Pierwsze dwa tomy Edenu stanowiły całkiem ciekawe wprowadzenie w fantastykę bliskiego zasięgu ze światem łączącym w sobie elementy postapokalipsy (wynikającej ze wspomnianej choroby) i cyberpunku (z wszechobecnymi robotami bojowymi i innymi wszczepami). Jednak oba te elementy dość szybko zostały przykryte przez militarną rozpierduchę. Hiroki Endo w tańcu się nie… certoli. W pokazywaniu przemocy też nie. Poziom brutalności i rozwałki w Edenie był tak duży, że bez problemu mógłby przyćmić finały kilku innych historii razem wziętych. Przy tak gigantycznym rozmachu na początku opowieści zastanawiałem się, w jaki sposób mangaka będzie w stanie eskalować wydarzenia.
Gangi Południowej Ameryki
Niestety, Roy Burgundy byłby zawiedziony (jako i ja jestem), bo Eden zdecydowanie tonuje każdy z powyższych elementów i wkracza na terytorium… sensacyjniaka. Z niezrozumiałych dla mnie przyczyn Endo skupia się na konflikcie pomiędzy gangsterami z Ameryki Południowej. I ani to szczególnie ciekawe, ani odkrywcze, bo przypomina swą konstrukcją dziesiątki innych tego typu historii, co lecą wieczorami na Polsacie. Pocieszające jest jedynie to, że mangaka trzyma się w dalszym ciągu ponurego tonu i stawia bohaterów przed ciężkimi decyzjami moralnymi. Jednocześnie o wirusie prawie nikt już nie wspomina, a cyberpunkowe wtręty wprowadzane są prawie wyłącznie po to, by sceny akcji były bardziej efekciarskie i brutalne. Wątki fantastyczne są tak zbędne, że wystarczyłoby tylko kilka drobnych przeróbek, by ta historia toczyła się w rzeczywistym świecie.
Co
Już wcześniej Endo pokazywał, że jego świat przedstawiony to parszywe miejsce, gdzie nie ma litości nawet dla najsłabszych. Lecz w tomach 3 i 4 z pewnych powodów głównym wątkiem staje się przemocowa relacja pomiędzy mafiosem a narkomanką-prostytutką. I mam wrażenie, że Endo romantyzuje ten patologiczny związek, co czytało mi się z trudem.
Jednak tym, co mnie zupełnie zbiło z pantałyku jest wprowadzenie romansu pomiędzy głównym bohaterem Ennoią i spotkaną wcześniej prostytutką Heleną. Sęk w tym, że protagonista ma tutaj piętnaście lat, a jego partnerka o dziesięć lat więcej. I to ona inicjuje zbliżenie, korzysta z naiwności chłopaka i wielokrotnie go poniża (jest tu m.in. niezwykle smaczna scena, w której Ennoia obrywa w twarz majtkami Heleny ze spermą jednego z jej klientów). Do jasnej ciasnej, to podręcznikowy wręcz grooming. Wrażliwych na tego typu motywy uprzejmie ostrzegam. Szczególnie że Endo nie krępuje się rysować seksualnych zbliżeń między kochankami, choć te wypadają komicznie, bo genitalia są prześwietlone – wyglądają jakby ktoś wygumkował fragmenty kadrów.
Heheszki
Jednocześnie mangaka przeplata ten wątek z kolejnym elementem, którego nie było w pierwszych dwóch tomach – humorem. I to takim wątpliwej jakości. Przejawia się on głównie poprzez utyskiwania Ennoi, który stara się rywalizować o względy Heleny z jej dojrzałymi klientami. Gryzie się to niemiłosiernie, bo wcześniej protagonista podążał mroczną ścieżką, gdzie przeistaczał się z naiwnego chłopca w bezlitosnego mordercę.
Endo
Tak jak dwa pierwsze tomy rozbudziły moje zainteresowanie tym tytułem, tak dwa następne pozostawiły mnie z ambiwalentnymi odczuciami. W tym świecie wciąż tkwi wielki potencjał, dlatego mam nadzieję, że Endo w kolejnych odsłonach wprowadzi ciekawsze wątki niż gangsterskie romanse.