechne
Fabularnie majstersztyk godny ruskich aktorów głosowych
I nie zrozumcie mnie źle z tym śródtytułem. To tylko rolling joke, który pojawia się przez całą rozgrywkę, ale to wszystko, co powiem. Lepiej samemu go odkryć. Voice acting w tej grze jest naprawdę dobry i to on napędza tę opowieść. Postaram się nie spoilerować za dużo, ale jeżeli ktoś chce wejść na czysto, niech lepiej uważa. Bierzemy udział w tej grze i gra jest tego świadoma. Gracz wciela się właśnie w użytkownika gry, który po prostu chciał sobie w coś zagrać. TING: WD od samego początku nie pozwala mu spędzić miło tego czasu. Nakierowuje święcącymi strzałkami na wyjście lub po prostu blokuje nam przycisk „Start” metalową pokrywą. Gdy potencjalny nabywca przedostanie się do środka, opowieść zaczyna się robić jeszcze ciekawsza. W produkcji zadomowił się Glitch, który ma swoją własną osobowość i chce zrobić coś ze światem… Coś, gdyż co dokładnie, to już każdy będzie się musiał sam dowiedzieć! W każdym razie przeniesiemy się do różnych wymiarów dzięki Panu Błędowi. Są to oczywiście bardzo dobre podróbki innych znanych produkcji. Osobowość gry samej w sobie, ponieważ to ona jest naszym narratorem, bardzo wpływa na gracza. Chcemy jej pomóc odnaleźć dom, odpocząć, dorwać Glitcha, rozwiązać jej zagadkę i chociaż przez całą długość fabuły gra będzie bardzo chciała, by ją wyłączyć, to i tak chcemy dokończyć nasze dzieło. Naprawdę dobrze napisana postać, albo w sumie mógłbym napisać – kod. Jeżeli ktoś jest fanem żartów, czy to z branży gier, czy z Internetu, na pewno nie będzie się tu nudził i dostanie pozytywny, dobry fanservice. Ciekawą fabułę dopełniają właściwie typowe suchary słowne czy mnóstwo nawiązań do popkultury. Nawet do Ricka Astleya.

Fani Zeldy poczują się tutaj jak w domu
Udźwiękowienie nie z tego wymiaru
Soundtrack do There Is No Game: Wrong Dimension to idealny akompaniament do rozgrywki i grafiki. Od 8-bitowej muzyki przy pikselowych poziomach, przez muzykę z filmów z lat 80, kończąc na hip-hopie! Różnorodność jest ogromna i wszystko pasuje tam, gdzie powinno. I wprawdzie tonacja zaczyna się spokojnie i powoli im dalej w las, tym więcej utworów, naprawdę dobrych utworów. Aż chce się kupić całe udźwiękowienie na Steamie, by wspomóc twórców, których i tak dużo nie było. Co do dźwięków z samej gry, jest równie dobrze. Każde użycie przedmiotu zasygnalizowane jest świergotem kojarzącym się z danym narzędziem. Z ciekawostek dźwiękowych warto dodać, że za każdym razem gdy naciskamy „wyjdź z gry” usłyszeć można wcześniej wspomnianego narratora, który podpowiada takie rzeczy jak np. „Nie zapomnij mnie odinstalować!”. Po prostu cudowne! Imersja aż do końca!
Czy to nadal point-and-click? Czyli podsumowanie
Nie zamierzam odrzucać swojej hipotezy, każdy powinien w tę metagrę zagrać choć raz. W tej produkcji znajdziemy mnóstwo majestatycznych charakterów, dobrej jakości udźwiękowienie i ogromne ilości żartów. Sam na początku bałem się, że się znudzę. W końcu to kolejny point-and-click adventure, tak wskazywały opisy w Internecie. Po pierwszych 20 minutach zdałem sobie sprawę, że wcale tak nie jest. Point-and-click to tylko sposób poruszania przedmiotami. Rozgrywka jest na tyle rozbudowana i pomysłowa, że zaraz zapominamy, że tylko przesuwamy elementy w odpowiednie miejsca. Jest tam tyle warstw, że czasami układając jedną rzecz w odpowiednim miejscu, zapominamy, że gramy w point-and-clicka. Przenosimy się np. w coś pacmanopodobnego. Świat i fabuła napisane są tak dobrze, że nawet retardacyjne elementy rozgrywki nie powstrzymują chęci użytkownika do ukończenia tego tytułu.
PS: Poczekajcie, aż dojdziecie do poziomu muzycznego. To jest arcydzieło!