Nawiedzony sklep z meblami… Czy praca w wielkich marketach potrzebuje elementu ponadnaturalnego, żeby była straszna? Hendrix zdaje się stwierdzać: może niekoniecznie, ale zobaczmy, co się wydarzy…
Witamy w ORSK!
Vesper konsekwentnie wydaje książki Gradego Hendrixa i tym razem serwuje nam jedną z wcześniejszych. Horrorstör to groza zamknięta w katalogu „amerykańskiej IKEI”, czyli ORSKu. Hendrix z jednej strony podchodzi tu do klasycznego motywu nawiedzonego domu, z drugiej komentuje miejsce, w którym dorośli spędzają najwięcej czas — pracę.
Ta książka została wydana jeszcze przed Moją opętaną przyjaciółką, która przyniosła autorowi zasłużoną sławę. Już w katalogu ORSK-u dostrzeżecie socjologiczny pazur Hendrixa, tak wyraźnie obecny chociażby w Sprzedaliśmy dusze. Pod względem stylu i prowadzenia narracji to jeszcze nie to, ale charakterystyczne dla tego pisarza przechodzenie od lekkiego tonu do naturalistycznych, wywołujących obrzydzenie opisów pojawia się już w Horrorstör. Sądząc po wywiadach (na przykład tym), to pierwszy tekst, w którym autor zdecydował się postawić na „niekonsekwentną” tonację opartą na kontrastach i szarpaniu emocji czytelnika.
Pod pewnymi względami to bardzo klasyczna groza i jeszcze bardziej klasyczna „obyczajówka” opowiadająca o podbijaniu karty czasu pracy, szkoleniu nowo zatrudnionych, przyjmowaniu konstruktywnej krytyki managera. Oraz o relacjach ze współpracownikami — przecież codzienność pracownika to nie tylko doskonalenie własnego warsztatu, ale też zdrowa, koleżeńska atmosfera. Pod tym względem każdy znajdzie tu odpryski własnego doświadczenia zawodowego, a pracownicy IKEI z łatwością nauczą się całych pasaży na pamięć. Główną bohaterką jest sfrustrowana, znudzona i niecierpiąca szefa szeregowa pracowniczka sklepu. Tym razem czeka ją nie tylko przeżycie z godnością swojej dziennej zmiany, ale dodatkowo nocna szychta, podczas której w sklepie wybije niezłe paranormalne szambo. A sam ORSK? To wielki meblowy supermarket gdzieś w szczerym polu, daleko od miasta, taki kapitalistyczny odpowiednik zagubionej w kukurydzy farmy.
ORSK dla Ciebie!
Wygląd tej książki zawdzięczamy… trudnemu księgarskiemu rynkowi. Wydawnictwo Quirk chciało sprzedawać papier, a nie tylko tekst w dowolnym formacie. Dlatego musiało zaoferować czytelnikowi doświadczenie lub ładny obiekt. Katalog ORSK spełnia oba wymogi, więc kiedy tylko, zamiast nawiedzonego domu, o którym bardzo chciał napisać Hendrix, redaktor podsunął pomysł opanowanego przez duchy sklepu, naturalną konsekwencją było ubranie całości w format eleganckiego folderu z meblami. Vesper podszedł do sprawy równie poważnie; mamy więc błyszczącą okładkę, miękki grzbiet, kwadratowe strony, a Lesław Haliński mógł poszaleć, tłumacząc slogany reklamowe i formularz dostawy.
Jak wspomniałam, Hendrix prowadzi czytelnika przez Horrorstör zaczynając w tonie powieści obyczajowej, przechodząc przez klasyczną grozę z duchami i nakładającymi się na siebie przestrzeniami, aż po wątek samotnego mściciela. Kolejne etapy tej drogi wyznaczają meble: przyjemna kanapa z okładki, krzesło Arsle (znajomość angielskiego przydaje się, żeby docenić pseudoskandynawskie nazwy), fotel Bodavest, idealny do krępowania… tak, stopniowo przechodzimy do litanii machin tortur. I dlatego być może wolicie nie kartkować tej książki zbyt dokładnie przed przeczytaniem, żeby nie wyobrazić sobie z góry, co może się bohaterom przytrafić. Dodam jeszcze tylko, że nawet epilog ma piękny, skandynawski diakrytyk w tytule.
Nie spoczniemy. Nie zaśniemy.
Sama historia… Wspomniałam, że to bardzo klasyczna rzecz? I że jeszcze nie da się tu w pełni docenić możliwości pióra Hendrixa? Horrorstör to realistyczny opis pracy w sklepie, a potem wyrazista krytyka bezsensownej roboty. Pisarz sięga tu po autentyczne wiktoriańskie pomysły na temat tego, że trud uszlachetnia, także ten zupełnie pozbawiony uzasadnienia i celu. Opis „piekła” otwierającego się w ORSK-u nocą i terapii zajęciowych serwowanych duchom jest przerażający i obrzydliwy, a co gorsza, oparty na historycznych faktach. Możecie potraktować to jako pocieszenie (na pewno robicie coś ciekawszego) lub metaforę i krytykę dehumanizacji pracownika. W obu wypadkach nie będzie to subtelne ani wyrafinowane, w późniejszych powieściach Hendrix bardziej elegancko owija ewentualny morał w bawełnę pełnowymiarowej historii. Tworzy też dużo ciekawsze postacie, pracownicy ORSK-u mogą wam się wydać nieco zbyt alegoryczni, przez co trudno im współczuć.
Stanowczo nie zaczynajcie od tej książki przygody z pisarzem — wyda wam się nudnawy i mało oryginalny. Powiedziałabym nawet, że nie jest to żaden must read dla znających jego powieści, raczej dla fanów i entuzjastów gatunku. A także dla grafików i redaktorów. Forma tej niewielkiej książeczki to naprawdę ciekawa, zabawna, bardzo autentyczna rzecz. Hendrix napisał tu każdy najmniejszy kawałek tekstu, slogany i techniczne opisy, nawet jego notka biograficzna jest stylizowana.
Nasza ocena: 7,2/10
Niewielka groza i groteska na temat bezsensownej pracy, ukryta w katalogu sklepu z meblami na każdą kieszeń.Fabuła: 6/10
Bohaterowie: 6/10
Styl: 7/10
Wydanie i korekta: 10/10