Dwanaście autorek i nieco więcej bohaterek: bogiń, nimf, śmiertelniczek, którym pisarki oddały głos. Opowiadają swoje wersje mitów, czasem szalenie odkrywcze, kiedy indziej klasyczne, ale tym razem skupione na głosach tradycyjnie pomijanych. Dobry i smutny zbiór.
Ta przerażająca, ograna starożytność
Kiedy byłam mała, uwielbiałam czytać Mitologię Parandowskiego, ale już wtedy uwierało mnie trochę, że jest w niej tak mało bohaterek. Do podziwiania zostawała Atena, może Demeter. Pozostałe boginie nie wydawały mi się przesadnie atrakcyjne. A śmiertelniczki? Cóż, głównie działo im się coś złego… Zainteresowanie mitami odświeżyły mi serie Straszna historia czy Monstrrrualna erudycja, w których bardzo ironicznie traktowano historię i wszelkie heroiczne lub martyrologiczne toposy. Potem mocno się zmęczyłam powtarzalnością tych opowieści, powracającymi motywami, wciąż tymi samymi rozwiązaniami i właściwie nie wracałam już ani do klasyki, ani nawiązujących do niej powieści fantasy czy obyczajowych.
Sama się trochę zdziwiłam, że Ziarno granatu zaintrygowało mnie od pierwszych zapowiedzi. Może dlatego, że prapremiera miała odbyć się na moim ulubionym Literackim Sopocie, a może szlak przetarła mu Wojna i miłość od Mandioki? Efekt był taki, że czekałam bardzo, a kiedy tylko dostałam książkę, rzuciłam się na moją ulubioną postać. I niestety od razu się rozczarowałam. Na szczęście nie na tyle, żeby nie dać szansy pozostałym bohaterkom, bo ten tom zawiera przynajmniej kilka literackich perełek.
Głosy kobiet
Podstawową ideą tej antologii jest wyrwanie z milczenia mitologicznych bohaterek, często traktowanych jak epizodyczne, nawet jeśli (podobno) były największymi miłościami herosa czy boga. W świetnej rozmowie dla Radia Tok FM autorki wspominają o specyficznej analizie tekstów starożytności wykonanej przez Mary Beard. Szukała ona pierwszego przekazu, w którym kobiecie zakazano mówić. Ustaliła, że jeśli chodzi o nasz krąg kulturowy, była to Odyseja, gdzie syn ucisza matkę, Penelopę, a sam Odys – swoją kochającą piastunkę, Eurykleję. To właśnie ten ostatni akt zduszenia głosu stał się zresztą punktem wyjścia do wspaniałego tekstu Barbary Sadurskiej, opowiadającego o pogrzebie króla Itaki, podczas którego spotykają się kobiety jego życia.
Kogo jeszcze usłyszymy w Ziarnie granatu? Eurydykę wyzwalającą się spod orfeuszowej sławy. Aleksandra Zbroja (Mireczek) napisała bardzo gorzkie, przepełnione gniewem, niepozbawione ironii opowiadanie. Myślę, że już nigdy nie spojrzycie po nim tak samo ani na złotoustego barda bogów, ani na ślimaki. Zupełnie inny ton ma zamykająca antologię Letniczka Dominiki Słowik (Samosiejki), bardzo luźno i twórczo nawiązująca do postaci Kory, przywodząca mi na myśl Ostatnie historie Tokarczuk. Córka Demeter jako jedyna pojawia się w zbiorze dwa razy, pisze o niej także Elżbieta Cherezińska (Harda).
Absolutnie zachwyciła mnie opowieść, co do której miałam największe wątpliwości — Jokasty i jej miłości do Edypa. Joanna Rudniańska miesza czasy, historie, rzeczywistości, mnoży uwspółcześnione odbicia mitu, sięga po science fiction. To mocne obrazy, silna bohaterka, wspaniały język, którym Jokasty opowiadają swoje kolejne incepcje. Znajdziecie tu także erotykę, nie zawsze łatwą, prowokacyjną jak w Plastikowym M3 Hůlovej. W Ziarnie trafią się też inne trudno uchwytne, wymykające się szybkim interpretacjom historie. W taki sposób Weronika Murek (Uprawa roślin południowych metodą Miczurina) podeszła do mitu o Ifigenii, a Katarzyna Boni (Kontener) naszkicowała spotworniałą, dziką, koszmarnie skrzywdzoną Gorgonę.
Jak wspomniałam, historia Jokasty, kochanki własnego syna, została świetnie, prowokacyjnie, ale też z wielką radością zredefiniowana przez Rudniańską, ale to nie jedyne brawurowe odczytanie klasycznej historii, jakie znajdziecie w Ziarnie granatu. Opowiadanie Grażyny Plebanek (Rozbójniczki) o Pazyfae, matce Minotaura, jest ożywcze, bezpardonowe, naładowane magią i mocą. Pokazuje królową, córkę Hekate, stojącą w obliczu końca dziejów swojej kultury. Ofiarę helleńskich propagandystów, którą skrzywdzili na kolejne tysiące lat.
Wreszcie znajdziecie tu kilka bardzo klasycznych głosów. Agnieszka Jelonek (Trzeba być cicho) naszkicuje film o Medei. Odezwie się i Kasandra, brzmiąca trochę jak Billy Pilgrim: podróżniczka po czasach uciekająca od wojny i obsesyjnie na nią wracająca — a to w rozdziale Aleksandry Zielińskiej (Kijanki i kretowiska). Z kolei opowiadanie Renaty Lis (Lesbos) o Artemidzie to prawie terapeutyczny tekst, analiza własnego ulegania presji otoczenia, ale też rozliczenie z niekochającą rodziną.
Integralną częścią tej publikacji jest szata graficzna, okładka i ilustracje Izy Dudzik. Mieszając inspiracje helleńskimi scenami wypalanymi na ceramice (głównie czerwonofigurowymi) i współczesne środki wyrazu, graficzka pokazała silne kobiety, ikony narracji snującej się przez pokolenia. Zachwycą was siła Pazyfae i groza Gorgony. Poczujecie chłodny, księżycowy urok Artemidy. Wreszcie wzruszycie się kruchością Kory-letniczki.
Ziarno granatu nie jest idealną antologią, ale to świetny początek dyskusji o mitach i legendach, o roli antybohaterek czy romantycznych muz w toposach naszej kultury. Są w nim teksty wybitne, odkrywcze, zdarzają się też niezbyt udane. Do kilku pewnie kiedyś chętnie wrócę, inne nie wniosły niczego nowego do mojego rozumienia mitologii czy literatury. Dzięki tym pierwszym to ważny zbiór, który przeczytacie z przyjemnością, zapominając o tych drugich. Bo nie wystarczy jedynie zabrać głosu, trzeba zrobić to tak, żeby słuchających przeszły ciarki i żeby zrozumieli głębię waszej opowieści.
Nasza ocena: 8,7/10
Sporo świetnych tekstów, kilka takich sobie, czyli jak na tematyczną antologię, bardzo dobry rachunek. Odświeży wasze myślenie o tej nudnej, zbyt dobrze znanej mitologii.Fabuła: 7/10
Bohaterowie: 9/10
Styl: 9/10
Wydanie i korekta: 10/10