W drodze przez Algierię
Główną bohaterką Amnesia: Rebirth jest Tasi Trianon, która wraz z mężem i kilkoma innymi osobami bierze udział w katastrofie samolotu lecącego nad algierską pustynią. Po odzyskaniu przytomności kobieta traci część swoich wspomnień. Co więcej, wokół niej nie ma nikogo z pozostałych pasażerów. Nie wiedząc, co się stało, rozpoczyna poszukiwania. Trafia do tajemniczej jaskini – pełnej fragmentów jej przeszłości, zagadek, niebezpieczeństw oraz wrót do innego wymiaru. Chcąc wydostać się z tego miejsca, coraz bardziej traci zmysły. Czy uda jej się wydostać nim całkiem zwariuje?
Końca nie widać…
Frictional Games pokazało już, że potrafi robic horrory. Choć wielu innych wydawców starało się im dorównać i powtórzyć sukces Amnesii, to dotychczas nikomu się to nie udało. Fani docenili klimat i fabułę poprzednich części. A skoro coś jest dobre, to po co to psuć? I twórcy… nie do końca właśnie tak pomyśleli. Kilka rzeczy zostawili, trochę pozmieniali i wyszła nam produkcja, która nie powtórzy osiągnięć pierwowzoru. Ale po kolei. Jeśli graliście w inne odsłony Amnesii, to Rebirth samą mechaniką Was nie zaskoczy. Znów będziecie przemierzać kolejne korytarze, nowe miejsca i następne poziomy, a po drodze rozwiązywać mnóstwo łamigłówek. Aby je rozgryźć, często przyjdzie Wam szukać licznych przedmiotów, pasujących w odpowiednie miejsce i pozwalające coś uruchomić. Ponadto w cieniu czaić się będą potwory dybiące na Wasze życie, z którymi nie powalczycie, a jedyną opcją będzie ucieczka i ukrywanie się przed nimi. Czekają na Was także liczne retrospekcje, skrawki przeszłości głównej bohaterki i ciągła wędrówka, prowadząca do nieznanego celu. A w dodatku zbyt długie pozostawanie w mroku prowadzić będzie do szaleństwa. Wszystko więc po staremu. A co się zmieniło? Rebirth nie jest kontynuacją serii, a jej nową odsłoną. Zamiast po zamku przyjdzie nam chodzić po jaskiniach i pustyni. Przy okazji zostaniemy wrzuceni do otwartego świata. Już po wyjściu z rozbitego samolotu do dyspozycji będziemy mieli ogromny teren po którym możemy się dowolnie poruszać. Dalej czekają na nas liczne ścieżki i nikt nie narzuci nam, gdzie konkretnie mamy się udać. Z jednej strony to dobrze i bardziej realistycznie, ale z drugiej momentami odnalezienie ważnego dla fabuły miejsca zajmie nam strasznie dużo czasu. Szwendanie się po piaszczystej ziemi, gdzie ani nic nas nie straszy, ani nic ciekawego nie ma, będzie po prostu nudne. A gdy jeszcze rozpocznie się burza piaskowa ograniczająca nam pole widzenia, nasze poszukiwania wydłużą się, a my sami możemy się zniechęcić do pozostania przy komputerze. Przy okazji monstra czyhające na nasze życie pojawią się dość późno, i da się bliżej do nich podejść, co uniemożliwia wystraszenie gracza na danym etapie rozgrywki. Oczywiście czeka na nas kilka jump scare’ów sprawiających, że podskoczymy w fotelu, ale jest ich mniej niż w poprzednich częściach. A do tego wszystkiego szybko odkryjemy, że nasza śmierć nie jest zbyt straszna. Tasi bowiem niejako cofnie się w czasie i odrodzi kilka scen wcześniej, aby ponownie podjąć próbę odzyskania pamięci.
Wszystkie talerze do kufra
Twórcy Amnesia: Rebirth włożyli sporo pracy w oprawę graficzną i dźwiękową gry. Czy jest perfekcyjnie? Nie do końca. Jeśli chodzi o muzykę, to tu nie można się do niczego przyczepić. Może nie zapada w pamięć, ale też nie rozprasza nas i jest dopasowana do wydarzeń na ekranie. Odpowiednio stonowana, gdy błąkamy się po pustyni, niespokojna i pełna napięcia podczas przemierzania ciemnej jaskini, i potrafi zaatakować wraz z potworem, by popędzić nas podczas ucieczki. Nie można też zbyt dużo narzekać na grafikę. Dostajemy piękne szkice ołówkowe, będące fragmentami wspomnień głównej bohaterki. Pustynia i widok zachodzącego słońca sprawiają wrażenie jak najbardziej realistyczne. Jaskinie są odpowiednio mroczne i klaustrofobiczne. Również burze piaskowe, mające za zadanie utrudnienie nam orientacji w terenie, działają jak należy. Postarano się także o to, aby prześladujące nas monstra wyglądały przerażająco. Pewnie znajdą się i tacy, którzy docenią fakt, że niemal każdy obiekt w grze można podnieść, kopnąć czy nim rzucić. Miski talerze, sztućce, worki, kamienie i wiele, wiele innych tylko czeka na nasz ruch. Przy okazji – butelki potłuką się, kiedy polecą w stronę głazu. Obiekty możemy także przenosić z miejsca na miejsce. Jest to w sumie bezużyteczne, bo przeciwnika nimi nie pokonamy i w ostateczności możemy sobie co najwyżej znakować w ten sposób drogę. Teoretycznie niepotrzebne, ale ja uwielbiam produkcję za to, że dała mi taką możliwość i korzystam z niej do bólu. Co więc jest nie tak? Niestety nie dopracowano ludzi. Choć przez zdecydowaną większość nie spotkamy na swej drodze nikogo prócz monstrów, to gdy już trafi się jakiś człowiek, który jeszcze żyje i nie jest w stanie rozkładu, to będzie on prezentował się nie najlepiej. Niby brakuje mu wad i wszystkie części ciała ma na miejscu, lecz daleko mu do ludzi z krwi i kości. Kilka lat temu pewnie rozpływalibyśmy się nad pięknymi sylwetkami i detalami, ale obecnie trzeba przyznać, że każdy człowiek, który nie jest jedynie czarno-białym zdjęciem czy szkicem, wygląda co najwyżej przeciętnie.
Czego mam się bać?
Tworząc Amnesię, studio Frictional Games zawiesiło poprzeczkę dla innych wydawców horrorów jak i dla samych siebie bardzo wysoko. Tymczasem Rebirth nawet nie próbuje do niej doskoczyć. Nie jest to tytuł tragiczny, który należy omijać szerokim łukiem, ale czuć pewne rozczarowanie. Dzięki klaustrofobicznym pomieszczeniom, potworom ganiającym nas w ciemnościach, staniu na progu szaleństwa głównej bohaterki, szalonym retrospekcjom oraz dobrej ścieżce dźwiękowej jest się czego bać. Dodatkowo liczne łamigłówki zmuszają nas do ruszenia głową i potęgują chęć ich rozwiązania. Jednak ostatecznie fabuła nie jest tak wciągająca jak w poprzednich częściach. Niepotrzebnie postawiono też na otwarty teren, po którym przyjdzie nam snuć się często bez celu, a przez to zamiast strachu poczujemy dyskomfort i znużenie. Autorzy przygotowali dla nas również wiele ścieżek do wyboru. W większości nie będziemy mieli możliwości powrotu na rozdroża i sprawdzenia, co kryło się w innej części jaskini. Teoretycznie powinno nas to zachęcić to ponownego odpalenia Amnesia: Rebirth, jednak po ponad dziewięciu godzinach gry (choć pewnie jakbym nie dotykał wszystkich przedmiotów, to byłoby krócej) i zobaczeniu zakończenia nie chciałoby mi się wracać do Algierii i przygody pani Tasi Trianon. Jeśli jednak nudzi się Wam i potrzebujecie zwiedzić piaszczyste i gorące tereny oraz zależy Wam na dreszczyku emocji, to siadajcie do gry i sprawdźcie, co wydarzyło się w trzeciej odsłonie słynnego horroru.