Stan Against Evil Dana Goulda to kolejny serial powstały na fali kultowego Ash kontra martwe zło, będącego bezpośrednią kontynuacją dwóch filmowych części z lat 80-90., których reżyserem jest nie kto inny jak Sam Raimi. Mroczne perypetie tytułowego Stana, byłego szeryfa miasteczka Willards Mill, jego córki Denise oraz następczyni na stanowisku Evie i jej zastępcy Leona również znalazły swoich fanów, zwłaszcza wśród miłośników horrorów klasy B. Gotowi na zaaplikowanie solidnej dawki gore, czarnego humoru i demonicznych sił, które z każdej strony czyhają na naszych bohaterów?
Zło nigdy nie śpi
Stan nie ma łatwego życia, nawet będąc na emeryturze. Klątwa, wiedźmy, demony, czarna magia – a jakby tego było mało – podróże w czasie i …. problemy z prostatą. Jak na będącego w stanie spoczynku, zrzędliwego, byłego szeryfa Willards Mill, ilość wrażeń i społecznych misji do wykonania, aby uratować świat od zagłady, jest zdecydowanie ponad jego starcze siły. Ciężar, jaki spada na jego barki po śmierci ukochanej żony Claire, chroniącej do ostatnich swoich dni męża i całą społeczność przed przekleństwem, jest przeogromny. Nic dziwnego, że nasz zasłużony bohater, w chwilach przerwy od przezwyciężania nieczystych mocy, wnikliwego studiowania magicznych ksiąg i rozwikływania tajemnic krainy zmarłych, zaznaje trochę wytchnienia, siedząc przed telewizorem z puszką piwa w dłoni. Niestety nie na zbyt długo dane jest mu relaksować się w domowym zaciszu, gdyż wraz z córką, nową piękną panią szeryf oraz jej zastępcą muszą stawić czoła złu sprzed 400 lat, związanemu z postacią konstabla Ecclesa, średniowiecznego dowódcy z końca XVII wieku, który skazał na spalenie na stosie aż 172 osoby podejrzane o zawarcie paktu z diabłem.

Materiał promocyjny
Nic nie dzieje się bez przyczyny
Czarny humor, groteska oraz autoironia przeplatają się tutaj z mocnymi scenami gore i czarną magią, a demony wyrastają z ziemi jak grzyby po deszczu. Wszędzie na naszych bohaterów czyha śmiertelne niebezpieczeństwo, które uczy ich działać razem, wzmacniając przy tym więź między nimi. Znajdzie się też miejsce na zwykły, ludzki sentymentalizm, wyrażający się w trosce o bliskich i tęsknocie za ukochanymi, a także podróż śladami małomiasteczkowego folkloru na przestrzeni kilkuset lat. Poznajemy świat, w którym granica między żywymi i umarłymi została całkowicie zatarta, a relacje dobra i zła nie są już tak oczywiste. Uczucie wiszącej klątwy nad każdym kolejnym szeryfem Willards Mill, materializującej się pod postaciami panteonu rozmaitych diabłów, Sukkuba, Baphometa czy innych, potężnych bóstw, spowija życia również pozostałych protagonistów, nadając im głębszy sens, bo podobno, jak głosi maksyma – nic nie dzieje się bez przyczyny. Śledząc ich losy, dostajemy cenną lekcję, a mianowicie przekonujemy się o tym, że czasami, aby czynić dobro i uratować bliskich przed śmiercią, trzeba zawrzeć pakt z nieczystymi siłami, nawet jeśli może mieć to ogromną cenę.
Trzy sezony i co dalej?
Do tej pory doczekaliśmy się trzech sezonów mrocznych perypetii Stana i jego kompanii. Po finale ostatniego miejmy nadzieję, tak jak zapowiedziała Evie, że to jeszcze nie koniec, a raczej dopiero początek. Mimo wszystko po rozstrzygnięciach w trzeciej odsłonie czuć spory niedosyt, zwłaszcza gdy można odnieść wrażenie, że losy naszych protagonistów nieco odbiegały od głównego motywu, aby uśpić naszą czujność i jednocześnie przygotować nas do teoretycznie decydującego starcia ze złem, z którego nie wszyscy jednak mogą być zadowoleni. Z perspektywy fabuły niektóre wątki nie zostały wystarczająco rozbudowane, inne zaś wprowadzają trochę zbędnego chaosu w poczynania naszych bohaterów, czyniąc obraz niespójnym. Niemniej twórcy spychają te elementy na drugi plan, pieczołowicie przykładając uwagę do poprawnej rekonstrukcji warsztatu w celu odtworzenia wciąż nieocenionego klimatu i uroku horrorów klasy B, w których wyższy parytet mają fabularna prostota, kampowy charakter, niewyszukany scenariusz i wysoka eskalacja scen przemocy niż logika i koherencja. Dużo ożywienia natomiast wprowadza groteskowość postaci, szczególnie tytułowego, zrzędliwego, zgryźliwego i zarazem dobrodusznego Stana. Bez wątpienia podczas castingu głównym kryterium otrzymania angażu do tej roli było podobieństwo do ekspresyjnego Bruce’a Campbella z Martwego zła, czym twórcy tylko podkreślili specyfikę serialu, wobec czego Stan Against Evil można uznać za wariację na temat Ash kontra martwe zło.
Jest to na pewno serial grozy, który zaciekawi, dostarczy rozrywki i skłoni do krótkiej refleksji, po czym puści naszą uwagę wolno, oddając przy tym hołd horrorom klasy B. Na próżno doszukiwać się w nim czegoś ambitniejszego. Twórcy zadbali o to, by przy użyciu odpowiednich narzędzi umilić czas widzom i zapewnić dawkę niecodziennych wrażeń, zabierając nas w podróż do świata walki klasycznego dobra z archetypowym złem.