Brutalność to nie wszystko
Choć okładka reklamuje film jako „Film Jamesa Wana – reżysera Obecności”, to nie jestem do końca pewna dlaczego zdecydowano się akurat na to odwołanie. Groza Wcielenia opiera się głównie na brutalnych, krwawych scenach i zjawiskach, które z paranormalnością mają niewiele wspólnego. Bardziej pasowałoby wspomnienie Piły, która swoją koncepcją w większym stopniu zgrałaby się z nowym filmem. Ci, którzy chcieli sięgnąć po Wcielenie w nadziei na trzymający w napięciu klimat znany z Obecności, niestety srogo się zawiodą.

Źródło: ipsnews.net
Wszystko na raz
Film zaczyna się dość obiecująco. Już w pierwszych scenach Wan pokazuje nam krwawą jatkę i pierwsze horrorowe klisze – tajemniczy szpital na samym skraju klifu, przypominający mroczny zamek, który na skutek tragicznych, brutalnych zdarzeń zostaje zamknięty, a chwilę potem skrzypiącą podłogę, zakłócony odbiór telewizji i tajemniczą, przerażającą postać. Jak to jednak mówią: im dalej w las, tym ciemniej. Film szybko staje się nudny, w pewnym momencie dając wrażenie seansu filmu akcji, a nie horroru. Warto tu wspomnieć o scenie pościgu jednego z bohaterów za mordercą, któremu towarzyszyła strzelanina i efektowny parkour na schodach pożarowych.
Strach się bać
Film oglądałam dalej, mając nadzieję na szokujący zwrot akcji, który zmieni moje odczucia. Zwrot ten owszem, pojawił się, jednak był on lekko mówiąc groteskowy. Mimo że fabuła faktycznie nabrała wówczas większego sensu, to zawiązanie akcji było po prostu komiczne. Wcielenie daje widzowi również niemałą dawkę poważnej problematyki więzi rodzinnych, przemocy domowej i przynależności.
„Nowa wizja grozy”
Znaczącym plusem edycji, którą przyszło mi recenzować, była dodatkowa zawartość z komentarzami Jamesa Wana o procesie tworzenia filmu i etapach powstawania fabuły. Reżyser swoim filmem daje widzowi horror prosto z lat 90 w nowoczesnym wydaniu, któremu towarzyszą imponujące efekty specjalne. Sam James Wan przyznaje, że ważne było dla niego stworzenie czegoś zupełnie nowego, zerwanie z historią o nawiedzonym domu dla oryginalnych, nieznanych wcześniej rozwiązań. Zgodnie z obietnicą, film ten faktycznie przełamuje gatunki. To, czy udaje się to zrealizować w sposób pozytywny czy negatywny, jest już zapewne kwestią gustu.
Nasza ocena
Ogólnie rzecz biorąc, film ten dobrze jest obejrzeć dla samego doświadczenia. Nie jest on może perełką kina grozy, ale jeżeli sięgamy po niego bez większych oczekiwań, jest on całkiem dobrym sposobem na spędzenie wolnego wieczoru. Warto uzupełnić seans o zawartość dodatkową, dzięki której możemy spojrzeć na film nieco życzliwszym okiem, znając stojącą za nim wizję Jamesa Wana. Dostęp do filozofii reżysera był decydującym powodem, dla którego film oceniam na 6/10.