Tytuł serialu może wzbudzić pewne podejrzenia co do samej fabuły. Ja też dałam się wciągnąć w tę grę i włączyłam pierwszy odcinek pełna własnych pomysłów i oczekiwań. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że pomyliłam się w każdej kwestii. Twórcy The Frankenstein Chronicles poszli w zupełnie niespodziewanym kierunku i dzięki temu bardzo pozytywnie mnie zaskoczyli.
Głód, brud i ubóstwo
Historia zaczyna się w momencie, gdy na brzeg rzeki wyrzucone zostają zwłoki dziewczyny. I już od samego początku nic nie jest tym, czym się wydaje. Po wstępnych oględzinach zwłok okazuje się, że domniemany topielec to w rzeczywistości dziwaczny twór pozszywany z członków kilku różnych osób. Odkrycie to budzi popłoch i zostaje zatajone przed większością społeczeństwa. Inspektor John Marlott (Sean Bean) otrzymuje zadanie zbadania tej sprawy i odnalezienia sprawcy okrutnego eksperymentu. Bohater w trakcie swoich poszukiwań oprowadza widza po dziewiętnastowiecznym Londynie – mieście pełnym niesprawiedliwości, chorób i brudu. Twórcy serialu w żaden sposób nie próbowali wybielić wizerunku stolicy Anglii i przedstawili wszystkie przerażające realia panujące w niej w owym czasie. Nie oszczędzali widoku zwłok, nie zataili istnienia dziecięcej prostytucji czy handlu trupami. Przedstawili niezwykłe relacje, jakie istniały między chirurgami a złodziejami ciał, oraz wskazali na fakt, że właśnie te stosunki przyczyniły się do rozwoju medycyny. Marlott podczas swojej pracy niejednokrotnie zapuszcza się w biedne, pełne brudu dzielnice, by za chwilę dla kontrastu pokazać, w jakich warunkach żyje klasa wyższa.

Kadr z serialu „The Frankenstein Chronicles”
Bohater z krwi i kości
John Marlott jest typem bohatera, który spokojnie mógłby przechadzać się po naszych ulicach. Nie został wyidealizowany – nie posiada inteligencji Sherlocka Holmesa, urody Jace’a Waylanda czy siły Supermana. To mężczyzna z problemami, który cierpi na syfilis i boryka się z wyrzutami sumienia z powodu śmierci swojej rodziny. Jest też porywczy, co dobrze widać w agresji, z jaką często podchodzi do podejrzanych. Trzeba przyznać, że Sean Bean świetnie oddał charakter inspektora Marlotta. Twórcy umieścili też w serialu kilka znanych z historii kultury postaci, takich jak William Blake czy Mary Shelley. Pierwszy sezon The Frankenstein Chronicles pełen był tajemnic i nieoczekiwanych zwrotów akcji. Zaskakiwał mnie z każdym kolejnym odcinkiem i burzył podejrzenia, jakie zdołałam wysnuć na podstawie poprzednich epizodów. Do samego końca trzymał w napięciu i niewiedzy. Drugi sezon nie porwał mnie już tak bardzo. Nadal śledziliśmy losy Johna Marlotta, próbującego dla odmiany zemścić się na człowieku, który go skrzywdził. Nie mogłam jednak pozbyć się wrażenia, że cała ta akcja rozgrywała się trochę na siłę. Oczywiście drugi sezon również posiadał niepowtarzalny klimat i ciekawą fabułę, jednak przy pierwszej odsłonie The Frankenstein Chronicles wypadł trochę blado.

Kadr z serialu „The Frankenstein Chronicles”
Serial godny polecenia
Twórcy The Frankenstein Chronicles zaprezentowali widzom kawał dobrej roboty. Świetnie poprowadzili intrygi, wykreowali wiarygodnych bohaterów, stworzyli niepowtarzalny klimat dziewiętnastowiecznego Londynu i, co chyba najważniejsze, nieszablonowo podeszli do mitu Frankensteina. Jeśli spodziewacie się zielonego potwora ze śrubami w czaszce, straszącego od pierwszego odcinka, bardzo się rozczarujecie. Nie ma go ani w pierwszym, ani w ostatnim epizodzie. Jest za to rozwój medycyny, fascynacja galwanizmem i mnóstwo mrocznych tajemnic.