Graal nie do końca święty
Wydawałoby się zatem, że takie połączenie Skyrim z Gothikiem stanie się Świętym Graalem gier wideo. Co więc poszło nie tak, skoro Outward zyskało najwyżej średnią popularność? Cóż, wszystko. Jednak po kolei.
Po krótkim i dość chaotycznym samouczku gra wrzuca nas w sam środek historii przygotowanej dla stworzonej przez nas postaci. Sprawa jest dość prosta – musimy spłacić dług. Nie dysponujemy jednak niezbędną kwotą, a żeby ją zdobyć, musimy wyjść poza pilnie strzeżone mury wioski. Podróżowanie po niebezpiecznym zewnętrznym świecie dostępne jest tylko dla ścisłego grona śmiałków, którzy udowodnili swoje umiejętności, więc domyślacie się, dokąd wszystko zmierza.
Płaskie światy
Kiedy już nam się to uda, w grze będziemy mogli zwiedzić cztery rozległe obszary, każdy będący innym biomem. I chociaż krainy są wypełnione drzewami, krzewami i licznymi rzeczkami oraz strumieniami, wszystko wydaje się sztuczne i martwe. Co więcej, nie jest to problem na poziomie braku niezależnych postaci czy innych osad, tylko ubogość detali przynosząca na myśl produkcje z lat 90. Jeżeli napotkamy rzekę, jej brzeg będzie gładki, pozbawiony większych zarośli czy nawet kamieni. Ponadto zbyt wiele drzew i krzaków wygląda zbyt podobnie do siebie.
Outward za to z pełnym zdecydowaniem nadrabia w kwestii dawania graczowi po tyłku. Jeżeli poddamy się nawykom, jakie wyrobiło w nas większość niedawno wydanych tytułów, gra z nawiązką się na nas zemści. Poza tym dość jasno jest nam dane do zrozumienia, że nie jesteśmy nikim wyjątkowym, żadnym Białym Wilkiem czy Dovahkiinem. Produkcja jest zatem dość trudna i wymagająca, ale przy tym uczciwa – jeśli przebimbamy i nie dopilnujemy sprawunków, szybko możemy znaleźć się bez dachu nad głową. Jednak gdy zakaszemy rękawy i weźmiemy się do roboty, otrzymamy nagrodę za nasze wysiłki.
Jak tyłkiem po schodach
Każda wyprawa wymaga zatem pieczołowitego przygotowania. Przed rozpoczęciem eksploracji pradawnych ruin warto rozbić obóz, przejrzeć ekwipunek i ustalić, czy mamy wszystko co niezbędne. Inaczej szybko okaże się, że musimy przerwać naszą przygodę z powodu infekcji w ranie lub innej niedogodności.
Produkcja Nine Dots Studio to klasyczny przykład świetnego pomysłu, który został kiepsko zrealizowany. Survivalowe elementy są ciekawe i widać, że twórcy solidnie przyłożyli się do opracowania ich podstaw. Niestety zabrakło budżetu, czy też talentu, na ciekawsze dialogi, zadania albo lepszą grafikę i większe dopracowanie lokacji. Wobec tego granie przypomina trochę zjeżdżanie tyłkiem po schodach. Niby jest zabawa, ale każdy, kto jej próbował, wie, jakim bólem jest opłacona. Cała nadzieja pozostaje w moderach, którzy być może podołają załataniu dziur pozostawionych przez twórców.
Za egzemplarz do recenzji dziękujemy firmie CDP.