Dziura – ubytek w powierzchni, który od zarania dziejów jest nierozerwalnie związany z życiem. Wszak pierwsze organizmy pojawiły się w wielkim dole wypełnionym wodą, a gdy zakończymy już wędrówkę po tym łez padole, nasze szczątki wylądują w wykopanym zagłębieniu lub jakiejś szczelinie w ścianie. Dziura jest również ważnym elementem społeczeństwa, często występuje we frazeologii czy mowie potocznej, w obu przypadkach nabierając różnego, nie tak dosłownego znaczenia. Nie dziwota więc, że prędzej czy później, będąc dotychczas elementem wielu produkcji, kopanie dziury w końcu doczeka się własnej gry.
Zarówno fabuła, jak i rozgrywka są tu proste niczym sam tytuł. Wcielamy się w nieznanego z imienia gościa, który podczas spaceru zauważa furgonetkę zatrzymującą się przy tablicy ogłoszeń, z której wyłania się jegomość w garniturze, wieszając swój anons i szybko odjeżdżając. Podchodząc, protagonista zauważa, iż pojawiła się oferta sprzedaży domu z zapewnieniem, że w jego ogrodzie został zakopany prawdziwy skarb. Furgonetka, przypominająca pojazdy porywaczy dziatwy, tajemniczy człowiek w garniturze i podejrzane ogłoszenie sprawiają, że bohater w mig podejmuje jedyną słuszną decyzję – natychmiast zakupuje nieruchomość oraz elektryczny osprzęt do kopania i w pełni gotowości staje przed jak zadaniem jak najszybszego dostania się do skarbu, zanim rozkradnie go pospólstwo. W tym momencie nie wiemy, co uda się wykopać, jak niebezpieczna będzie to przygoda, oraz czy ogłoszenie nie było po prostu zwykłym oszustwem, pozostaje nam jedynie pewność, że przed nami zaraz powstanie naprawdę solidna dziura.

Mam przeczucie, że to tu powinienem zacząć
Diggy diggy hole
Jak wspomniałem wcześniej, rozgrywka nie należy do najtrudniejszych, ot mamy kopać w dół tak długo, aż dokopiemy się do skarbu za pomocą prostego w obsłudze sprzętu, pilnując przy tym paska energii i życia. Początkowo proces kopania jest dość męczący, gdyż dysponujemy zaledwie elektryczną łopatką do kwiatków, a objętość ekwipunku na zbierane w trakcie pracy surowce zmusza nas do częstego wracania do garażu, ale dość szybko jesteśmy w stanie ulepszyć nasze narzędzia, by działały efektywniej i dłużej. Jednak elektryczna łopata, a na późniejszym etapie wiertło to nie jedyne narzędzia, które pomagają nam w dokopaniu się do skarbu. Jak wiadomo, z głębokiej dziury trzeba co jakiś czas wyjść, jednak twórcy nie podjęli się implementacji drabin, linek czy innego rodzaju sprzętu wspinaczkowego, dając nam do dyspozycji po prostu jetpacka (niestety, nie da się nim polatać po okolicy – próbowałem). Jako że na dole potrafi być ciemno, a niektóre skały są zbyt twarde dla łopaty czy wiertła, możemy również zaopatrzyć się w wieszane na ściany lampy i dynamit.
Obszar rozgrywki został podzielony na dwie strefy, między którymi jesteśmy zmuszeni dość często się przemieszczać. Pierwszą z nich jest oczywiście ogród, w którym kopiemy tytułową dziurę. O ile powierzchnia nie jest zbyt interesująca, ot dwie grządki z krzewami, kawałek tarasu i mała altanka z meblami ogrodowymi, tak pod jego powierzchnią spędzamy większą część zabawy. Teren wykopalisk na całej głębokości przez ogranicza nam biały kamień stanowiący granicę obszaru, na jaki możemy się zapuszczać, a jest on na tyle szeroki, iż można stworzyć tunele, w których łatwo się zgubić, ale na tyle ograniczony, by zawsze dość prosto wykopać sobie drogę do wyjścia. W samej ziemi natrafimy na sporą ilość różnego rodzaju surowców stanowiących źródło zarobku, a czasem trafimy na zakopaną walizkę z pieniędzmi czy wejście do pomieszczenia skrywającego skrzynkę z dodatkowymi porcjami dynamitu i lamp. O ile minerały zdobywamy po prostu natrafiając na nie, tak zbliżanie się do neseserów i skrytych pokoi sygnalizowane jest przez elektryczne czujniki. Czasem możemy dokopać się również do większych skał, z którymi nasze narzędzie sobie nie poradzi, a wtedy pingwin Rico (nie, nie występuje w grze) podpowie Wam, co z takim jegomościem należy zrobić. Drugim istotnym, choć znacznie mniejszym miejscem jest nasz garaż. To tutaj znajdują się trzy najważniejsze urządzenia wspomagające naszą pracę – komputer, w którym możemy sprzedać nasz urobek, stół warsztatowy stanowiący miejsce ulepszania ekwipunku, zakupu lamp, dynamitu i uzupełniania pasków życia czy energii oraz pulpit z instrukcją kopania dołu, przy którym dokonujemy zapisu gry.

Nasze małe, górnicze królestwo
Świecisz mi, czy sobie?
Wizualnie The Game About Digging a Hole z pewnością nie może być nazwana arcydziełem, nie jest też jakimś koślawym potworkiem wywołującym ciarki z odrazy i zażenowania, ale z pewnością stanowi produkt dość czytelny i nie stanowi problemu określenie co jest czym oraz gdzie góra a gdzie dół. Jeszcze mniej można powiedzieć o udźwiękowieniu, które w zasadzie ogranicza się do odgłosów kopania, tupania i użycia innych obiektów. Tu znów wszystko jest jasne, klarowne, pasujące do tego, co widzimy na monitorze i co dzieje się wokół nas. Dodatkowo muzyka występuje jedynie w menu oraz przy bardzo rzadkich scenach fabularnych, więc można nawet nie zauważyć, że w ogóle się w tej produkcji pojawia. Warto wspomnieć też, że gra posiada polską wersję językową, choć widać tu użycie niezbyt zaawansowanego translatora. Owszem, komunikaty są czytelne, jednak czasem niektóre słowa, jak na przykład „drill” nie są w ogóle tłumaczone, a za każdym razem, gdy w momencie dokonywania zapisu otrzymujemy komunikat „oszczędzanie”, uśmiech sam pojawia się na twarzy.
Największą wadą The Game About Digging a Hole jest zdecydowanie jej długość. Dość powiedzieć, że za pierwszym razem, nie spiesząc się zbytnio, ukończyłem grę raptem w dwie godziny. Owszem, po pierwszym przejściu odblokowujemy możliwość zdobywania osiągnięć, które zdobią dotychczas pustą ścianę naszego garażu, jednak część z nich, a w skrajnych przypadkach niemal wszystkie, możemy odblokować już za pierwszym podejściem. Dodatkowo jedno z osiągnięć jest dość wymowne, gdyż warunkiem jego odblokowania jest ukończenie gry w mniej niż trzydzieści minut. Z drugiej strony, gdy ponownie podszedłem do tej produkcji (bo mądry ArcziN zapomniał o robieniu screenów do recenzji) ponownie siedziałem w niej tak długo, aż nie doszedłem do końca, więc jednak coś w tym kopaniu dziury jest.
Czy jest to gra warta polecenia? Cóż, przy jej prostocie i zawartości starczającej na dość krótki czas bardziej określiłbym tę produkcję jako ciekawe doświadczenie, dość odmienne od przepełnionych na etapie produkcji licznymi kontrowersjami tworów AAA, które po premierze okazują się niezbyt strawnymi gniotami opierającymi swoją popularność jedynie na wcześniejszym zamieszaniu – jest może krótko i prosto, ale za to rzetelnie i szczerze.

Radar świeci się i pika, czyli czas na kopańsko
Grę otrzymaliśmy od Mark Allen PR, za co bardzo dziękujemy, ale nie wpływa to na ocenę końcową produktu.