Magic: the Gathering to karcianka z już dwudziestopięcioletnią tradycją. Na szczęście jej twórcy – Wizards of the Coast, nie zamierzają zwalniać i poza wydawaniem kolejnych edycji kart, pracują nad następną grą komputerową. Jak wypada Arena w wersji open beta?
Nie tylko kartonikami człowiek żyje
Magic: the Gathering to oczywiście głównie karcianka kolekcjonerska, która nowe zestawy kart z głównej linii otrzymuje cztery razy do roku. Dodatkowo dochodzą stosy akcesoriów, takich jak pudełka, koszulki, kości, maty i wszystko co można sobie wyobrazić, a za co fani chętnie zapłacą. Ale to również gry planszowe, mobilne oraz cyfrowe. Największymi zaletami ostatniego wymienionego formatu, jest przede wszystkim to, że nie musimy kupować stosu kart i talii (które nie są szczególnie tanie), oraz to, że nie potrzebujemy się spotkać osobiście z ludźmi (czy to znajomymi czy jakimikolwiek), żeby rozegrać kilka partyjek. Zarówno poprzednia część Magic Duels jak i Arena, to produkcje bezpłatne, w których boostery owszem, da się kupić za prawdziwe pieniądze, ale można też po prostu ciułać złote monety i to za nie kupować dodatkowe paczki.
Beee-beee-beeeta
Do udziału w becie zapisałam się jak tylko otworzono możliwość zgłoszeń. Na zaproszenie trzeba było chwilkę poczekać, ale jedenastego lutego udało się – w końcu przyszedł wyczekiwany mail z linkiem do pobrania klienta gry. Z wypiekami na twarzy instalowałam wszystko tylko po to, żeby się okazało, że gra w stanie zamkniętej bety w sumie przypomina bardziej końcówkę alfy. Menu jak narysowane w Paincie, wszystko takie oporne, powolne, no ale przynajmniej jakoś tam działające. Na dłuższą metę nie dało się na tego szkaradka zbyt długo patrzeć, więc Arenę porzuciłam w oczekiwaniu na lepsze czasy. Zdarzało mi się ją czasem włączyć po mailach o jakiś większych zmianach, ale to bardziej z ciekawości niż z prawdziwej chęci grania. Dla porównania sprawdziłam jak wygląda dwa dni przed oficjalnym upublicznieniem wersji beta – pojawił się tutorial, którego nie byłam w stanie przejść, bo się zawieszał, tak samo jak pojedynek, którego nie udało mi się rozegrać, bo nie zgadniecie, nie chciał poprawnie działać. Słabo jak na wersję, która powinna być grywalna. Na wszelki wypadek tę otwartą betę postanowiłam włączyć dopiero następnego dnia od otwarcia, tak żeby dać jej lub ewentualnym patchom czas na zadziałanie.

Rozgrywka tutorialowa
Jaki ładny płomyczek!
Tym razem bezproblemowo przez samouczek przeprowadził mnie błękitny, całkiem zabawny ognik. Zbyt wiele zasad gry nie tłumaczył, a biorąc pod uwagę mnogość zawiłości związanych z fazami, turami i miliardem innych umiejętności czy też typów kart, nie jestem przekonana, że to wystarczająca ilość danych dla zaczynających przygodę z M:tG, aby w pełni zrozumieć reguły. Pozostaje mieć nadzieję, że SI sterujące zaznaczaniem i używaniem kart zrobi resztę.

Menu główne
Po wykonaniu misji tutorialowych dostajemy do użytku pięć złożonych już decków, w każdym z podstawowych kolorów many – czerwonym, czarnym, zielonym, niebieskim i białym plus dosłownie kilka dwukolorowych kart. Wybieramy sobie w profilu na awatarka naszego ulubionego planeswalkera (Liliana FTW!) i możemy przejść do układania/poprawiania talii (o ile nie wykesportowaliśmy jej z poprzedniej wersji gry, jedyne co nam pozostaje, to poprzekładać w inny sposób karty które już mamy). Lub od razu ruszyć w wir walk z innymi graczami – tu do wyboru albo zwykłe rozgrywki albo kilka formatów, jak singleton, draft, constructed czy sealed. Niestety, specjalne wydarzenia do udziału wymagają opłacenia kryształów, takich zakupionych za dolary lub euro. Przy okazji walk wykonujemy daily questy, za które otrzymujemy złote monety, boosterki lub czasem nawet gotowe talie. Pozwala to całkiem sprawnie zebrać nowe karty. I w zasadzie to wszystko.

Ekran budowy talii
Co wybrać – Chaos and Mayhem czy może Graveyard Bash?
Interfejs Magic: the Gathering Arena jest prosty i wszędzie możemy podziwiać cudowne rysunki artystów pracujących dla Wizards of the Coast. Opcji póki co niewiele – ciekawe czy w wersji pełnej pojawi się kampania dla jednego gracza, jak w poprzednich częściach? Dodatkowo, bardzo fajnym bonusem dla biorących udział jeszcze w zamkniętej becie, jest kod na trzy karty planeswalkerów (Teferi, Ral i Vraska).
Z mniej przyjemnych aspektów. Póki co nie ma możliwości wyzwania na pojedynek znajomych. Najbardziej natomiast brakuje mi opcji przetestowania talii przed pojedynkiem z losowymi ludźmi. Sprawdzanie czy karty mają odpowiednią synergię dopiero w trakcie walki nieszczególnie zachwyca. I na koniec to co mi osobiście przeszkadza (ale większość pewnie uzna to akurat za plus) – podobieństwo animacji kart do tej znanej z Hearthstona. Poniżej porównanie walki z M:tG Arena i Magic Duels (poprzedniczki Areny z 2015 roku).

Rozgrywka Arena

Rozgrywka Magic Duels
Podsumowanie
Od startu zamkniętej bety Magic: the Gathering Arena przeszło daleką drogę. Zmieniło się z prostego, średnio działającego koszmarka, do płynnej, grywalnej i świetnie zapowiadającej się cyfrowej karcianki. Pomimo drobnych błędów, które jeszcze zdarzają się w trakcie walk, ma szansę zostać świetną produkcją. Póki co, nie jest raczej propozycją dla niedoświadczonych graczy (co nie znaczy, że sobie nie poradzą). Brak jej też możliwości sterowania za pomocą gamepada, co na pewno odstraszy niektórych. Niemniej jednak, polecam wam zainstalować i przetestować Arenę, szczególnie jeśli jesteście fanami M:tG.
Czekam z niecierpliwością co z tego wyrośnie już w oficjalnej, pełnej wersji!