Zé do Caixão, znany bardziej jako Joe Coffin (w Polsce Józef Mogiła), to postać znana w Brazylii od 1964 roku. Z biegiem lat udało mu się także przeniknąć do ogólnoświatowej popkultury. Nieznaną dotąd część jego historii ukazana została w komiksie Skazaniec 666, który trafił na polski rynek dzięki wydawnictwu Mandioca.
Joe Coffin Superstar
Nim przejdziemy do samego komiksu, myślę, że warto przybliżyć nieco profil głównego bohatera. Józef Mogiła to przedsiębiorca pogrzebowy, mieszkający w niewielkim miasteczku, gdzieś w Brazylii. Zwykle nosi czarny cylinder i pelerynę. Innymi cechami charakterystycznymi mężczyzny są broda oraz długie, zakrzywione paznokcie, przypominające szpony. Jest on ateistą i nie wierzy, aby człowiek po śmierci trafiał do jakiegokolwiek innego miejsca. Jego zdaniem jedynym sposobem na życie wieczne jest spłodzenie potomka, i w ten sposób przedłużenie swego rodu. Ponieważ Joe uważa się za lepszego i mądrzejszego od innych, szuka idealnej kobiety, która urodzi mu syna. Aby dopiąć swego, jest gotów mordować czy gwałcić.
Zé do Caixão (bo tak brzmi prawdziwe imię bohatera) po raz pierwszy pojawił się w 1964 roku w filmie At Midnight I’ll Take Your Soul. Jego scenarzystą i reżyserem był zmarły w lutym tego roku José Mojica Marins. To właśnie on był także odtwórcą głównej roli. Obraz został przyjęty tak dobrze, że w 1967 roku powstała jego druga część. Joe Coffin stał się nagle gwiazdą – wpierw w Brazylii, a następnie w obu amerykach. Urósł do miana miejskiej legendy, którą straszono dzieci. Pojawiał się w serialach telewizyjnych, sztukach teatralnych, piosenkach, książkach, teledyskach, ale również na koszulkach, etykietach alkoholu czy nawet transparentach podczas pochodów. Nazywany jest także „brazylijskim Freddym Kruegerem” lub „narodowym Boogeymanem”. W 2008 roku powstał film, w którym Marins po raz trzeci wcielił się w stworzoną przez siebie postać i tym samym zamknął trylogię Józefa Mogiły. Aby uzupełnić historię Coffina i wyjaśnić, co działo się z nim przez ponad 40 lat, Samuel Casal stworzył komiks Prontuário 666: Os Anos de Cárcere de Zé do Caixão, który – dzięki wydawnictwu Mandioca – zadebiutował na polskim rynku jako Skazaniec 666.
Pod celą, pod celą…
Jak nie trudno się domyślić, Skazaniec 666 opowiada historię Józefa Mogiły przebywającego w więzieniu. Nawet tu nasz bohater nosi swój cylinder oraz pelerynę i traktuje wszystkich z wyższością, ale przy okazji znajduje sobie kilku sojuszników. Nie waha się także mordować innych więźniów, choć jak zwykle robi to na tyle sprytnie, że nie można dowieść, iż to on za nimi stoi. Przez cały czas snuje również swój plan o zdobyciu idealnej kobiety i spłodzeniu potomka, który da mu życie wieczne. Jednak nawet Joe nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego. Naczelnikowi więzienia i innym osadzonym nie podoba się jego zachowanie. Najpierw zabijają hodowane przez niego szczury, a następnie zastawiają pułapkę także na bohatera.
Psychodeliczna jazda bez trzymanki
Autorem, zarówno scenariusza, jak i rysunków do Skazańca 666, jest Samuel Casal. Trzeba przyznać, że jego praca robi wrażenie już na pierwszy rzut oka. Wszystko rysowane jest w czarni i bieli, momentami widzimy tylko cienie i zarysy postaci, a wszystko to nadaje niepowtarzalny klimat, pełen grozy i napięcia. Casalowi udaje się uchwycić Coffina w bardzo ciekawy sposób. Odbiorca z początku widzi więźnia, który od razu wydaje się mądrzejszy od pozostałych osadzonych. Niekoniecznie jednak myślimy o nim jak o czarnym charakterze. W ciekawy sposób mści się na przybyłym właśnie do więzienia mordercy dzieci. Im dalej w las, tym bardziej poznajemy postać. Od razu rzuca się w oczy jego egocentryzm, chęć dominacji nad innymi, a także spryt i inteligencja. Choć może on wydawać się swego rodzaju wampirem czy demonem, to autor od razu daje nam znać, że to tylko człowiek: miewa koszmary, odczuwa ból czy lęk i daje się zaskoczyć. Dalej zaczyna się prawdziwa gratka dla fanów psychodelicznych wizji. To, co po silnej dawce narkotyków widzi Joe, jest trudne do opisania, zwłaszcza że nie chciałbym zbyt wiele zdradzić. Dość, jeśli wspomnę, że na każdym z rysunków trzeba się na chwilę zatrzymać, zastanowić, a w myślach Zapytać: „co tu się dzieje?”, „na co ja patrzę?”. I wcale nie chodzi tu o to, że przed nami jest coś niezrozumiałego. Te mroczne, wręcz chore, ale jakże niesamowite wizje po prostu wywołują taką reakcję. To po prostu trzeba zobaczyć samemu.
Raz to za mało
Skazańca 666 przeczytałem dwa razy i to w ciągu dwóch dni. Nie ma w nim zbyt wielu dialogów, więc można go skończyć dość szybko. Już za pierwszym razem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Przepiękna kreska i ten niepowtarzalny, przyprawiający o dreszcze, klimat, sprawiają, że chce się do niego wracać. Jednak nie tylko to sprawiło, że ponownie po niego sięgnąłem. Samuel Casal doskonale poznał Coffina, widać, że musiał oglądać filmy i wiedział jak ukazać tą legendarną postać. Na pochwałę zasługują także polscy wydawcy komiksu, którzy przetłumaczyli i umieścili wstęp napisany przez Paulo Sacramento, sprawili, że zainteresowałem się postacią Józefa Mogiły. Owszem, słyszałem o nim kiedyś, ale nigdy nie zgłębiłem jego biogramu. Teraz jednak nie tylko poczytałem o jego historii, ale obejrzałem też pierwszy z filmów mu poświęconych. I choć bez tego komiks można przeczytać i zrozumieć bez większych problemów, to nagle nabrał on większego sensu. Zrozumiałem, czemu Joe zamordował jednego z więźniów, że jego wizje nie były jedynie dziełem przypadku, a nawiązaniem do zdarzeń z jego życia oraz dlaczego w taki, a nie inny sposób potraktował przybyłego do niego księdza. Wychwyciłem nawet easter egg z kobietą, po której chodziły pająki. Widać, że autor zeszytu zapoznał się dobrze z dziełami Marinsa i świetnie je wykorzystał w swojej pracy. Za to należy mu się jeszcze większe uznanie.
Podsumowanie
Komiks Skazaniec 666 czyta się jednym tchem i na długo zapada w pamięć. Autor doskonale wiedział, co chce zrobić z bohaterem i udało mu się. Dzięki niezłemu scenariuszowi, nawiązującemu bezpośrednio do filmów i przede wszystkim – kapitalnej kresce stworzył zeszyt, który budzi uczucie niepokoju i tworzy wokół siebie specyficzny klimat. Można go przeczytać, nie znając Mogiły, ale dopiero po zapoznaniu się z obrazami Marinsa, wybrane obrazy nabierają dodatkowego sensu, a i łatwiej jest wyłapać „smaczki” wrzucone przez Casala. Wprawdzie komiks nie zdobędzie takiej popularności jak w Ameryce Południowej, ale grono jego fanów powinno się powiększyć, a i sporo osób zainteresuje się jego historia. Co ważne zadowoleni będą także dotychczasowi wielbiciele Joe Coffina.