Wiem, wiem – pierwszym, co przyjdzie wam na myśl, gdy przeczytacie słowo „bibliotekarz”, będzie jakaś stara osiedlowa biblioteka, kobietka, albo facecik, w okularach z denkami zamiast szkieł i wytartym sweterku. Gdzie tam, nie mam na myśli takiego spojrzenia na postać wykonującą ten zawód. Chodzi mi o coś robiącego o wiele większe wrażenie, o Bibliotekarza, który nie tylko segreguje, wydaje czy przyjmuje książki, ale potrafi działać… magię. A miejsce, gdzie pracuje, nie jest malutkim pomieszczeniem pełnym dopiero co wydanych pozycji, może troszeczkę starszych, ale woluminów pisanych ręcznie, z pięknymi tłoczeniami, ilustracjami, nad którymi pracowało się tygodniami, i tym specyficznym zapachem. Poza tym w tym świecie Bibliotekarz nie tylko działa z książkami, ale także dla nich. Co to oznacza? Ano to, że chroni wartościowe woluminy, gotowy jest oddać na nie własne życie, przechodzi nawet odpowiednie szkolenie, by móc prawidłowo wypełniać powierzone mu zadania.
To wszystko brzmi dziwnie, ale i intrygująco? Bo właśnie taka jest nowa pozycja Rachel Caine, powieść, której blurb ciekawi, ale dopiero zapoznanie się z całą historią sprawia, że czytelnik chce… więcej.
Londyn, 2025 rok. Oto przyszłość bez książek, posiadanie papierowych pozycji jest bowiem zabronione, a kary za to bardzo wysokie, włącznie z śmiercią. Jedyną dopuszczalną formą zapoznawania się z wybitnymi dziełami literackimi są specjalne tabliczki, które służą również jako komunikatory. Żadnego zapachu, szelestu kartek, atramentu, jedynie „martwa” książka. Prawdziwi koneserzy nie mają jednak zamiaru ograniczać swoich zapotrzebowań na kontakt z literaturą do elektroniki, płacą grube pieniądze za zdobycie oryginalnej papierowej pozycji. A szmuglerzy chętnie narażają swoje życie, Najwyższa Straż bowiem czuwa, i zrobią wszystko, by spełnić wymagania klienta.
W takim właśnie świecie przyszło żyć Jessowi – młodemu szmuglerowi, którego rodzina dorobiła się dość pokaźnej fortuny właśnie z przemytu zakazanych ksiąg. Bohater nie chce jednak spędzić reszty swoich dni w obawie przed złapaniem i związanymi z tym konsekwencjami. Już stracił jednego z braci, sam nie chce podzielić jego losu. Ojciec protagonisty zdaje sobie sprawę z tego, że jego syn jest za słaby psychicznie, zwłaszcza po ostatnim wydarzeniu, jakiego był świadkiem, i nie poradzi sobie w tej krwawej branży. Robi więc wszystko, by Jess dostał się do Biblioteki Aleksandryjskiej na szkolenie. Niech was jednak nie zwiedzie jego rzekoma dbałość o dobro syna, ojciec bohatera chce bowiem uczynić z niego swojego szpiega w kręgach Bibliotekarzy. W końcu tam, gdzie ci bytujący z książkami ludzie, tam i cenne łupy, które można sprzedać za wysoką cenę.
Atrament i krew to niewątpliwie jedna z najlepszych książek młodzieżowych, jakie pojawiły się w tym roku. Choć trzeba przyznać, że z początku nic na to nie wskazywało. Owszem, historia opisana na tylnej okładce pozycji wzbudzała zainteresowanie, zwłaszcza wśród osób, dla których czytanie jest tlenem, jednak nawet ona nie przygotowywała na szok, jakiego można doznać podczas lektury powieści.
Bohater dostaje się do wymarzonego miejsca, takiego Hogwartu, tylko dla kochających książki i naukę. Mamy nawet kilka nawiązań do serii o Harrym Potterze, jak choćby motyw zapoznawania się w pociągu oraz przydziału. Jednak im dalej w las, tym pozycja mocniej zaskakuje i zachwyca.
Z jednej strony mamy motyw książki, do tego dochodzą jeszcze zakazane woluminy, oraz wątek Gutenberga – nie wynalazł on prasy drukarskiej, a co za tym idzie, nic nigdy nie powielono drukiem. Wszystko pisano i ozdabiano ręcznie. Co więcej, sam Gutenberg został zatrzymany i zamknięty w celi, gdzie spędził resztę swoich dni, właśnie za to, że zapragnął zmienić losy książek. Zresztą nie on jeden, każdy z odważnych prekursorów nie kończył dobrze.
Cały ten wątek dotyczący papierowych pozycji, ich posiadania, kar dotykających osoby, które łamią zakazy, oraz szmuglerów – Caine nie poszła po linii najmniejszego oporu. Przedstawiła świat bez książek, świat, gdzie królują podziały, liczą się koneksje, a gdzieś pomiędzy tym wszystkim znajdują się bezcenne woluminy.
Stworzyła Bibliotekę, jej struktury, podziały, zadania i obowiązki. Jess nie pragnie zostać zwykłym bibliotekarzem, jakich znamy z naszego życia, i nie takim jak w serialu Bibliotekarze, choć pomiędzy telewizyjną produkcją a powieścią Caine widać pewne zależności. Zarówno w serialu, jak i papierowej pozycji bohaterowie zrobią wszystko dla cennych woluminów, szukają ich oraz dbają o ich bezpieczeństwo. W świecie, w którym żyje Jess, nie każdy dostrzega piękno książek. Istnieją Atramożercy oraz Podpalacze, persony zajmujące się jedzeniem, tak, jedzeniem, oraz paleniem cennych papierowych przedmiotów. Do tego pomiędzy Walią a Anglią toczy się brutalna walka, giną niewinni a rządy i królowie dbają tylko o swoje dobro, Biblioteka natomiast o książki.
Atrament i krew nie jest kolejną słodką historią o miłości i dojrzewaniu, jakim torpedują nas pisarze i wydawnictwa. Tutaj nie ma czegoś takiego jak sielanka czy spokój, każdy dzień to walka o przetrwanie, a najmniejszy błąd może kosztować bohatera życie. Do tego nie można zapominać o koneksjach, walce o własną pozycję i władzę. Biblioteka nie jest bowiem tym, czym się wydawała na pierwszy rzut oka, Jess był przekonany, że to wyśnione i wymarzone miejsce, gdzie dba się o książki. W pewnym sensie miał rację, tam dba się o papierowe pozycje, tylko że są one cenniejsze od ludzkiego życia. Im głębiej protagonista zagłębia się w strukturę instytucji, tym więcej dostrzega rys na szkle.
A akcja pędzi z niesłychaną prędkością, wprawdzie główną osią jest walka o przydział w Bibliotece, jednak obok niej pojawia się kilkanaście wątków pobocznych, jak choćby wspomniana wyżej walka o władzę, motyw wojny czy nawet kilka miłosnych historyjek. Które, skoro już o nich mowa, nie rażą, są dobrze poprowadzone i nieprzesłodzone, na uwagę zasługuje zwłaszcza wątek dotyczący uczuć Wolfe’a i Santiego.
Prawda jest taka, że mogłabym jeszcze długo pisać o zaletach tej pozycji, wad bowiem nie stwierdzono, może poza jedną – że książka była tak krótka, a kolejny tom pojawi się dopiero za jakiś czas. Nawet nie zmierziło mnie tłumaczenie tytułu tej powieści, w oryginale brzmi ona Ink and Bone, czyli ta krew to polski wymysł, choć, nie powiem, bardzo trafiony, jeżeli weźmie się pod uwagę słowa jednej z postaci W twoich żyłach płynie atrament.
Jeżeli szukacie oryginalnej i wciągającej historii, która pochłonie was bez reszty, nie macie oporów przed wkroczeniem do świta, gdzie nie króluje tylko cukierkowy romantyzm, a bohater nie wdaje się w trójkąt miłosny, gdzie w końcu autorka doskonale wie, jak przedstawić pewne problemy, ta pozycja na pewno wam się spodoba.
____________________________________________________________
Za egzemplarz recenzyjny dziękujemy Wydawnictwu Amber