Tyle, że nie
Zaczynając przygodę z drugą częścią cyklu dość mocno się rozczarowałem, ponieważ po pierwszej miałem już określone oczekiwania. Najważniejsza była dla mnie kontynuacja historii, która właśnie się rozkręcała i wchodziła na właściwe tory. Bohaterowie wyłaniali z cienia sekretów i mieli otwarcie skonfrontować się z przeciwnościami. Nie dochodzi jednak niestety do tego. Okazuje się, że Prądy opowiadają o przygodach zupełnie innych postaci w zupełnie innym zakątku kosmosu. Ale czy po pogodzeniu się z tym faktem, książka przez to traci?
Absolutnie nie!
Tym razem autor zabiera nas na Florinę, jedyne miejsce w Galaktyce, gdzie rośnie specjalna odmiana celulozy, nazywana kyrtem. Tym samym jest to najdroższy oraz najbardziej pożądany materiał w znanym wszechświecie. Nie bez powodu, gdyż ma on szereg zastosowań. Produkuje się z niego wiele przedmiotów, od bogatych ozdób ubrań, przez urządzenia aż do elementów statków kosmicznych. Kyrt funkcjonuje tutaj jak Przyprawa w świecie Herberta. Przy produkcji kyrtu pracuje dwójka głównych bohaterów. Valona, kobieta urodzona i wychowana na Florinie oraz Rik, młody mężczyzna, którym opiekuje się protagonistka odkąd został znaleziony bez zmysłów gdzieś na planecie.
Posiadacze, Mieszczanie i wieśniacy
Planeta jest podzielona na obszary. Najbardziej prestiżowe są dostępne wyłącznie dla wyższych stanem i bogatszych. Podział kastowy jest tu na porządku dziennym. Najbiedniejszym robotnikom nie wolno nawet spojrzeć w twarz najbogatszych – władców Floriny, nazywanych Posiadaczami. Ich głos pośród wieśniaków stanowią Mieszczanie, reprezentujący średni stan. Cały ten idealny porządek planety zaczyna się rozsypywać jak domek z kart, gdy na jaw wychodzą pewne fakty. Okazuje się, że niektóre postaci nie są tymi za które je uważano i za które same się uważały, a sama intryga została zapoczątkowana jeszcze przed rokiem.
1 vs 2
Prądy czyta się lepiej niż część pierwszą. Mimo bardziej skomplikowanej struktury i relacji między całkiem sporą liczbą mniej i bardziej istotnych bohaterów czytelnik zostaje lepiej wprowadzony w wydarzenia. Zapoznaje się z nimi stopniowo, nienachalnie, a szczegóły (które są później bardzo istotne) Asimov przemyca w chytry i niezauważalny sposób. Spójność historii i zdecydowanie mniej otwarte zakończenie czyni sequel moim zdaniem lepszą pozycją niż część pierwsza. Tu też mamy ciekawych bohaterów, ale lepszą, bardziej kryminalną historię i bardziej interesujące motywy. Chce się wracać do przeplatanej między protagonistami akcji.
Detale, plottwisty, cichobiegi
Powieść zwięźle przedstawia nam postacie, ale jednocześnie opisy są bogate w wydawałoby się w pozbawione sensu czy roli szczegóły. W momentach kulminacyjnych, których mamy kilka wychodzą one na wierzch i rzucają na wydarzenia zupełnie nowe światło. Te ostatnie o kilka płaszczyzn obracają ciekawe i fajnie zaaranżowane zwroty akcji, rozpoczynając historię za każdym razem na nowo. To coś poszło nie tak, to ktoś taki okazał się kimś innym, albo do gry wkracza zupełnie nowy bohater.
Autor
Prądy przestrzenik są bardzo dobrze napisaną pozycją. Po raz kolejny Asimov pokazuje swój kunszt pisarski oraz ogromną wiedzę z zakresu kosmologii. Miejscami powieść science fiction przypomina rozprawę naukową, lecz do tego autor zdążył nas już przyzwyczaić. W każdym razie dzieło godne polecenia nie tylko fanom gatunku s-f ale też kryminałów, ponieważ takie zacięcie ma opisywana historia. Szkoda jedynie, że w żaden sposób nie odpowiada ani nie łączy się z pierwsza częścią.
Okładka
W kwestii wydania, podobnie jak wcześniej, Rebis nie zawodzi. Okładka wygląda ładnie, odpowiada stronie tytułowej Gwiazd. Jedynie czcionka jest niebieska a nie zielona. Sam tekst powieści wygląda przyjemnie, nie męczy a sama książka zapamiętuje kształt i się nie zamyka, co znacznie ułatwia lekturę.