Zakończył się pierwszy sezon Superstition – serialu opowiadającego o losach rodziny Hastingsów, prowadzącej dom pogrzebowy i walczącej ze złem prześladującym miasteczko La Rochelle. Po odcinku pilotażowym miałam mieszane uczucia. Nie chciałam tak od razu skreślać tej produkcji i łudziłam się, że może kolejne epizody pokażą coś lepszego. Niestety, płonne to były nadzieje.
Protagoniści do poprawy
Na pierwszym miejscu irytujących elementów tego serialu postawiłabym bohaterów. Szczególnie głowę rodziny, Isaaca, oraz jego żonę, Bea. Pominę już ich cukierkowy związek, chociaż, nie ukrywam, niedobrze się robiło za każdym razem, gdy kobieta przytakiwała mężowi i wychwalała go. Gdyby jeszcze nie zachowywała się tak zawsze, zapewne nie byłoby w tym nic drażniącego. Nie to jednak było najgorsze. Twórcy postanowili chyba zrobić z Isaaca idealnego bohatera – świetnie walczył, wszystko wiedział, naturalny przywódca. To taki typ „wchodzę do pokoju w ciemnych okularach, zabijam kogo trzeba i wychodzę, nie odwracając się”. Dołóżmy jeszcze do tego fakt, że jest nieśmiertelny i mamy gotowy przepis na najbardziej nielubianego bohatera roku. Nie byłoby nic złego w tym, że przywraca się kogoś do życia, ale zazwyczaj proces ten nie polega na odprawieniu krótkiego rytuał rodem z egipskich mitów, gdzie Izyda ratuje Ozyrysa. Oczywiście rolę Izydy w serialu odgrywała Bea, a Ozyrysa Isaac. Do tego wszystkiego nie ma żadnych wskazówek, żeby z tą magią wiązała się jakaś cena. Chyba że zaliczyć do tego zmęczenie rytuałem. Twórcy Superstition podczas tworzenia protagonistów poszli w bardzo złym kierunku. Zamiast pokazać rozwój bohaterów i stopniowe dochodzenie do prawdy, dali nam postaci z niezwykłymi mocami, nieśmiertelne, świetnie walczące. Hastingsowie dostali też oczywiście jakieś wady, ale przy cechach wymienionych powyżej, te niedoskonałości wypadają raczej blado.

Kadr z serialu „Superstition”
Słaba fabuła, słabe efekty
Kiedy dowiedziałam się, że serial będzie opowiadać o rodzinie walczącej ze złymi mocami, nie mogłam nie pomyśleć o Supernatural. Nie miałam jednak nic przeciwko temu, że obie produkcje zajmują się podobnymi kwestiami. Powiem więcej – ucieszyłam się, że dostanę kolejny serial o wojnie z nadprzyrodzonymi istotami. Niestety szybko musiałam powściągnąć ten entuzjazm, gdyż Superstition nie sprostał moim oczekiwaniom i wypadł blado, zarówno pod względem fabularnym, jak i w kwestii efektów specjalnych. Historia okazała się nudna, a twórcy za bardzo skupili się na postaciach. Zaowocowało to przegadanym serialem, ze zbyt wieloma nic nie wnoszącymi scenami. Jeśli chodzi o efekty specjalne, były one momentami wręcz śmieszne. Finałowy odcinek Superstition przeładowano jakimiś dziwnymi kolorami, mającymi wskazywać na magię. Musiałam bardzo się zmuszać, żeby w ogóle wytrwać do końca. Jedno wiem jednak na pewno: jeśli pojawi się drugi sezon Superstition, będę trzymać się od niego z daleka.