Fabuła kołem się toczy
Druga odsłona serialu „Cień i kość” jest bezpośrednią kontynuacją wcześniejszych przygód bohaterów, kiedy to Alina Starkow musi się ukrywać po nieudanej próbie zniszczenia Fałdy. Oszukana, zdradzona, wcześniej zniewolona, ma u swego boku Mala i postanawia odzyskać władzę, wyzwolić ludzi spod zgubnego działania Kirigana oraz mrocznych toni dzielących świat. Czy jej się uda? Po swojej stronie ma wiele osób, ale duża część Griszów hołduje jej oponenta. Czasu jest coraz mniej, a Kirigan ma nowe umiejętności, których nikt nie potrafi zatrzymać.

Archie Renaux i Jessie Mei Li.
Źródło: Netflix
Mimo tego, że serial nazywa się Cień i Kość, to jest połączeniem dwóch serii Leigh Bardugo, dziejących się w tym samym uniwersum. Pierwszy sezon opierał się na wspomnianym tytule, ale również wprowadził bohaterów Szóstki Wron. W przypadku omawianej odsłony sprawa się komplikuje, ponieważ jest swoistą hybrydą drugiego oraz trzeciego tomu (Szturm i Grom/Oblężenie i Nawałnica, Ruina i Rewolta/Zniszczenie i nawałnica), jak i wspomnianej pierwszej części dylogii. Przez taki zabieg fabuła prowadzona jest wielotorowo, ale nie w sposób chaotyczny czy niezrozumiały. Nie opiera się głównie na starciu Kirigana i Aliny, a na front wychodzą postacie drugoplanowe, które naprawdę wiele wnoszą do serii.
Coś nowego i starego
W kontynuacji pojawiają się starzy znajomi, jak i nowe postacie, chociażby Sturmhond, tajemniczy korsarz pomagający znaleźć Bicza Morskiego. Jeśli chodzi o znane już twarze, to jestem pewna, że się nie zawiedziecie. Podczas ośmioodcinkowego seansu pojawia się bardzo dużo historii ze świata Wron. Scenarzyści postanowili lepiej przybliżyć historię Kaza, Inej, Jespera, ale również Niny i Matthiasa. Uważam, że ten zabieg był krokiem w dobrą stronę, ponieważ widzowie mogą odkryć, dlaczego podejście Kaza jest tak oziębłe oraz o co chodzi z jego awersją na dotyk.

Freddy Carter i Amita Suman. Źródło: Netflix
Twórcy zdecydowali się na prowadzenie kilku historii naraz i wyszło to naprawdę dobrze. Przez takie działanie nie ma momentów dłużenia się fabuły, a w całości pojawia się akcja, lecz również nostalgia. Ostatecznie wszystko udało się ciekawie ze sobą połączyć. Alina coraz bardziej rozwija swoje zdolności, a jej relacja z Malem nabiera tempa. Obie postacie dojrzały, a podczas podejmowania trudnych wyborów nie myślą tylko o sobie.
Coś dano, coś zabrano
Kiedy po raz pierwszy zasiadałam do serialu, byłam bardzo sceptyczna. Dlaczego? Ponieważ jak można połączyć dwie, odmienne historie, które dzielą od siebie lata? Rozumiem, że to ten sam świat, ale czy nie za dużo dobra na raz? Po dwóch sezonach można napisać, że tak i nie. Z jednej strony takie połączenie pozwoliło inaczej spojrzeć na relacje ulubionych bohaterów, którzy mimo odmienności naprawdę ciekawie się uzupełniają i współpracują. Twórcy pokazali, jak wspólny cel ich jednoczy, a inne wychowanie wcale nie jest przeszkodą.

Patrick Gibson.
Źródło: Netflix
Z drugiej strony nie było wystarczająco czasu, żeby skupić się na wielu elementach, nie jakiś błahych, ale dużo wprowadzających do fabuły. Mam wrażenie, że droga Aliny została częściowo spłycona i ucięta, że pominięto, przez co przeszła wraz z innym, z czym się zmagała. I tu jest chyba mój największy problem z całością. Wiem, na czym polega adaptacja, ale jeśli pomijana jest spora część pierwowzoru, odczuwam wewnętrzny dyskomfort, który gdzieś tam uwiera. Zapewne, gdyby serial nie był na czymś wzorowany, to nie pojawiłby się ten problem. Sami musicie sobie odpowiedzieć na pytanie, czy wolicie, kiedy opowieść ze szklanego ekranu są jeden do jednego, czy żeby was zaskakiwały. Niemniej, historie przedstawione w serii Cień i kość, Szóstce wron oraz serialu naprawdę wciągają — polecam każdą z nich.
Piękny, wyjątkowy i dziwny świat
Jeśli chodzi o kreacje świata i przedstawienie go widzom, to jest na najwyższym poziomie. Podczas czytania inaczej wyobrażałam sobie kilka lokacji, na przykład Kołowrot, ale nadal wszystko utrzymano w klimacie książki, więc nie mam większego żalu. Uważam, że wizualnie serial zrobiono bardzo dobrze, a wstawki, każda inna na początku odcinka, są ciekawym uzupełnieniem oraz swoistym wprowadzeniem co będzie się działo.

Archie Renaux i Jessie Mei Li.
Źródło: Netflix
Wiem, że po pojawieniu się pewnego tłumaczenia wielu fanów miało problem z odmianą Darklinga. Słowo „Zmrocz” podzieliło czytelników, a w pierwszym sezonie pojawiało się dość często, co niektórym przeszkadzało w oglądaniu. Spieszę z informacją, że druga odsłona jest praktycznie z niego wyprana, pojawia się sporadycznie i nie odbiera chęci do dalszego oglądania.
Jest w serialu też coś, co wyróżnia cały świat wykreowany przez Leigh Bardugo, mianowicie nurt, w którym stworzyła serię Cień i Kość i dylogię Szóstka wron. Autorka dość długo nie mogła wyjaśnić, w jakim stylu są jej książki, aż w końcu z pomocą stworzyła zwrot tsarpunk i można napisać, że idealnie odnosi się do tego, co dostajemy. To połączenie fantastyki, steampunku oraz klimatu XIX wiecznej Rosji, a ten neologizm trafia w samo sedno.

Lewis Tan i Anna Leong Brophy.
Źródło: Netflix
Widać to w stylistyce świata, domów, umeblowania oraz całego krajobrazu, ale również patrząc na stroje noszone przez bohaterów i to one chyba najbardziej oddają całe założenie. Surduty, suknie, kapelusze, przełamujące szyk rękawiczki, piękne guziki czy bogate zdobienia nadają charakteru postaciom. Każdy detal ma znaczenie, a przedstawiona historia nietuzinkowa przez swój klimat. Oczywiście pojedyncze nurty można znaleźć w wielu tytułach, ale dopiero Leigh połączyła je tak umiejętnie, jakby od zawsze były razem na rynku.
Obejrzeć czy sobie odpuścić?
Drugi sezon Cienia i kości to bardzo udana kontynuacja, która powinna przypaść do gustu fanom serialu, ale mogą zawieść się miłośnicy dosłownego przenoszenia treści książki na ekran. Dzieje się dużo, ale nie ma w tym wszystkim chaosu, a wątki bardzo płynnie się przeplatają. Samo zakończenie jest intrygujące i daje zapowiedź na ciekawą kontynuację, która mam nadzieję, bardzo szybko się pojawi. Twórcy z korzyścią dla produkcji dali przestrzeń drugoplanowym postaciom. Podoba mi się, że zostali docenieni, a nie tylko dano czas antenowy głównym bohaterom. Wszak za sukcesem stoi cała armia.