Pierwszy Negalyod, autorstwa Vincenta Perriota, mnie zaintrygował. Po pierwsze, miał dinozaury – a to już ciężko przebić. Po drugie, oferował świat będący wypadkową postapokalipsy i cyberpunka, gdzie nad zniszczonymi wojną pustkowiami górowały zawieszone na niebie nowoczesne miasta (kaszl, jak w Battle Angel Alita, kaszl).
W tych realiach głównym bohaterem był Jarri, który wiódł spokojny żywot „dinoboja”, prowadząc stado ceratopsów z miejsca na miejsce. Do czasu wypadku z udziałem ciężarówki meteorologicznej, która przypadkowo zabija wszystkie zwierzaki. Protagonista poprzysięga zemstę na Sieci sprawującej kontrolę nad żywotem mieszkańców. Ten z pozoru mały incydent doprowadza ostatecznie do wielkiej rewolucji. Jednak bunt skutkuje nie tylko zmianą władzy – potężne maszyny czerpiące wodę spod ziemi pękają i powodują kataklizm. Potężne fale zalewają wszystko, niszcząc podniebne miasta.
Rewolucja
Vincent Perriot stworzył całkiem intrygującą krytykę ruchów rewolucyjnych. Uniknął przy tym banału w stylu „rewolucja pożera swoje własne dzieci”. Zamiast tego ukazał konsekwencje przewrotu nieposiadającego legitymizacji wśród ludu. Znamienna jest tu scena, w której Sieć odcina mieszkańcom wodę i wysuwa żądanie wydania lidera buntowników. Nie powoduje to protestów, praktycznie wszyscy od razu rzucają się na swojego niegdysiejszego proroka. Mimo to, do zamachu stanu jednak dochodzi, lecz kosztem doprowadzenia do kataklizmu i śmierci tysięcy ludzi, którzy wiedli w miarę spokojne życie.
Dinopokalipsa
Ostatnie słowo tylko potęguje ten negatywny obraz rewolucji, bo pokazuje, że potop obejmuje całą planetę. Wszystko zaczęło się od śmierci stada dinozaurów, a ostatecznie dochodzi tu do zagłady porównywalnej z tą, jaka miała miejsce w czasie biblijnego potopu. Perriot, na całe szczęście, nie poszedł na skróty i jego opowieść nie zalatuje Noem. Wystarczy wspomnieć, że w pewnym momencie resztki ludzkości wsiadają na statki, ale nie widać tu ratowania innych gatunków. Nawet (poza drobnymi wyjątkami) biednych dinozaurów.
Drugi tom Negalyoda stał się w większym stopniu alegoryczny. Wiele elementów przypomina tu bardziej mit niż regularną opowieść przygodową. W Ostatnim słowie fabuła potrafi przeskakiwać o wiele lat do przodu, przez co narracja staje się szarpana. W pewnym momencie historia skupia się już nie na Jarrim, a jego córkach. Zdecydowanie więcej tu mistyki. Ważną rolę odgrywa prorocza książka, która prowadzi do mocno metaforycznego zakończenia. Końcówka zdecydowanie jest tu niespodzianką, bo nie daje prostych odpowiedzi.
I kto to mówi
Nie mam pojęcia, czy powstanie trzeci tom. Sama końcówka w pewnym sensie to umożliwia, choć główny wątek został zakończony. Niemniej, trudno nie zauważyć, że scenarzysta wprowadził w dylogii kilka tajemniczych elementów, które ostatecznie ani nie odegrały większej roli, ani też nie znalazły uzasadnienia. Choćby taka umiejętność rozmowy z dinozaurami, która w dwójce pojawia się epizodycznie (bo po potopie też nie ma za bardzo z kim gadać) i nie ma żadnego ciekawego wpływu na fabułę. Po co zatem ten element?
W Ostatnim słowie pojawia się ludzki złol, czyli element, bez którego pierwsza część radziła sobie bardzo dobrze. Wprawdzie w oryginale pojawiała się Sieć, ale miała ona charakter bezosobowy i przez to pokazywała konflikt jednostki z systemem. W dwójce motyw konfliktu protagonista-antagonista niestety wypada słabo – bo złoczyńca jest generyczny i ostatecznie nie odgrywa żadnej istotnej roli.
I’m blue
Tym, co niezmiennie pozostaje dobre, jest warstwa graficzna. Perriot potrafi tworzyć niesamowite obrazy, przywodzące na myśl dokonania Moebiusa. Warto przy tym nadmienić, że okoliczności przyrody w drugiej części są zupełnie inne. Jeśli ktoś pokochał piaski pustyni, gdzie pełno zrujnowanych elementów dawnego świata, to tu… tego nie dostanie. Jak już wspomniałem, dominuje tu potop, więc tak jak jedynka była Mad Maxem, tak dwójka to Wodny świat. I choć jest to całkowicie inny żywioł, to wypada równie znakomicie. Szczególnie, że woda w komiksie to nie flauta, a potworna siła przynosząca zniszczenie. Fani filmów Rolanda Emmericha powinni czuć się jak w domu, sięgając po Ostatnie słowo.
Tylko dinozaurów żal
Przyznam, że zupełnie nie spodziewałem się, że Negalyod może doczekać się kontynuacji. Jedynka stanowiła zamkniętą opowieść z dość intrygującym przesłaniem. Ostatnie słowo nie dość, że pojawiło się dwa i pół roku po poprzedniku, to jednocześnie obrało inną drogę – narracja została rozciągnięta, mniej skupiona i przesiąknięta metaforyką. Nie zawsze byłem przekonany do nowego kierunku, ale i tak moją przygodę z tą serią oceniam bardzo dobrze. Nie czekam na kolejną część, o ile takowa w ogóle powstanie, ale też nie będę smutny, jeśli Perriot zdecyduje się prowadzić historię dalej.
Nasza ocena: 7,2/10
Z Mad Maxa w Wodny świat.Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 6/10
Wydanie: 8/10
Oprawa graficzna: 9/10