Mimo niewątpliwej dominacji gier sieciowych i sandboxów na rynku growym wciąż ukazują się liniowe tytuły przeznaczone dla pojedynczego gracza, zapadające w pamięć dzięki bogatej historii poprowadzonej w filmowy sposób. Ambicje, by zostawić po sobie ślad, z pewnością ma A Plague Tale: Innocence – gra już na zwiastunach budząca skojarzenia ze świetnym The Last of Us.
Przed premierą miałem pewne wątpliwości co do tego, czy francuskie Asobo Studio podoła stworzeniu wysokiej klasy gry narracyjnej. Ta niewielka ekipa nie miała do tej pory przecież w swoim portfolio tytułów bardziej ambitnych, niż proste zręcznościówki na licencji. Nie ma jednak co owijać w bawełnę i miejmy to już za sobą – twórcy zdecydowanie stanęli na wysokości zadania, dostarczając produkt niepozostający bez szans w starciu z większymi konkurentami.

Twórcy wykonali świetną robotę przy modelach postaci.
Parszywe czasy
Akcja gry została osadzona we Francji w roku 1349, a więc w czasie, gdy miejscowi ludzie musieli się zmierzyć z czarną śmiercią – pustoszącą Europę epidemią dżumy. Sytuacji nie poprawia wojna prowadzona z Anglią. Gdzieś w ten cały wir śmierci zostaje rzucona para głównych bohaterów – nastoletnia Amicia i jej młodszy brat Hugo. Po zamordowaniu rodziców tej dwójki przez członków Inkwizycji rodzeństwo musi uciekać otoczone złem z każdej strony. Od razu jednak ostrzegam, że zawiodą się ci, którzy oczekiwali osadzenia akcji w wyraźnym kontekście historycznym i odwołań do faktycznych wydarzeń.
A Plague Tale: Innocence jawi się bardziej jako mroczna baśń o dorastaniu. W przedstawionej fabule młodzi bohaterowie muszą przedwcześnie wskoczyć w buty dorosłych, bo nikt inny nie chce lub nie jest w stanie im pomóc i w starciu z wszechobecnym złem mogą liczyć tylko na siebie. Fantastyczny charakter historii jest budowany w dużej części dzięki krwiożerczym szczurom. Z racji swej powszechności, mordercze gryzonie okazują się znacznie poważniejszym zagrożeniem niż żołnierze Inkwizycji.

Miłe złego początki.
Trzymaj się blisko
Kluczowa dla przedstawionej fabuły jest tajemnicza choroba Hugo, co przejawia się w dwojaki sposób. Główny wątek skupia się właśnie na poszukiwaniach lekarstwa dla chłopca. Jednak istotniejsze jest to, że przez swoje problemy zdrowotne cały czas był on odizolowany od Amiki. Tak więc dwójka spotykając się pierwszy raz, jest dla siebie właściwie obca. Daje to naturalny pretekst do rozwoju relacji w stylu Joela i Ellie z The Last of Us. Jednakże scenariusz A Plague Tale: Innocene nie został rozpisany tak znakomicie, jak w produkcji Naughty Dog. Niektóre ich decyzje wydają się być dość nielogiczne, a i stany emocjonalne postaci potrafią się zmieniać zbyt szybko. Było to jednak do przewidzenia. W końcu twórcy mają znacznie mniej praktyki w tworzeniu narracyjnych doświadczeń dla pojedynczego gracza.
Na szczęście wszystkie problemy z opowieścią Francuzi naprawiają z nawiązką samym sposobem jej prowadzenia. Mimo pewnej prostoty została podana w sposób bardzo interesujący. Twórcom umiejętnie udaje się utrzymać gracza w napięciu i ciągłej niepewności do samego końca, jednocześnie wciąż podkręcając tempo. Co więcej, przerywniki filmowe goszczą na ekranie dość rzadko, ponieważ historia jest niemalże nierozerwalna z rozgrywką. Prawie cały czas Amicia spędza z Hugo trzymającym ją za rękę. Co rusz trafiają się małe detale, jak wzajemna pomoc przy wspinaczce czy bieganie za bratem, który nagle się oddalił. Nadaje to historii większej autentyczności. Częste są również sytuacje, gdzie konieczna jest chwila rozłąki, by później w kooperacji pokonać problem lub by starsza siostra mogła się przekraść na tyły i pozbyć wrogich żołnierzy.

Szczury w grze często występują w przytłaczających ilościach.
Strzeż się szczurów apokalipsy
No właśnie, gatunkowo A Plague Tale: Innocene najbliżej do skradanki. W starciu z ludzkimi przeciwnikami bohaterowie giną od jednego celnego uderzenia, a więc kluczem jest pozostanie w ukryciu. W tym miejscu mam największy zarzut do całej gry. Skradanie zostało zrealizowane w sposób absolutnie liniowy. W prawie każdym przypadku do celu prowadzi z góry ustalona ścieżka, którą można pokonać tylko w narzucony nam sposób, ewentualnie wybierając bardziej lub mniej mordercze podejście.
Prawdziwa zabawa rozkręca się jednak na płaszczyźnie przygodówkowej. Jak wspominałem, głównym zagrożeniem jest szczurza plaga. Co chwilę stworzenia stają graczowi na drodze w przytłaczających ilościach, a wyzwanie polega na oczyszczeniu sobie przejścia. Czasem sprowadza się to do zabawy prostym craftingiem i podpalaniem konkretnych punktów, by odgonić gryzonie, ale często trzeba się przedrzeć przez bardziej wymagające, ale wcale nie irytujące zagadki. Nieoceniona jest tu proca Amiki. Niepozorna broń służy nie tylko do siłowego rozwiązywania konfliktów, ale dzięki możliwości wytwarzania różnych typów amunicji okazuje się niezwykle użyteczna przy zagadkach środowiskowych. Pojawia się także motyw zapożyczony z serii Dishonored. Jako że szczury boją się światła, a za to lgną do świeżego mięsa, można je wykorzystać do dość makabrycznej eliminacji członków Inkwizycji.

Czasem, by przegonić szczury, trzeba użyć szarych komórek.
Poczuj ten mrok
Już od pierwszych zapowiedzi A Plague Tale: Innocence kusiło piękną oprawą audiowizualną. Na szczęście obyło się bez specjalnie agresywnego downgrade’u i świat gry urzeka swą wyrazistą atmosferą. Mimo że gra krótka nie jest, każda ze zwiedzanych lokacji została starannie wymodelowana i utrzymana w odrębnym, charakterystycznym stylu. Szczególnie dobrze wygląda przyroda, wpasowująca się w surowy, ponury styl. Największe wrażenie robią jednak szczury. Zwiastuny nie kłamały i w trakcie rozgrywki znajdziemy ich całe tabuny. Według twórców w poszczególnych scenach renderowane jest nawet pięć tysięcy gryzoni naraz! Oczywiście ciężko zweryfikować te stwierdzenia, lecz nie mam żadnego powodu, by w nie wątpić. Widoki naprawdę potrafią być przytłaczające. Tym bardziej imponuje zachowanie zwierząt na działania gracza, gdy to nagle zaczynają uciekać przed bohaterką niosącą ogień, bądź rzucają się na ciało. Co istotne, wbrew moim obawom nie jest to technologia specjalnie obciążająca komputer. Na sprzęcie raczej ze średniej półki nie odnotowałem większych spadków klatek, bawiąc się przy wysokich ustawieniach graficznych.
Niestety należy pamiętać, że mimo oprawy z gier AAA A Plague Tale było tworzone przez zespół o znacznie mniejszych możliwościach. Świat więc, choć śliczny, jest bardzo statyczny. Zapomnijcie o swobodnej eksploracji czy jakimkolwiek wpływie na otoczenie.
Pewien problem występuje także z postaciami. Choć modele bohaterów, na czele z twarzami, zostały wykonane absolutnie wspaniale, tak już animacja, a zwłaszcza mimika, pozostawiają trochę do życzenia. Również większość aktorów głosowych nie zrobiła na mnie specjalnego wrażenia. Na szczęście voice acting pierwszoplanowego rodzeństwa stoi na wystarczająco wysokim poziomie. Ciężko za to zarzucić cokolwiek oprawie muzycznej. Dopełnia ona fantastycznego nastroju, świetnie budząc uczucie zagrożenia, gdy zbliżają się szczury.

Świat „A Plague Tale” pełen jest malowniczych lokacji.
Podsumowanie
A Plague Tale: Innocence to jak na razie jedna z najmocniejszych pozycji tego roku i tytuł obowiązkowy dla wszystkich lubujących się w emocjonalnych doświadczeniach dla pojedynczego gracza. Asobo Studio udowodniło, że mniejsze ekipy są w stanie wyjść cało ze starcia z wielkimi molochami, tworząc dzieła o bardzo wysokim stopniu dopracowania i do tego nieulegające współczesnym trendom biznesowym. Cieszę się, że wciąż jest na rynku miejsce dla wciągających opowieści, korzystających z przewagi, jaką daje growe medium nad innymi środkami przekazu. Choć zakończenie gry zostawiło we mnie pewien niedosyt, twórcy twierdzą, że jest to historia zamknięta. Być może intencją było zostawienie gracza z pewną pustką do wypełnienia refleksjami. W takim układzie mam nadzieję, że studio czym prędzej zaprezentuje nowy projekt, który równie mocno chwyci za serce.
Za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji dziękujemy firmie CDP.