Któż z nas, siedzących w piwnicach nerdów i geeków, nie słyszał o legendarnym dziele Alana Moore'a Watchmen? Zapewne wszyscy kiedyś i gdzieś zetknęli się z tym tytułem. I jestem święcie przekonany, że wywarł na was ogromne wrażenie. W niniejszym artykule zamierzam poruszyć kwestię Strażników, ale tych filmowych, bowiem w 2009 roku na ekrany kin wszedł obraz Zacka Snydera Watchmen. Później, przynajmniej dla mnie, nic już nie było takie samo. Zapraszam.
O fabule słów kilka
Mówiąc o Strażnikach, muszę wspomnieć o fabule tego jakże niezwykłego filmu. Otóż zabiera nas on do alternatywnych lat osiemdziesiątych. Obserwujemy USA, gdzie Nixon, zamiast odejść po aferze Watergate, rządzi przez kolejne kadencje. Działalność superbohaterów zostaje prawnie zakazana, a ci, którzy się nie dostosowali, albo trafiają do więzień, albo muszą się ukrywać. Jednym z nich jest Rorschach – członek dawnej grupy Strażników i ostatni aktywny superbohater. Większość wydarzeń obserwujemy z jego perspektywy. Ów zamaskowany, bezwzględny socjopata słusznie zwraca uwagę na bolączki amerykańskiego społeczeństwa i uważa siebie za ostatniego sprawiedliwego w czasach, gdy reszta jego kolegów i przyjaciół porzuciła fach herosa (Nite Owl II, Silk Spectre II), poszła na układy z rządem (Dr Manhattan) czy założyła własne firmy (Ozymandias). I wtedy dochodzi do czegoś niespodziewanego. Edward Blake, zwany Komediantem, ginie w wyniku wyrzucenia z okna własnego mieszkania. Rorschach, pewny, że to początek polowania na dawnych herosów, postanawia ostrzec przyjaciół. Żadne z nich nie spodziewa się, do czego to zdarzenie może doprowadzić.
Kreacje bohaterów – nawet Nolan mógłby się dużo nauczyć
Komiksowe kreacje postaci, pomimo ogromnego kunsztu autora, zlewają się z wieloma innymi bohaterami z kart innych utworów. Takiego Nite Owla II trudno odróżnić bez zastanowienia od Batmana czy Iron Mana, a Silk Spectre II od Black Widow czy Black Canary. Postacie po prostu nie mają głębi, liczy się tam tylko niesamowita historia. Za to obraz z ekranów kin nadał im indywidualność i uwydatnił targające nimi emocje i uczucia. Poprzez oszałamiającą grę takich mało znanych aktorów jak Malin Åkerman czy Matthew Goode udało się wyciągnięcie na wierzch sedna istnienia herosów, ich urzekającego wdzięku i charakteru. Snyder w swoim dziele postawił poprzeczkę niesamowicie wręcz wysoko. Nawet Batman Nolana wydaje się tylko płytko zarysowany w porównaniu chociażby z takim Komediantem lub Ozymandiasem. Każda z postaci przeniesionych na ekran nabrała świeżości, tchnięto w nie ducha, jakiego na próżno szukać w komiksach. Na szczególną uwagę zasługuje według mnie Nite Owl II. Na pozór przypomina Batmana, ot genialny wynalazca, który odziedziczył sporą sumę po rodzicach. Mimo to różni się znacznie od Bruce’a Wayne’a. Za jego genezą wcale nie stała tragiczna śmierć najbliższych, a zwykłe zapatrzenie w oryginalnych Strażników z lat czterdziestych, a zwłaszcza w Hollisa Masona (Nite Owl I). Dodatkowo Dan Dreiberg (jego prawdziwe nazwisko) nie jest tak gruboskórny jak Mroczny Rycerz. W trakcie filmu dostrzegamy w nim naprawdę współczującego i nieszczęśliwego mężczyznę. O ile Bruce Wayne cieszyłby się z odwieszenia na kołek stroju Batmana, o tyle Dreiberg nie potrafi pogodzić się z emeryturą, a kostium Nocnej Sowy stał się jego przekleństwem. Obrazuje to niezwykle sugestywna scena, w której widzimy Dreiberga stojącego nago przed stojakiem z kombinezonem i wpatrującego się w niego. Na zapytanie Silk Spectre II co się dzieje, odpowiada, że boi się tego stroju, a jednocześnie tak bardzo go potrzebuje. Postać Dana należy w moim odczuciu do jednych z najlepiej zarysowanych w historii kina. Bardzo ciekawym bohaterem okazuje się też Dr Manhattan – były fizyk, który uległ niezwykłemu wypadkowi w trakcie badań nad energią atomową. Po tym zdarzeniu stał się niemal wszechmocny i wszechwiedzący. To wszystko sprawiło, że wycofał się ze świata, a nagonka na niego doprowadziła do opuszczenia Ziemi jako takiej. Ten niewątpliwie najpotężniejszy heros w dziejach nie potrafił sprostać ani samotności, ani własnej „boskości”. Dopiero na samym końcu historii zrozumiał, kim jest i co może osiągnąć.
Akcja, muzyka, fabuła – danie doskonałe
Snyderowi udało się połączyć praktycznie wszystkie elementy, które sprawiają, że człowiek wychodzi z kina z uczuciem bezgranicznej tęsknoty. Mamy tutaj niesamowitą historię (zasługa Alana Moore’a), doskonałe kreacje bohaterów (ukłony w stronę aktorów – najlepsze, że mało znanych) i niezwykłą oprawę. Poza obłędną muzyką, na którą składają się świetne kawałki ze złotej ery rocka, dostajemy doskonale wyważoną mieszankę dynamicznej akcji, kilku nutek romantyzmu i rozsądnie dawkowanej nostalgii. Film nie bierze jeńców, kiedy obejrzy się go raz, będzie się chciało jeszcze. Nie brak tu też nawet scen seksu – są bardzo dobrze zagrane i nie obrzydzają, nadają za to większego realizmu całości. Efekty specjalne nie wyglądają jak robione na kolanie. Każda sekwencja została precyzyjnie zaplanowana.. Właściwie Strażnicy to najlepszy warsztatowo film superbohaterski, jaki miałem okazję oglądać.
Jednoznaczna diagnoza dzisiejszych czasów
Poza warstwą rozrywkową film ten niesie też przesłanie. W dość brutalny sposób obrazuje nam, co się dzieje, gdy rządzący otrzymają niemal nieograniczoną władzę (Nixon) i jak zły dla społeczeństwa jest brak grupy obywateli trzymającej rękę na pulsie. W specyficzny sposób pokazuje nam też największe bolączki społeczeństwa, takie jak konsumpcjonizm czy znieczulica. Pod tym względem zarówno komiks, jak i film nie idą drogą kompromisów. W dzisiejszym bardzo „poprawnym politycznie” świecie główne motto Strażników: Who watches the Watchmen? staje się jeszcze bardziej aktualne. Głoszenie pewnych tez okazuje się zabronione, a osoby je wyznające stają się persona non grata. Ten swoisty ostracyzm jest taki sam zarówno w komiksowym świecie, jak i w naszej rzeczywistości. Bo czym się różni bycie superbohaterem od wyrażania mało popularnych, ale prawdziwych poglądów, jak choćby dotyczących globalnego ocieplenia czy postępującej degradacji środowiska. Jak dla mnie niczym, bowiem zarówno jedna jak i druga grupa staje się powoli nieakceptowana w społeczeństwie.
Podsumowując, Strażnicy to naprawdę niezwykły film. Niesamowicie dobrze zrobiony, przedstawia na przykładzie dawnych superbohaterów problemy dzisiejszego świata. Snyder nie poszedł na kompromis i stworzył doskonałą ekranizację komiksu, a nawet dodał coś jeszcze. Aktorzy zaś doprowadzili swoje postaci do tak skrajnego realizmu, że brzmi to aż nierzeczywiście. W pewnych momentach wręcz chciałoby się zakrzyknąć: Oni są wśród nas! Watchmen to tak naprawdę opowieść o zmaganiu się ze społeczeństwem w czasach, kiedy jest się przez nie wyklętym. Główna intryga wydaje się tutaj zaledwie tłem, które jednak zapada w pamięć. Moim zdaniem grzechem jest nie znać tego filmu. To po prostu arcydzieło w najczystszej postaci.