Ciąg dalszy nastąpił
Już na wstępie zaznaczmy, że Oto nadchodzi… Daredevil nie jest historią zupełnie wyrwaną z kontekstu, wychodzącą poza kanon czy też zaczynającą historię Matta Murdocka od samego początku. To kontynuacja tego, co stworzył Ed Brubaker, tylko w nieco innej odsłonie. Główny bohater wyzwolił się niedawno spod wpływu pewnego demona i organizacji Dłoń, odbył podróż w głąb siebie i teraz powraca z „nowym ja”. Jest zdecydowanie bardziej pogodny i wyluzowany. Wciąż jednak staje na straży prawa i porządku zarówno jako zamaskowany bohater jak i jako niewidomy prawnik. Sam album to zbiór kilku historii, w których Śmiałek walczy z Mole Manem, Piromaniakiem, współpracuje ze Spider-Manem i Czarną Kotką, a nawet jedzie na wycieczkę z grupą niepełnosprawnych dzieciaków. Wątkiem przewodnim i łączącym poszczególne historie jest natomiast tajemniczy dysk, który zdobyć chcą najgroźniejsze organizacje przestępcze, takie jak AIM czy Hydra.
Wyjście z mroku
Poprzedni scenarzyści tworzący przygody Daredevila stawiali na ciężki, mroczny klimat. Mark Waid postanowił zupełnie inaczej podejść do tematu Diabła z Hells Kitchen. Matt nagle przestał być ponurym i przybitym bohaterem, i ta zmiana wychodzi mu na dobre. Oczywiście nie neguję tu świetnych pod każdym względem historii napisanych przez takich mistrzów jak Brubaker, Bandis czy przede wszystkim Frank Miller, ale czasem warto coś zmienić. Bywa to ryzykowne, lecz w tym przypadku wyszło na plus. Murdock potrafi teraz nie tylko skopać tyłek przestępcy i wsadzić go za kratki, ale także pożartować i pośmiać się. Nie jest takim dowcipnisiem jak Deadpool czy Spider-Man, ale jego dobry nastrój udziela się innym, w tym także czytelnikowi. Zresztą także sam autor wydaje się bawić świetnie przy pracy i daje lekkiego pstryczka w nos samemu sobie. Śmiałek ostatnio bowiem nie był sobą i przez to zginęło sporo niewinnych osób. Z tego też względu na jego drodze staje sam Kapitan Ameryka, który domaga się sprawiedliwości. Daredevil tłumaczy, że był opętany przez demona i to zupełnie wystarcza. Jak to w świecie superbohaterów – zawsze znajdzie się wymówka, przez którą koledzy po fachu nam odpuszczą, a wątek zostaje zamknięty. Warto tutaj zaznaczyć, że dzięki nowemu startowi dla bohatera, do przeżywania jego przygód mogą śmiało dołączyć kolejni czytelnicy. Jak wspomniałem, jest tu kilka nawiązań do poprzednich numerów komiksu, ale nawet bez ich znajomości jesteśmy w stanie bez problemu odnaleźć się w obecnych przygodach.
I jeszcze jedna rzecz, za którą należy twórcę pochwalić. Dał on nam obraz tego, w jaki sposób Matt Murdock widzi świat. Przez cały czas prowadzi wewnętrzną narrację, opowiadając o swoich nadludzkich zmysłach. Możemy dzięki temu poznać go bliżej i jeszcze bardziej mu kibicować.
Świeżym okiem
Cóż wart byłby scenariusz komiksu bez dobrej oprawy graficznej? W pierwszym tomie Oto nadchodzi… Daredevil o grafiki zadbali przede wszystkim Marcos Martin i Paolo Rivera. Widać, że zrozumieli oni wizję Waida i podążyli właśnie tą ścieżką. Album jest znacznie bardziej kolorowy od swych poprzedników, a i łatwiejszy w odbiorze. I znów pragnę zaznaczyć, że styl ich poprzedników był świetny i bardzo realistyczny, jednak zupełnie nie pasowałby do lekkiego klimatu nowych przygód Diabła. I o ile pochwaliłem autora za przybliżenie nam zmysłów Matta, to dla rysowników należą się już tu owacje na stojąco. Fragmenty, w których pokazane jest jak bohater „widzi” świat to prawdziwy majstersztyk. Nie mówię tu o samym echo-radarze, ale przede wszystkim całostronicowych kadrach, na których Murdock spaceruje wraz z Foggym, a artyści zaznaczyli nam delikatnie wszystkie sygnały, które docierają do uszu czy nozdrzy Śmiałka. Warto zatrzymać się przy każdym fragmencie na kilka chwil i dokładnie prześledzić wszystkie szczegóły.
Dodatki
Aby jeszcze bardziej zachęcić odbiorcę do zaopatrzenia się w album, Egmont dołożył do niego kilka ciekawych dodatków. Standardowo znajdziemy tu kilka alternatywnych okładek. Jest także wstęp objaśniający nam, co ostatnio wydarzyło się w życiu Matta Murdocka. Są też szkice koncepcyjne i pokaz tworzenia kadrów, tak aby osoby marzące o karierze rysowników komiksowych, mogły zapoznać się z procesem „od kuchni”. Najciekawszy jest jednak wywiad z samym autorem, Markiem Waidem, który opowiada o swoim zamiłowaniu do komiksów, początkach pracy, pomysłach, a i dodaje kilka smaczków, które mogliśmy odnaleźć w komiksie, a na które nagle spojrzymy zupełnie inaczej.
Pora na serial?
Oto nadchodzi… Daredevil to pozycja zdecydowanie lżejsza fabularnie od chociażby Daredevil. Nieustraszony! Ponury, detektywistyczny klimat zastąpiono bardziej humorystyczną opowieścią, która wciąż emanuje superbohaterszczyzną. Przyjemna w odbiorze z pewnością trafi do osób, które dopiero zaczynają swoją przygodę z Mattem Murdockiem, ale i jego fani narzekać nie będą. Być może właśnie w tę stronę pójdą twórcy serialu, który ma ukazać się na Disney+. Jeśli tak, to nie powinniśmy mieć obaw, że będzie to tytuł nieudany i psujący wizerunek Śmiałka stworzony przez Netflix. Jak widać Diabeł może mieć różne oblicza!