Aneta Jadowska naprawdę potrafi wciągnąć czytelnika w wir przygód i życiowych problemów niezwykłego policjanta, który codzienność musi łączyć z magią i ciągłą obecnością duchów, które nie zawsze są potulnymi i nieszkodliwymi zjawami.
Szczerze mówiąc, miałam mieszane uczucia, gdy w moje ręce wpadło „Szamańskie Tango”, głównie dlatego, że na okładce widniała wyraźna dwójeczka, a ja nigdy wcześniej z twórczością Jadowskiej nie miałam do czynienia, co oznaczało, że będę musiała przeczytać dwa tomy. Zmieszałam się jeszcze bardziej, gdy po otwarciu książki i przejrzeniu pierwszych stron okazało się, że istnieje jeszcze siedem innych osadzonych w tym uniwersum i choć były podzielone na serie, to jednak gdzieś w środku czułam, że ominę jakieś smaczki i będę musiała w niektórych fragmentach bazować na swoich własnych domysłach. Oczywiście nie myliłam się i w rzeczy samej tak było, niemniej jednak „Szamański Blues” wciągnął mnie na tyle, że z uśmiechem zabrałam się za „Szamańskie Tango”.
W męskiej skórze
Narratorem całej książki jest Piotr Duszyński, potocznie nazywany przez swoje otoczenie Witkacem, który jest wątłym facetem przed czterdziestką i od razu podbił moje serce. Jadowska z taką lekkością pisze w jego imieniu, że gdybym nie znała autora, to zakładałabym, że na pewno jest to mężczyzna. Wyrazisty charakter dojrzałego mężczyzny, policjanta i szamana w jednym jest niepowtarzalny i choćby dla niego samego warto jest sięgnąć po ten tytuł. Witkac nie jest napalonym samcem, którego podnieca każda bardziej wydekoltowana kobieta, nie jest również typem człowiekiem, który odwracałby się ze wstrętem i oburzeniem na widok takowej niewiasty… Ot, zerknie sobie, krótko skomentuje i rusza dalej w wir akcji. Nie jest również herosem, chodzącą górą mięśni i kolesiem, za którym wzdychałyby rzesze kobiet. Zdaje sobie dobrze sprawę z tego, że nie jest już dwudziestoletnim młodzieniaszkiem i do wielu spraw, zarówno zawodowych, jak i osobistych, podchodzi z właściwym sobie dystansem. Jest szczery do bólu i niezwykle prawdziwy. Co tu dużo mówić – Jadowska stworzyła świetną postać, która na długo pozostaje w pamięci.
Nie trać ducha, stary
Witkac jako szaman nie jest przykuty do naszego świata. W pierwszej części mogliśmy przekonać się, że może on opuszczać swoje ciało, by przeprowadzać dusze przez bramy zaświatów, gdyż taka jest jego rola. Nie jest to jednak proste i kosztuje dużo energii, dodatkowo zaświaty nie są specjalnie bezpiecznym miejscem, w którym na zielonych łąkach beztrosko pasą się jednorożce i tańczą wesołe wróżki. W poprzednim tomie nie zagrzewał tam miejsca zbyt długo, z czego był naprawdę bardzo szczęśliwy. Niestety odkąd dowiedział się, że jest ojcem piętnastoletniej dziewczyny, która w dodatku przejęła po nim szamańskie geny, stara się robić wszystko, by żyła ona we względnym bezpieczeństwie, dlatego też będzie musiał na dłużej zatrzymać się w miejscu, którego do tej pory unikał ze wszystkich sił.
Nie taki Sęp straszny…
Sęp niesłychanie denerwował mnie w pierwszej części i na pewno nie byłam w swojej niechęci jedyna. Złośliwy prostak i cham, który wpakował się z buciorami w życie naszego szamana, zostając jego duchem opiekuńczym, czymś w rodzaju zaświatowego pomagiera. Gdy tylko pojawiał się w pobliżu głównego bohatera, wzdychałam i wywracałam oczami. Mój stosunek do niego zmienił się diametralnie w „Szamańskim Tangu”, podziwiam Jadowską, że z takiego dupka potrafiła zrobić naprawdę porządnego faceta, który wzbudza momentami współczucie, a z czasem nawet szacunek. Brawo, bo w tym przypadku niesmak nie pozostał.
Kurczaczek, czyli jeden wielki minus
Naprawdę ciężko jest się przyczepić do czegoś konkretnego, jeśli chodzi o „Szamańskie Tango”, choć bardzo różni się od poprzedniego tomu, który moim zdaniem był nieco lepszy. Jest jednak pewna rzecz, która irytuje mnie od samego początku aż do końca. Tą rzeczą jest obecność córki Witkaca, zwanej przez swoich rodziców „Kurczaczkiem”, która po prostu nie daje się lubić. Typowa, przerysowana postać nastolatki, która nosi glany, podarte spodnie, świetnie się uczy i oczywiście nie jest „taka jak inne”. Cały czas podkreślana jest jej wyjątkowość i niesamowitość, co dodatkowo wzmaga niechęć do obcowania z nią, tym bardziej gdy czytelnik dopinguje jej ojca, który nagle znika w cieniu swojej latorośli. Wątek „Tanga” jest na dobrą sprawę oparty na tym, że to irytujące dziewczę prawie wywołało katastrofę i przez to wciągnęło biednego tatę Witkaca (i nie tylko jego) w niezłe bagno. Dodatkowo pierwsze zdanie opisu na odwrocie książki brzmi: „Do tanga trzeba trojga. Witkacy, Kurczaczek i Sęp wkraczają do akcji”, co zupełnie nie pokrywa się z treścią, którą możemy znaleźć w środku. Dziewczyna nie gra w tej książce żadnej ważniejszej roli, poza tym, że daje ciała na samym początku i Witkac oraz Sęp muszą sprzątać syf, który zrobiła. Nieładnie, Kurczaczku, bardzo nieładnie.
Na koniec dodam, że na pewno sięgnę po kolejną cześć szamańskich przygód, pomimo pewnych zgrzytów seria jest naprawdę dobra i lekko napisana. Dużym plusem, przynajmniej dla mnie, jest to, że autorka nie boi się rzucić kurwą trochę częściej niż od czasu do czasu, przez co dialogi między postaciami są bardziej realistyczne. Akcja rozgrywa się w Polsce i przyznajmy szczerze, że przekleństwa stanowią bardzo zróżnicowany i chętnie używany element naszego języka. Oprócz tego warto wspomnieć o bardzo przyjemnych dla oka ilustracjach autorstwa Magdaleny Babińskiej, które mają w sobie bardzo przyjemny komiksowy pazur. Książkę czyta się szybko i nie jest ona sztucznie przedłużana, a bardzo miłymi smaczkami dla czytelników okażą się zabawne odniesienia do popkultury oraz polskiej polityki.
Przyznam szczerze, że „Szamańską serię” uwielbiam, a Witkac podbił moje serduszko szturmem. W zasadzie całe uniwersum stworzone przez Jadowską jest moim guilty pleasure, a fakt, że umiejscowione jest w Toruniu, który kocham całą sobą, jest dodatkowym plusem. Polecam zmierzyć się z resztą prozy autorki, cykl o Dorze ma kilka sporych minusów, w tym pewną niezniszczalność bohaterów, mimo to stanowi jednak całkiem sympatyczną rozrywkę ;).