Już od dawna nie dostaliśmy dobrej produkcji osadzonej w twórczości Tolkiena. W takich dziełach jak Cień Wojny trudno szukać klimatu świata wykreowanego przez angielskiego profesora. Czy mam coś do Taliona – ubranego w biel i biegającego jak Asasyn po Śródziemiu? Nie, jeśli przyjmiemy, że ma tyle samo wspólnego z Władcą Pierścieni co troll górski z baletem mongolskim. Dlatego postanowiłem odświeżyć dużo starszy tytuł, który świetnie oddaje klimat Śródziemia. Szeloba wciąż jest wielkim pająkiem, a Nazgule nie są chłopcami do bicia. Mowa tutaj o grach z cyklu Bitwa o Śródziemie.
Nawet najdłuższa droga zaczyna się od pierwszego kroku…
Na fali popularności filmowej trylogii dostaliśmy wiele innych produkcji. Jedne gorsze, drugie lepsze, ale serię Bitwa o Śródziemie można zaliczyć do najlepszych. Pierwsza odsłona miała premierę 6 grudnia 2004 (najlepszy prezent dla fanów) i z miejsca podbiła serca miłośników adaptacji filmowej. Co prawda był to klasyczny RTS, który nie wynalazł ponownie koła, ale miał to, co najważniejsze dla fanów – klimat. To, co bardzo rzuca się w oczy – animowane menu, ukazujące Barad-dûr, czyli potężną fortecę Saurona. Do dzisiaj pamiętam, jak wywarła na mnie ogromne wrażenie. Fabułę osadzoną w trakcie wydarzeń z filmowej trylogii. Pokierujemy zarówno siłami Dobra, jak i Zła. Z początku znajdujemy się na ogromnej, animowanej mapie Śródziemia, gdzie wybieramy region do podbicia. Co jakiś czas będziemy wykonywać zadania wyjęte prosto z kinowego obrazu, które napędzają kampanię do przodu. Weźmiemy udział w obronie Helmowego Jaru czy w oblężeniu Isengardu. Jak w każdej strategii mamy standardowe podejście do rozgrywki. Budujemy bazę, rekrutujemy jednostki i walczymy. Ekonomia jest prosta, opiera się na budynkach produkujących zasoby i nie dzieli się na specjalne rodzaje. Jeśli chodzi o samych wojaków to mamy do wyboru kawalerię, piechotę, łuczników czy machiny oblężnicze. Każda strona konfliktu różni się między sobą – Mordor stawia na ilość i zalewanie przeciwnika orkami, Rohan zaś prezentuje elitarną kawalerię, która nie jest tania, ale bez problemu toruje sobie drogę przez oponentów. Zmiany są odczuwalne i nie warto kopiować tych samych taktyk, kierując różnymi frakcjami.
Bohaterowie stanowią ogromną siłę na polu walki. Niektórzy wzmacniają otaczające je oddziały, inni są prawdziwymi maszynami zniszczenia. Legolas bez problemu potrafi zlikwidować połowę armii nieprzyjaciela, Saruman swoimi zdolnościami na krótki czas przejmuje kontrolę nad wrogim wojskiem a Król Nazguli szerzy terror nad polem bitwy, dosiadając skrzydlatej bestii. Wraz z różnymi poziomami zyskują dodatkowe zdolności i poprawiają się ich wartości ataku i obrony. Oczywiście koszty ich zwerbowania są dość spore, ale później, nawet jeśli zginą, nie tracą swojego poziomu i możemy ich wskrzesić w naszej bazie.
Wiele zamieszania na polu bitwy mogą sprawić moce Jedynego Pierścienia lub Gwiazdy Wieczornej. Pokonując przeciwników, zdobywamy specjalne punkty, które później inwestujemy w coraz potężniejsze moce. Na początku możemy wybierać między leczeniem naszych jednostek lub wspomaganiem ich okrzykiem bojowym. Później będziemy mogli przyzwać na pole bitwy Armię Umarłych czy samego Balroga! A uwierzcie mi, ten ognisty jegomość odmienił niejedną przegraną bitwę. Moce nie są jednorazowe, lecz po użyciu muszą się naładować. Oczywiście te potężniejsze wprost proporcjonalnie do swoich efektów. Używanie ich jest kluczowe i czasem potrafią zadecydować o wygranej lub przegranej.
Świat się zmienił…
Druga odsłona z 2006 roku zdecydowanie rozwinęła ten pomysł. Dostaliśmy większą swobodę budowy, która wcześniej ograniczała się wyłącznie do wyznaczonych miejsc, masę nowych jednostek i zmiany w rozgrywce. Wachlarz wyboru bohaterów zdecydowanie się powiększył, gdyż twórcy sięgnęli nie tylko po postacie z ekranizacji, ale również te występujące w książkach.
Jednak najbardziej do gustu przypadła mi nowa zakładka w menu głównym – tworzenie własnych bohaterów. Opcji jest całe mnóstwo – od wyglądu po zdolności naszych awatarów. Mamy możliwość stworzenia własnego orka, czarodzieja czy nawet księżniczkę Rohanu. Do tego doszły kolejne strony konfliktu, takie jak elfy, gobliny oraz krasnoludy. Niestety, ludzie zostali połączeni, więc zamiast Gondoru i Rohanu otrzymaliśmy Ludzi Zachodu.
Dostaliśmy również świetną kampanię, opowiadającą historię dziejącą się w trakcie Wojny o Pierścień, ale w innych miejscach. Zobaczymy Erebor – stolicę krasnoludów, będziemy bronić Rivendell czy zapolujemy na smoka. A to wszystko na pięknych grafikach pomiędzy misjami, które idealnie pasują do kolorystyki gry. Kampania jest dobrze osadzona i wielu miejscach nawiązuje do faktycznych wydarzeń, które miały miejsce w książce lub zostały opisane w dodatkach. Głównymi bohaterami opowieści są elf Glorfindel (uratował Froda w książkowym pierwowzorze przed upiorami, nie zaś Arwena) oraz Glóin – krasnolud z kompanii Thorina, prywatnie ojciec Gimliego. Po stronie zła pokierujemy Rzecznikiem Saurona oraz Upiorami Pierścienia, niszcząc wszelki opór w królestwach elfów i krasnoludów.
Nowy tryb Wojna o Pierścień to przeniesienie kampanii z pierwszej części gry jako dodatkowego trybu rozgrywki. Na mapie strategicznej dowodzimy armiami dowódców poszczególnych ras w systemie turowym, a bitwy toczymy w czasie rzeczywistym. Walczymy o terytoria, które podobnie jak w poprzedniej odsłonie zapewniają różne premie w postaci zasobów i punktów mocy. Można zagrać gotowe scenariusze, opierające się o np. wydarzenia z Trzeciej Ery albo samemu ustawić wszelkie opcje.
Dodatek Król Nazguli wydany pod koniec 2006 roku dodaje nową frakcję – Angmar. To potężne królestwo założone przez władcę Upiorów Pierścienia miało za zadania zniszczyć królestwo Arnoru i stało się ogromnym zagrożeniem w Drugiej Erze. Jest odpowiedzialne za upadek przodków Aragorna i dzięki kampanii dowiemy się, jak do tego doszło. Opowieść jest miodna i dostarcza masę rozrywki. Niestety, w tym wypadku kierujemy tylko jedną stroną konfliktu, ale za to jaką! Jeśli ktoś chciałby się zapytać – to wydarzenie miało miejsce w uniwersum Śródziemia, choć Tolkien nie rozpisał tego tak dokładnie. Ten fakt skrzętnie wykorzystali autorzy kampanii i stworzyli ciekawą historię. Do tego dorzucono nowych bohaterów, moce, mapy i jednostki. Naprawiono też kilka aspektów i bardziej zbalansowano rozgrywkę. Niestety, na tym dodatku zakończyła się ta wspaniała seria. Po 2006 roku moda na Władcę Pierścieni przeminęła, podobnie jak na wysokobudżetowe RTS-y. Później dostaliśmy już produkcje skupiające się na akcji takie jak Władca Pierścieni: Podbój czy Władca Pierścieni: Wojna na Północy.
Jeden, by wszystkimi rządzić…
Bitwa o Śródziemie to najlepsza seria gier osadzona w świecie Władcy Pierścieni. Choć czas nie obszedł się z nią dobrze i przez te 12 lat sporo straciła stronie wizualnej, tak klimat i rozmach bitew wciąż czynią ją wyjątkową. Fabuła kampanii wciąga i pozwala ponownie zanurzyć się w Śródziemiu. Seria zainspirowała mnie do przeczytania Władcy Pierścieni i odkąd to zrobiłem, jestem wielkim fanem dzieł Mistrza Tolkiena. Warto dodać, że do tej gry wciąż powstają mody i scena moderska, choć nie tak aktywna jak dawniej – wciąż działa. Ja ze swojej strony polecam RoTW. To taki mały mod albo raczej patch, który poprawia wiele rzeczy i balansuje strony konfliktu. W skali Tawerny uzyskuje maksymalną notę 10 zacnych, pysznych kufelków trunku prosto z Zielonego Smoka! Niestety, gra nie jest dostępna w żadnej formie cyfrowej. Wierzę jednak, że sobie poradzicie. A wszystkim fanom magicznego świata Śródziemia polecam zapoznać się lub odświeżyć tę zacną serię, bo naprawdę warto.