One ring, one Tolk Folk – taki napis widnieje na opasce akredytacyjnej, na którą patrzę teraz z uśmiechem. XXI edycja festiwalu Tolk Folk pod nazwą „Ognie nad Śródziemiem” miała smoki za swój temat przewodni. Co prawda dużo ich nie latało, złota i błyskotek wiele nie zginęło, lecz marsz w obronie tych stworzeń zapamiętam na długo. Co jeszcze utkwiło mi w pamięci? Jak się bawiłam?
Bielawski festiwal to impreza „od fanów dla fanów”, spełniająca się w idei współtworzenia i współodpowiedzialności. Za jego organizację obecnie odpowiada też oddolna inicjatywa – Stowarzyszenie Tolkienowskie WIEŻA, którego członków można było spotkać także na polu namiotowym. W tym roku Tolk Folk odbywał się w dniach 8-14 lipca. Choć musiałam wracać dzień wcześniej, na pewno za rok zostanę na ostatni wieczór. I nawet jeśli nie wyszarpię całego tygodnia na wspólną zabawę, to dotrę tam choć na kilka dni. Bo prawda jest taka, że na festiwal można przybyć o każdej porze, każdego dnia… a nawet i na kilka godzin. Vin na przykład w tamtym roku wpadła tylko na dwa dni. I jak sama na pytanie o zachęcanie do przyjazdu na Tolk Folk odpowiada: „Warto przyjechać raz, na chwilę, nawet na jeden dzień”, bo „jak się to zobaczy od środka, jak się poczuje ten klimat, to na pewno się już bardzo chętnie wróci”. Pełna zgoda!
Dawno, dawno temu, za siedmioma górami, za siedmioma lasami…
W chłodny, jak na to lato, poniedziałek, wyruszyłam w stronę Gór Sowich – wyspana, z wypchanym po brzegi i kieszenie plecakiem turystycznym, którego przestrzeń pakowną wykorzystałam do maksimum. Do tego obciążyłam jedno ramię torbą z materacem, a drugie namiotem, który to w 2 sekundy staje się nieprzepuszczającą światła świątynią snu. Startowałam z Wrocławia autobusem PKS i już przy wsiadaniu poznałam tolkfolkowiczów, dzięki którym około dwie godziny później szczęśliwie, choć z przekleństwami na ustach, dotarłam na pole namiotowe. Skąd te brzydkie słowa? Po dojechaniu do Bielawy, postanowiliśmy dojść na Tolk Folk w starym stylu – na piechotę. Nie chciałam wyjść na narzekajłę, więc porzuciłam mój plan wezwania taksówki, poprawiłam w ręce okrągły namiot, którym haczyłam o ziemię i ruszyłam za grupą sympatycznych towarzyszy, twierdzących, że znają drogę (znali!).
Jednak dobrze Wam radzę, jeśli Wasz bagaż waży 1/3 Waszej wagi, to lepiej dwa albo i trzy razy przemyślcie, czy chcecie iść z nim pod górę przez koleiny. Choć czułam się jak strongman na zawodach, podróż minęła szybko, bo od razu zaczęliśmy dyskusje o fantastyce… i na podobnych rozmowach zleciał cały tydzień.
Wejście smoka do „Sowigórskiego Śródziemia”
Już w trakcie pierwszego spaceru do celu, poczułam, że wchodzę do trochę innego świata. Gdy szliśmy powoli ulicami miasta, a górski krajobraz wyłaniał się powoli zza budynków, zaczynałam w wyobraźni poddawać się aluzyjnemu określeniu przestrzeni, do której zmierzałam, jako „Sowigórskiego Śródziemia”. Jak się okazało, nie byłam sama w tych skojarzeniach. Dla Vin na przykład jezioro i miasto nad nim przypominało Esgaroth. A Potomkowi, który na Tolk Folk przyjeżdża, odkąd skończył 5 lat, liczne pola i łąki przywodziły na myśl wiejskie regiony Śródziemia. Wróćmy jeszcze jednak do pierwszego dnia, a raczej pierwszych godzin. Mijaliśmy zabudowane Jezioro Bielawskie, szliśmy drogą wśród wysokich traw i chłonęliśmy otoczenie z uśmiechami na twarzy. Mieliśmy też wejście smoka – a smoki były tematem przewodnim tej edycji, zatem wypadło idealnie. Otóż nasze nadejście zwiastował wóz strażacki, a nasz pieszy kordon wieńczyło auto z kolejnymi uczestnikami. Po przekroczeniu łatwego do przeoczenia mostku i przejściu przez bramę Tolk Folku, zostałam powitana przez ubraną w ciuchy potteromaniaczki młodą dziewczynę, a chwilę później przytulona przez innych na „dzień dobry”. Lepiej być nie mogło. W końcu przyjechałam tam cicho licząc, że wytropię gdzieś Pottera w krzakach[1]. Chwilę później rozłożyłam wszystkie rzeczy i popędziłam w stronę ludzi przy ognisku, by dowiedzieć się, co i jak tu działa.

Sowigórskie Środziemie jak malowane / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Maja Butkowska
„Błotniste reggae, przygoda na Tolk Folku…”
Tolk Folk był dla mnie zagadką. Przyzwyczajona do konwentów na kilka lub kilkadziesiąt tysięcy osób, odbywających się w halach targowych lub na zamkach, nie wiedziałam czego oczekiwać od imprezy, która odbywa się na polu namiotowym, wśród gór, bez pękającego w szwach programu. Dlatego też przyjęłam strategię carpe diem – nie planowałam, w czym wziąć udział. Szwendałam się po polu i czekałam, aż zdarzenia znajdą mnie. I szczerze polecam to podejście. Na Tolk Folku bowiem nic nie musisz (oczywiście, o ile nie łamiesz prawa). A jeśli coś byś chciał lub chciała, szybko znajdziesz do tego kompanów lub napotkasz osoby, które, uśmiechając się pod nosem, pozwolą Ci w spokoju realizować się solo.
Kręciłam się więc podczas montowania i wodowania tęczowego mostu z palet, zwanego Bifrostem. Grałam w planszówki. Słuchałam prelekcji. Czytałam książkę. Rozpalałam ogień przy pomocy krzesiwa. Robiłam wywiady do badań. Obserwowałam mistrzów i amatorów łucznictwa w akcji. Pomagałam siedmiomiesięcznemu uczestnikowi w spacerach na kilka kroków. Piłam za zdrowie postaci i fikcyjnych, i prawdziwych, i tych poniekąd pół na pół. Namawiałam do wycieczek na kurhany duchów, które nie dawały nam spać. Spacerowałam i patrzyłam w gwiazdy, czując się jak rozmarzona bohaterka jakiegoś kiczowatego fantasy – czyli w sam raz! Szukałam świni, ale takiej, co to tylko oczyma wyobraźni można ją zobaczyć. Wspierałam z boku postulaty obrońców smoków. Poszłam na koncert. Śpiewałam i tańczyłam przy ognisku. Poprosiłam Merewennę o tatuaże z henny. Czytałam pudełka od pizz (dobrze czytacie!). Dyskutowałam, śmiałam się, wzruszałam. I robiąc to wszystko, odpoczywałam. I świetnie się bawiłam.

Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno

Shire / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno

Karton od pizzy po czytania raz! / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno

Karton po pizzy do czytania dwa! / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno

Bifrost / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno
Rodzinna atmosfera, wolność, swoboda
Na Tolk Folku niezaprzeczalnie panuje rodzinna atmosfera. Jednak rodzinnie było nie tylko dlatego, że czuliśmy się ze sobą swobodnie, ale też dlatego, że przyjeżdżały tam całe rodziny z dziećmi. Poza tym najmłodszy uczestnik miał siedem miesięcy, a najstarsza uczestniczka przekroczyła już dziewięćdziesiątkę – ale warto też zaznaczyć, że wiek nie wpływał na to, w jakich aktywnościach brało się udział, nie miał znaczenia. Zwłaszcza, że nie tylko ja „chwytałam dzień”!
„Tutaj nikt nikogo ocenia. Wszyscy się akceptują bez względu na poglądy i przekonania” – powiedział mi Rafał, który na Tolk Folk przyjeżdża od 5 lat. I rzeczywiście, nawet gdy w tle pojawiły się dyskusje polityczne, to w ruch nie poszły ani pięści, ani nawet podniesione głosy. W takiej sielskiej atmosferze nikt nie miał ochoty na kłótnie – i nikt do nich nie dążył. Dyskusji było natomiast co niemiara! Zresztą śmiechu i dystansu do siebie również.

Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Maja Butkowska
Warto też dodać, że godzin (lub dni) punktów programu nie należało traktować z najwyższą surowością, bo czas upływał nieraz jak szalony, a zaplanowane (lub nie) atrakcje przedłużały się ze względu na dobrą przy nich zabawę. Maniacy punktualności mogliby się więc oburzać… lub dać się porwać wydarzeniom na tyle, że zapomną o zegarkach. Pamiętać też należy, że pogoda to także zmienna, która wpływa na plany podczas fantastycznego biwaku – ale rzadko kiedy negatywnie. Wiatr i deszcz potrafiły uruchomić nowe pokłady kreatywności niejednego uczestnika. A i bez tego pomysłów nikomu nie brakowało.
„Szłam”
Kochani orgowie, czyli organizatorzy, służyli pomocą, dobrym słowem, a jak trzeba było, to i celną naganą. Rozwiązywali każdy problem, nawet jeśli się powielał, ale hołdowali raczej zasadzie do dwóch, niż do trzech razy sztuka. Przyznać należy, że znajdywali skuteczne metody. Przykładowo, gdy klucz do prysznicy zgubił się ponownie, to dostał ważącą ponad kilogram kłódkę z grubym łańcuchem. O tym ciężarze nie dało się zapomnieć, dzięki czemu kluczowa katastrofa już się nie powtórzyła. Wieczorami rozdawane były również tzw. „achievmenty”, symbolizowane przez tekturowe medale z odręcznymi malunkami na nich. Szansę na ich zdobycie miały osoby, będące głównymi bohaterami wszelkich niezaaranżowanych sytuacji z niezamierzenie zabawnym/absurdalnym przebiegiem i/lub skutkiem. Zgadnijcie, kto na samym początku zgarnął jedno trofeum? Brzmiało „Szłam”. Bo… naprawdę tylko szłam, nim się uszkodziłam.

„Szłam” / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Adrianna Michno
Dlaczego Tolk Folk?
Spytałam też tolkfolkowiczów, dlaczego wracają na Tolk Folk lub dlaczego w ogóle się na niego wybierają. Jeśli więc moje wrażenia nie wystarczyły, by przekonać Was do udziału w tym nietypowym konwencie, słowa innych uczestników powinny pomóc.
„Wróciłam, bo przede wszystkim mam poczucie, że to jest takie miejsce, w którym mogę odpocząć, w którym nie muszę się nigdzie spieszyć, a przy tym spędzam czas w towarzystwie naprawdę fantastycznych ludzi, którzy są bardzo otwarci też na zawieranie nowych znajomości, więc nie jest problemem to, że na przykład przyjeżdża się, znając niewiele osób albo nawet nikogo. I to jest taka przestrzeń, w której można porozmawiać na tematy, na które zwykle nie ma z kim porozmawiać, bo niewiele osób aż tak by się zagłębiało w różne zagadnienia z zakresu fantastyki” – Vin, 25 lat
„Przede wszystkim dla ludzi i dla atmosfery. Poznałem tutaj wielu interesujących ludzi, a także udało mi się poszerzyć swoje horyzonty, jeżeli chodzi o wiedzę tolkienistyczną, dzięki licznym prelekcjom i wykładom” – Rafał, lat 17
A tak na pytanie: „Czy wróci na Tolk Folk?” odpowiedziała Victoria, która dotarła na niego pierwszy raz:
„Tak! Jak najbardziej! Jest to zawsze dobre doświadczenie. Nawet jakby mi się nie podobało, to zawsze jest to jakieś doświadczenie na przyszłość. I powiem ci, że na początku się czułam bardzo niezręcznie, ale wystarczyło parę piw przy ognisku i się zaaklimatyzowałam. W ogóle ludzie są sympatyczni. Jest super atmosfera” – Victoria, lat 19

Smok też człowiek! Kon-smok-tucja! Czyli młode pokolenie Tolk Folku. / Tolk Folk 2019, zdjęcie wykonała Oliwia Kucharska, instagram, facebook
Ognie nad Śródziemiem
Tolk Folk okazał się konwentem innym niż wszystkie – kameralnym, o trochę obozowym charakterze, odizolowanym od cywilizacji, mimo że odbywającym się blisko niej. Jest festiwalem idealnym dla osób zmęczonych tłumami, które chcą doświadczyć przygody blisko natury. Odnajdą się na nim nie tylko fani Tolkiena, bo Tolk Folk to tak naprawdę przyjazna, rodzinna impreza fantastyczno-wypoczynkowa. Poza tym członkiem tej tolkfolkowej rodziny można poczuć się już po pierwszym ognisku – a stwierdzenie to jest o tyle wieloznaczne, że ognisko na Tolk Folku pali się ciągle. A z ciepłem tego ognia wraca się do domu. Zresztą, jak rzekła Mona, jedna z orgów: „Ty możesz wyjść z Tolk Folku, ale Tolk Folk z Ciebie już nigdy”. Dlatego widzimy się za rok!
Praca naukowa finansowana ze środków budżetowych na naukę
w latach 2018-2022 jako projekt badawczy w ramach programu „Diamentowy Grant”.
[1] Wyjazd na Tolk Folk odbywał się w ramach grantu badawczego, który realizuję na Uniwersytecie Wrocławskim. Projekt nosi nazwę „Dolny Śląsk jako świat wyobrażony Harry’ego Pottera” i dzięki niemu będę mogła napisać pracę naukową o lokowaniu się światów fantastycznych w regionie oraz aktywnościach w ramach nich podejmowanych. O ile Potter jest moim głównym case study, o tyle inne światy również znajdują się w obrębie mojego zainteresowania.