The Ring
Za pierwszy obejrzany przeze mnie horror uznaję The Ring. Chodziłem wówczas do którejś z końcowych klas sześcioletniej jeszcze podstawówki i był to pierwszy film z gatunku, jaki obejrzałem z kolegami od początku do końca. Wcześniej oczywiście zdarzyło mi się zobaczyć jakieś urywki innych produkcji, jak np. Blair Witch Project, gdy oglądali je dorośli, ale nie pozwalano mi siedzieć przy nich zbyt długo. Oprócz tego, jeśli mnie pamięć nie myli, przed Kręgiem udało mi się już obejrzeć w całości Ducha z roku 1982 wraz z rodziną, ale z racji przestarzałych już wtedy efektów i nieco familijnego charakteru niespecjalnie mnie wystraszył i nie zaliczam go jako swojej „inicjacji”.
A zatem to właśnie amerykański The Ring z 2002 roku (do japońskiego oryginału dotarłem później) został pierwszym „strasznym filmem”, jaki dobrowolnie i świadomie przyswoiłem i który pod pewnymi względami na lata stał się dla mnie wzorem tego, czym horror jest. Być może stąd bierze się choćby moja mniejsza od przeciętnej niechęć do jump scare’ów, czy też ustawianie mentalnej granicy „oglądalnych” filmów grozy gdzieś w okolicach roku 2000.
Co by nie było, seans był dla mojego dziecięcego umysłu dość poruszający. Nie miałem po nim co prawda klasycznego lęku przed samotną nocną wycieczką do toalety, ani też nie obawiałem się, że coś wylezie mi z telewizora… ale jakoś straciłem ochotę do spacerów w okolicy pobliskiego pustostanu, przed którym stała zapomniana, pokryta mchem studnia. – Krzysztof Dzieniszewski

Źródło: alphacoders.com