Site icon Ostatnia Tawerna

Nowe, a jednak stare – recenzja gry planszowej „Ubongo. Shimo”

Grzegorz Rejchtman co jakiś czas wypuszcza na świat kolejną grę logiczną z serii Ubongo. Pytanie tylko, czy warto się nią interesować, jeśli na półce ma się już jedną taką grę? A co najważniejsze – czy najnowsza część, czyli Shimo, może się równać z według mnie najlepszą wersją, czyli Ubongo. Lines?

Jedno pole odkryte, cztery pola zakryte

Gry z serii Ubongo są banalnie proste. Za każdym razem mamy do czynienia z innym rodzajem łamigłówki. Dostajemy kartę, która definiuje nam, jakich klocków musimy użyć, aby zrealizować cel. W Shimo będziemy tak układać figury z otworami, aby było przez nie widać zaznaczone białe pola. W przeciwieństwie do innych gier z serii Ubongo tu zmieniają się zasady punktowania. Nie ma już irytującej losowości z poprzednich części. Tutaj osoba, która jako pierwsza zrealizuje cel, dostaje klejnot (wart od 1 do 3 punktów) oraz kartę ze wzorem, który ułożyła. Pozostali gracze, jeśli zdążą w ciągu minuty rozwiązać zagadkę, to zachowują swoje karty (warte jeden punkt) lub oddają je zwycięzcy rundy. Gra trwa dziewięć tur, po których zliczamy punkty, aby wyłonić zwycięzcę.

Zasady są banalnie proste, choć sama łamigłówka już taka prosta nie jest. Trzeba się sporo nagłowić, zwłaszcza na trzecim i czwartym poziomie trudności. Do tego dochodzi presja czasu, a piasek w klepsydrze przesypuje się bardzo szybko. Shimo, podobnie jak inne gry z tej serii, jest przyjemną łamigłówką, przy której można spędzić miło czas, rozwiązując samotnie zagadki albo mierząc się z innymi graczami w wyścigu o kryształy. Aczkolwiek jest na tyle podobne do innych wersji, że raczej jest to tytuł dla największych fanów Ubongo.

Bezcenne klejnoty

Ubongo. Shimo mieści się w dość sporym pudełku, w którym znajduje się praktyczna wypraska, doskonale maskująca nadmiar powietrza. Klejnoty prezentują się przepięknie, karty są płótnowane, a same klocki są wyjątkowo trwałe, choć umieszczony na nich numer jest niezbyt wyraźny. Według mnie trochę za dużo czasu traci się na znalezienie właściwych klocków do ułożenia. W pudełku znajduje się aż sto sześćdziesiąt dwustronnych kart, więc dla miłośników łamigłówek jest tu sporo zagadek do rozwiązania. Choć ubolewam, że wyższe poziomy nie wprowadzają jakichś dodatkowych zasad, na przykład, że trzeba też pewne pola zakryć. Przez to warto sobie Ubongo dawkować, bo inaczej szybko się znudzi.

Czy warto mieć kolejne Ubongo na półce?

W Shimo najbardziej spodobał mi się nowy sposób punktowania. Według mnie jest najlepszy i o wiele uczciwszy od losowego dociągania kryształów z woreczka. Niemniej sama łamigłówka już tak mnie nie zachwyciła. Dobrze czasem wysilić szare komórki, ale jednak o wiele więcej frajdy sprawiały mi rozgrywki w Lines. Tam każdą zagadkę można było rozwiązać, biorąc ją na logikę. Bez dotykania klocków dało się przewidzieć, gdzie który element musi się znaleźć. Natomiast w Shimo to częściej jest chaotyczne obracanie i przesuwanie figur, aby odkryć poprawne rozwiązanie. Warto przyjrzeć się bliżej tej serii gier, szczególnie jeśli ktoś uwielbia gry pokroju Tetrisa. Niemniej gdybym miał wybrać tylko jedną grę z linii Ubongo, to zdecydowanie byłoby to Lines.

Nasza ocena: 6,6/10

Kolejna przyjemna pozycja z serii Ubongo, choć nie tak dobra jak Ubongo. Lines.

Grywalność: 6,5/10
Jakość wykonania: 7,5/10
Regrywalność: 6/10
Exit mobile version