Hollywoodzkie Cliche
W pierwszej recenzji Istoty wody wyraziłam swoje obawy dotyczące fabuły dzieła Camerona. Nie miałam pewności, czy piękne widoki i zapierające dech w piersiach efekty, nie są jedyną atrakcją oferowaną przez ten tytuł. Miałam rację.
Pierwszą połowę filmu ogląda się dobrze. Pandora bez 3D i bez IMAX-a nie wygląda już tak fenomenalnie, ale to nadal miłe dla oka widowisko. Niestety, gdy znudzą Wam się widoki, Avatar: Istota wody nie ma wiele więcej do zaoferowania.
Motyw o istocie rodziny, o walczeniu o nią niezależnie od okoliczności, jest wszystkim doskonale znany. Zdecydowanie zbyt dobrze znany, by zacząć się nudzić na trzygodzinnym seansie poświęconym właśnie relacjom rodzinnym. Oglądając Avatara w domu, nie mogłam pozbyć się wrażenia, że ten tytuł stoi jedynie graficznymi atutami i efektami, które robią wrażenie wyłącznie na sali kinowej.

Materiały prasowe filmu „Avatar: Istota wody” od Galapagos Films
Piękno Pandory
Świat Avatara nadal jest piękny, nawet bez okularów 3D na naszym nosie. Bardzo przyjemnie się patrzy na nowe, wodne środowisko plemienia Metkayina. Do tej pory detale widoczne na ciałach różnych bohaterów ciekawią i przyciągają uwagę. Warto jednak mieć na uwadze, że to zdecydowanie nie jest takie samo widowisko, jak w kinie.
Wydanie DVD wygląda estetycznie. Film możecie obejrzeć w polskiej, angielskiej i czeskiej wersji językowej, z napisami w tych trzech językach.
Uciecha jedynie dla oka
Z seansu w kinie kilka miesięcy temu wyszłam umiarkowanie zadowolona. Po seansie w domu uważam, że motyw rodziny, który przeszkadzał mi już za pierwszym razem, jest nużący i przewidywalny. Avatar: Istota wody to tytuł na raz.