Nie taki Disney straszny
Kiedy w 2012 roku świat obiegła wiadomość, że George Lucas sprzedał swoje imperium, wraz z marką Gwiezdnych Wojen, mysiemu dyktatorowi, posmutniałem. Moje pierwsze pytanie w tej sytuacji brzmiało: co z Wojnami Klonów emitowanymi przez Cartoon Network? Co z tym naprawdę rewelacyjnym serialem, który z odcinka na odcinek jest coraz bardziej poważny i mroczny? Disneyowi nie jest po drodze z wojną, a tym bardziej mrocznymi Sithami. Rzeczywistość okazała się naprawdę brutalna przez kolejne 7 lat. Wytwórnia Myszki Miki zaserwowała nam nieudaną trylogię, oraz kilka – według mnie – nieprzemyślanych projektów (za wyjątkiem Rogue One, który może nie pozwala wczuć się w Moc, ale doświadczenie konfliktu zbrojnego jest na tyle duże, że tytuł może na spokojnie konkurować z Helikopterem w Ogniu).
Wojny Klonów nie do końca jednak znalazły się w koszu na śmieci. Na chwilę wpadły w ręce Netflixa, który wydał coś na kształt sezonu łatającego dziury fabularne. Fani domagali się jednak więcej, bowiem na odejściu Ahsoki Tano z Zakonu Jedi ich ukochany serial nie mógł się skończyć. Jeśli The Walt Disney Company uznało krótkie odcinki Genndy’ego Tartakowsky’ego za niekanoniczne, to należało doprowadzić wizję konfliktu Dave’a Filoniego do końca, bowiem tego wymagał serial. Tak też uczyniono.

Źródło: thatshelf.com
Mrok, podstęp, strach, brutalność – triumf Ciemnej Strony Mocy
Wychowałem się na prequelach. To, co mnie w nich mocno interesowało, to poszerzona problematyka Jedi i ich roli w galaktyce, której nie było zbyt dużo w oryginalnej trylogii (z wiadomych przyczyn). Poza tym wraz z ostatnimi filmami Lucasa wiąże się wiele moich miłych wspomnień. Oglądając Zemstę Sithów płakałem, gdy przez podstęp Palpatine’a cały porządek runął, a mój ulubiony bohater, Anakin Skywalker, stracił niemal wszystko, od swojej ukochanej po mentora i wielkiego przyjaciela, Obi-Wana. Muzyka Johna Williamsa tylko potęgowała emocje towarzyszące tym scenom. Teraz płakałem jeszcze bardziej, bo mogłem przekonać się na własne oczy, że syn Shmi stracił jeszcze więcej. Stracił swoją uczennicę i przyjaciółkę w postaci Ahsoki oraz najwierniejszego towarzysza broni – Kapitana Rexa.
Od dawna było wiadome, że brakowało ukazania powolnego przechodzenia Anakina na Ciemną Stronę, przecież kilka dialogów z kanclerzem by tego nie uczyniło. To otrzymujemy w Wojnach Klonów, jednak dla mnie, począwszy od filmu kinowego po ostatni odcinek siódmego sezonu, była to w większym stopniu historia Ahsoki. I taki był też finał. Początkowe kilka odcinków, ukazuje nam jeden z ostatnich większych manewrów wojennych na Anaxes, a przy okazji finalne decyzje mistrza Skywalkera przed przemianą. Padawan Kenobiego wydaje się być już jedną nogą w objęciach zła, co obrazuje zwłaszcza jego spotkanie z generałem Trenchem.
Ahsokę zaś spotykamy w punkcie, w którym ją pożegnaliśmy, czyli tuż po odejściu z Zakonu Jedi. Sam pomysł na zakończeniu serii w tym momencie wydawał się nawet akceptowalny, lecz oglądając piąty sezon nie odnosimy takiego wrażenia. Dave Filoni pozwolił nam jednak wejść w psychikę młodej Togrutanki i ujawnić jej przemyślenia dotyczące pustoszącej wojny, oraz samego Zakonu (kilka chwil poświęcone jest też Rexowi jako reprezentantowi głosu klonów na temat konfliktu). Jesteśmy także świadkami pewnych nieprzemyślanych decyzji. Jednocześnie oglądanie tego wszystkiego, co rozgrywa się na małym ekranie, przy akompaniamencie atmosfery katastrofalnych skutków, jakie za moment nastąpią, przyprawia nas o ciarki i miejscami dobija. Cóż, taki jest finał tej historii. Ahsoka nigdy nie ukończyła ścieżki Padawana – może gdyby nie to, los galaktyki potoczyłby się w zupełnie innym kierunku.

Źródło: collider.com
Kiedy wszystko technicznie spaja Moc
W pewien lakoniczny sposób postarałem się przedstawić najważniejsze problemy ostatniego sezonu serialu Gwiezdne Wojny: Wojny Klonów, jednakże to nie wszystko. Chciałbym zauważyć, jak wielką ewolucję przeszedł sam tytuł. Oglądając po kilku latach pierwsze odcinki, odnosimy wrażenie, że pierwsze epizody były typową animacją dla dzieci. Dodajmy, że bardzo tanią animacją, która była kalką dobrej gry komputerowej (jak na ostatnie lata pierwszej dekady XXI wieku). Ostatni sezon jest czymś zupełnie innym. Grafika wygenerowana komputerowo stoi na najwyższym poziomie, a jakość prezentowanej historii swoją powagą i dramatyzmem trafia raczej do dojrzalszego widza.
Bardziej zagorzali fani mogą odczuć też pewne déjà vu. Otóż, część wydarzeń rozgrywających się w ostatnich minutach serii splata się z książką autorstwa E. K. Johnston Ahsoka. Czyżby Disney zaczął mieć problemy z porządkowaniem kanonu?
Na koniec dubbing, bowiem niektórzy z Was oglądają ten serial tylko w takiej wersji. Na całe szczęście Disney zachował głosy oryginalnych postaci. Możemy usłyszeć między innymi Tomasza Bednarka, Agnieszkę Kudelską, czy specyficzny, ale bardzo miły dla ucha głos Jarosława Domina. Wielkim nieobecnym jest Jerzy Dominik podkładający dialogi dla narratora i klonów w poprzednich sezonach. Śmierć uniemożliwiła temu aktorowi dokończenie swojego dzieła, niemniej jednak jego spuściznę przejął Szymon Kuśmider. Na nowo dano też szansę Jackowi Kopczyńskiemu, aby odegrał emocje wewnętrznie rozdygotanego Maula (aktor ten podkładał głos w I epizodzie, natomiast w serialu Zabraka dubbingował Paweł Ciołkosz).
Kilka słów na koniec
Cieszę się, że mogłem zobaczyć koniec wojen klonów z zupełnie innej perspektywy. Jestem też rad, że twórcy postawili przede wszystkim na interakcje między bohaterami, podkreślając tym samym trzon świata George’a Lucasa. Udowodnili też, że Ahsoka stała się istotnym elementem w historii Republiki oraz rodu Skywalkerów.
Dzieki za przypomnienie! Niedawno ogladalem ponownie Star Wars Rebels i zapomnialem o tym ostatnim sezonie Clone Wars. Na dniach nadrobie 😉 A sama recenzja na wysokim poziomie.