Bestie w wielkim mieście… no, prawie

Źródło: HBO
Do domostwa wampirów na Staten Island wracamy, gdy jego mieszkańcy wciąż mierzą się z konsekwencjami wielkiego odkrycia wieńczącego poprzedni sezon – oto wampiry dowiadują się, że wierny pomocnik Nandora (Kayvan Novak), Guillermo (czy też Gizmo, jak nazywają go wampiry, nie mogąc zapamiętać jego imienia; w tej roli Harvey Guillén), w istocie wywodzi się z rodu Van Helsingów. Co więcej, sam także jest całkiem zręcznym łowcą. Na szokujące odkrycie nakładają się zawirowania kadrowe w lokalnym oddziale Rady Wampirów, wspólne podróże, niespodziewane wizyty starych znajomych, a także… zaskakujące pożegnania. Jedno wydaje się pewne – wieczne życie niewiele wspólnego ma z wiecznym odpoczynkiem. A im gorzej dla naszych ulubionych krwiopijców, tym lepiej dla nas!
Czterysta lat minęło jak jeden dzień

Źródło: HBO
Pozwólcie, że wtrącę odrobinę prywaty: jestem ogromną fanką pojechanej wyobraźni Taiki Waititiego, a filmowy pierwowzór z 2014 r. wciąż zajmuje wysoką pozycję na liście moich osobistych faworytów. Uważałam go jednak za skończoną, jednorazową historię, a potencjał absurdalnego żartu – za wyczerpany. Do propozycji kontynuacji konceptu, i to w formie serialu, podeszłam więc ze sporą dawką zwątpienia i sceptycyzmu. Całe szczęście, myliłam się – nawet po zrealizowaniu kilkudziesięciu półgodzinnych odcinków twórcy wciąż znajdują sposoby, by bawić. Paliwa wydają się mieć zresztą aż nadto; w końcu z wampirycznym mitem wiąże się ogrom reguł, schematów i przesądów, a patos, idealizacja i erotyczne napięcie towarzyszące najpopularniejszym interpretacjom fantazmatu sprawiają, że staje się on bardzo łatwą pożywką dla parodii. Scenarzyści czerpią z tego pełnymi garściami, nie kryjąc zresztą inspiracji i cytatów – obśmiewane tytuły funkcjonują także w świecie przedstawionym, stąd oprócz bardziej lub mniej oczywistych żartów dziwić nie powinny także gościnne występy znanych krwiopijców.

Źródło: HBO
Głównym źródłem komizmu pozostaje nasza wesoła gromadka – patologicznie wręcz nieprzystosowana do otaczających ją realiów, za to funkcjonująca z godną podziwu pewnością siebie i przekonana o własnej nieomylności. Nandor, Nadja i Laszlo wciąż snują opowieści o swojej wielkości i przeszłych podbojach, podczas gdy trudności sprawiają im proste, dla zwykłych zjadaczy surowych kurczaków (kto widział, ten wie) wręcz rutynowe czynności. Projekt nie mógłby się udać (a przynajmniej nie tak dobrze), gdyby nie wyczuwalna chemia pomiędzy członkami obsady. Kayvan Novak, Natasia Demetriou i Matt Berry oddają się groteskowej konwencji w pełni, pewnie odgrywając nawet najbardziej graniczne gagi. Więcej uwagi poświęcono tym razem Colinowi Robinsonowi (Mark Proksch) – świętującemu okrągły jubileusz wampirowi energetycznemu, do stałej obsady dołączyła też Kristen Schaal (Bob’s Burgers, BoJack Horseman), dotąd pojawiająca się gościnnie w roli „przewodniczki” Rady Wampirów (mimo że zakres obowiązków sugeruje raczej stanowisko asystenckie – co na to inspekcja pracy?).
Potwór o ludzkim obliczu

Źródło: HBO
Spod płaszczyka absurdu i zgrywy wychyla się również łagodniejsze i dojrzalsze oblicze bohaterów. Zarówno niedawne przejścia, jak i zwykłe zmęczenie materiału (600 lat życia mogłoby znużyć nawet najwytrwalsze jednostki) otwierają wampirom drogę do nieco poważniejszych, introspektywnych refleksji. I choć dziwaczna konwencja zdecydowanie nie jest dla każdego, choć zdarzają się odcinki słabsze, a wśród żartów trafiają się i te mniej strawne, pełne zaangażowanie aktorów i pewność, z jaką portretują niedzisiejsze safanduły, sprawiają, że obok ekscentrycznej gromady nie sposób przejść obojętnie.
PS: Królestwo! Królestwo za więcej Nandora w getrach!