Uzupełnienie
Fani Marvela, którzy bacznie śledzili Wojny światów, wreszcie doczekali się zakończenia. Został on opisany w komiksie Thor. Kres wojny. Przy okazji uzupełnia on kilka wątków przedstawionych podczas trwania całej historii. Przede wszystkim mamy okazję poznać tu nieco bliżej starszego brata Odyna, Cula Borsona, i jego spory wkład w starcie z Malekhitem. Ponadto swoje osobne opowieści otrzymują Loki i Thor z przeszłości. Wszystkie trzy zeszyty wplecione są pomiędzy wydarzenia przedstawione w całym evencie. Pomimo tego, że są dość interesujące i ciekawie przedstawione, w rzeczywistości niewiele wnoszą i gdyby ich nie wydano, to czytelnicy niczego by nie stracili. Dużo lepiej ma się sytuacja z zakończeniem komiksu. Tam wreszcie otrzymujemy opowieść o tym, co działo się już po pokonaniu sił mrocznego elfa. Dostajemy więc wielką biesiadę w Asgardzie, okrutną i przemyślaną karę dla samego złoczyńcy, a następnie ustanowienie nowego Wszechojca, które jest sprawą niezwykle istotną dla przyszłości całego uniwersum Domu Pomysłu.
Kontynuacja czy może spin-off?
Jason Aaron żegna się z Gromowładnym w zeszycie Król Thor. Wstęp do tego tytułu dostajemy jeszcze w komiksie Kres wojny, jednak nie jest to typowa kontynuacja. Jej głównym bohaterem jest starsza wersja Thora, którego mieliśmy poznać jeszcze podczas Wojny światów. Wraca on do swoich czasów, gdzie przychodzi mu się zmagać najpierw z władającym nekromocą Lokim, a następnie stanąć ponownie do walki przeciw wskrzeszonemu Gorrowi Bogobójcy. Zadanie jest o tyle trudne, że ten drugi posiadł niewyobrażalną wręcz moc i zaczyna niszczyć cały wszechświat. Na szczęście Odinson może liczyć na wsparcie swoich trzech wnuczek. Jest to jednotomówka, którą przed przeczytaniem wiele osób mogło uznać za dodatek niepowiązany z głównym uniwersum – nic bardziej mylnego! Autor bardzo zręcznie nawiązuje do wielu wcześniejszych wydarzeń i jednocześnie zamyka historię Thorów ze wszystkich linii czasowych. A czyni to w iście epickim stylu! Jest tu wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać od asgardzkiego boga. Trochę tajemnic, zwrotów akcji, wielki pojedynek, niewyobrażalne zniszczenia i oczywiście niezwykły finał, przy którym co bardziej wrażliwi mogą uronić łzę. Oto album, którego nie jesteśmy godni, ale mamy to szczęście, że możemy go przeczytać!
Kolorowo i mrocznie
Rysunki do komiksu Thor. Kres wojny stworzyli Mike del Mundo i Scott Hepburn. Obaj panowie zaserwowali bardzo ciekawą oprawę graficzną. Zwłaszcza pierwszy z panów, który z sagą o asgardzkim bogu miał już do czynienia, wyszedł poza utarte komiksowe ramy, dając nam zjawiskowe kadry. Na jeszcze większe słowa uznania zasługuje z kolei Esad Ribić, twórca grafik do Króla Thora. Jego mroczna wizja zniszczonego wszechświata napawa niepokojem. Bardzo umiejętnie oddał też ogrom pustki i moc Gorra. Co najważniejsze, starcia uczynił iście epickimi, przez co komiks czyta się jednym tchem.
Na pomoc czytelnikowi
Trudno mieć uwagi do wydań obu komiksów przygotowanych przez Egmont, a wręcz należy za kilka rzeczy pochwalić. Tak jak wspomniałem, trzy przygody opowiedziane w Kresie wojny wydają się nieco zbędne, ale to już pomysł Marvela, a nie krajowego publishera. Musiały więc pojawić się na naszym rynku, abyśmy dostali pełny obraz Wojny światów. Aby przypadkiem nie pogubić się w wydarzeniach, każda opowieść rozpoczyna się od oznaczenia, w jakim okresie właśnie się znajdujemy. Na kadrach odnajdziecie także informacje, do jakiego innego zeszytu powinniście zajrzeć, aby uzupełnić swoją wiedzę odnośnie historii. Ponadto oba omawiane tytuły zawierają krótki wstęp oraz wykaz najważniejszych bohaterów występujących w komiksie. Na końcu Króla Thora znajdziecie także bardzo sentymentalne pożegnanie Jasona Aarona z serią, co stanowi bardzo dobre zwieńczenie całości.
Miało być na odwrót
Zapewne wielu czytelników spodziewało się, że Thor. Kres wojny będzie wielkim zwieńczeniem eventu i niezwykłą przygodą, natomiast Król Thor luźną historyjką, która na półce mieć można, ale nie trzeba. Tymczasem wyszło inaczej. To pierwszy tytuł jest tu tym przeciętnym, natomiast drugi – wspaniałym zakończeniem serii o Gromowładnym. W obu docenić można natomiast bardzo ciekawą, przykuwającą uwagę szatę graficzną. Patrząc na całość, można odczuwać lekki niedosyt, ale ostatecznie odbiorca dostaje do rąk godne pożegnanie z sagą o Odinsonie.